REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Maria Magdalena podważa fundamenty Kościoła katolickiego – recenzja

Film Maria Magdalena, choć nie pozbawiony pewnych niedociągnięć, jest całkiem ciekawym przypadkiem lekcji katechezy oraz spojrzeniem na życie i nauki Jezusa z trochę innej perspektywy.

06.04.2018
18:17
maria magdalena recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Zawsze cenię sobie twórców, którzy nie boją sie wyrażać swoich własnych opinii, nawet w najbardziej drażliwych tematach. Zagadnienia związane z Bogiem, wiarą, filozofią chrześcijańską, postacią Jezusa i jego apostołów od setek lat stanowią zarówno kręgosłup moralny naszej cywilizacji, jak i obiekt wielu dyskusji historyczno-światopoglądowych.

Garth Davis, reżyser nagradzanego filmu Lion. Droga do domu, postanowił włączyć się do takiej dyskusji. W 2016 roku papież Franciszek oczyścił Marię Magdalenę z zarzutów bycia prostytutką i przywrócił należne jej miejsce w historii Chrześcijaństwa, a dzień 22 lipca ogłosił jej świętem.

"Zła sława" Marii Magdaleny ma swoje źródło w opowieści, którą przyjdzie nam śledzić podczas seansu filmu Davisa.

Marię Magdalenę poznajemy, gdy mieszka jeszcze z własną rodziną. Nie czuje sie jednak do końca akceptowana ze względu na swoją "inność", przejawiającą się w dogłębniejszym odbieraniu i postrzeganiu świata wokół siebie. Nie daje też sobie łatwo narzucić zdania mężczyzn z rodziny. Maria odmawia wydania się za mąż wbrew własnej woli. Jej brat, ogarnięty gniewem wierzy, że kobieta jest opętana przez demona.

W tym samym czasie Maria Magdalena poznaje Jezusa z Nazaretu, którego nauki oraz spojrzenie na świat i wiarę inspirują ją i pokazują, że obok są ludzie o otwartych umysłach. Kobieta postanawia opuścić rodzinę i dołączyć do Jezusa oraz jego towarzyszy w podróży do Jerusalem.

W filmie Davisa obserwujemy więc losy Jezusa Chrystusa oczami Marii Magdaleny. Przysłuchujemy się jego lekcjom, rozmowom i dyskusjom prowadzonym z Marią, Piotrem, Judaszem oraz napotkanymi ludźmi, z którymi dzieli się swoją wiedzą i wiarą.

Wraz z Marią towarzyszymy Jezusowi podczas dokonywania cudów (przywracanie ślepemu wzroku, wskrzeszeniu Łazarza), spotkania z matką, Maryją i oczywiście podczas ukrzyżowania.

Dyskusje Marii z Jezusem wyłaniają powoli jego własną wizję wiary i tego, czym jest obiecywane nadejście Królestwa Bożego. Z kolei jej dysputy z przyszłymi apostołami pokazują ich jako ludzi nie do końca pojmujących na czym polegają nauki Chrystusa.

W tym aspekcie Maria Magdalena staje się interesującą próbą stworzenia filmu o Jezusie, który ucieka od prostego odtworzenia opowieści zawartych w najlepiej sprzedającej się książce wszech czasów. Jak dotąd filmy religijne były przeważnie produkcjami klasy B i C, tworzonymi głównie dla dzieci bądź ludzi starszych, z przeznaczeniem do oglądania w niedzielne przedpołudnie albo podczas świąt.

Maria Magdalena idzie o krok dalej. Garth Davis miał na celu stworzenie pełnoprawnego filmu, solidnego w konstrukcji, warstwie formalnej, scenariuszu i dialogach oraz kreacjach aktorskich. I to się udało.

Pod względem artystycznym jest to jeden z najlepszych filmów religijnych jakie kiedykolwiek powstały.

Reżyseria jest naprawdę świetna, kamera prowadzona sprawną ręką. Nie brakuje tu ciekawych ujęć, pięknych panoram (momentami Maria Magdalena może przywodzić skojarzenia z filmami Terrence’a Malicka). Muzyka (ostatnia ścieżka dźwiękowa napisana przez Jóhanna Jóhannssona) jest naprawdę piękna i poruszająca.

[photo-box id="150228" tytul="" opis=""]

Wprawdzie ani Rooney Mara, ani Joaquin Phoenix nie wchodzą tu na szczyty aktorstwa i nie są to ich najwybitniejsze kreacje, to jednak wypadają w nich nad wyraz przekonująco. Mara jako Maria Magdalena ma w sobie zarówno charyzmę, jak i rzadką umiejętność okazywania emocji, czułości oraz pasji samą tylko mimiką.

Phoenix przypomina w tym filmie lidera jakiejś narkotycznej sekty z Ameryki lat 60., ale dla mnie, jako osoby niewierzącej, taki obraz Jezusa jest bliższy temu, w co jestem w stanie uwierzyć i przyjąć za fakt historyczny.

Koniec końców, czy Jezus nie był właśnie wędrownym filozofem, kaznodzieją, który dzielił się z ludem swoim progresywnym, jak na owe czasy, myśleniem i światopoglądem? Czy ówczesny zalążek chrześcijaństwa nie był sektą?

Najwięcej kontrowersji wzbudzą prędzej postaci apostołów, w szczególności Piotra i Judasza. I wcale nie dlatego, że filmowy Piotr grany jest przez czarnoskórego Chiwetela Ejiofora.

maria magdalena apostol piotr

W Marii Magdalenie Piotr ukazany został jako człowiek nie do końca rozumiejący to, co Jezus chce mu przekazać. Reszta apostołów również zdaje się trochę błądzić. Niby podążają za Chrystustem, wierzą w to co mówi, ale zdaje się, że doszukują się w tym swoich własnych interpetacji.

Trochę tak jak Judasz, który podąża za Jezusem, gdyż ten obiecał mu, że wraz z przyjściem Królestwa Bożego do życia powrócą jego zamordowana żona i córka. Wiara w to, że ich zobaczy trzymała go przy Chrystusie i w końcu, by przyspieszyć bieg działań, skusiła do tego, by go zdradzić. Film nie oskarża go jednak, stara się zrozumieć i rozgrzeszyć.

Natomiast jedyną osobą, która w pełni rozumie i czuje to, co chce przekazać Jezus jest właśnie Maria Magdalena.

maria magdalena film

Ta dość odważna teza stanowi podstawowy budulec całego filmu. Garth Davis idzie nawet dalej i ostatecznie jego dzieło mówi wręcz o tym, że tak naprawdę to jedynie kobiety rozumiały w pełni nauki i filozofię Chrysusa. Tymczasem mężczyźni poszli w zupełnie innym kierunku, a gdy zdominowali chrześcijaństwo i umniejszyli w nim rolę kobiet (w tym celu Maria Magdalena uzana została za prostytutkę) doprowadzili do ruiny wszelkie podstawy wizji świata jaki chciał zbudować Jezus.

O ile cenię i lubię inspirujące dysputy, szczególnie z takimi monolitami jak towarzyszące nam od 2000 lat chrześcijaństwo, tak miałem jednak wrażenie, szczególnie pod koniec filmu, że twórcy próbują mi trochę nachalnie wcisnąć jakąś feministyczną tyradę.

Jak już kiedyś pisałem, feministą nie jestem, gdyż uznaję się za humanistę – nie lubię wykluczania, sztucznych parytetów i podziałów na płcie, a nowoczesny feminizm, nawet ten działający w dobrej wierze, tworzy podziały. Taka też trochę jest Maria Magdalena.

Na dobrą sprawę, jedyną postacią w tym filmie, która myśli sensownie jest tytułowa bohaterka.

Tylko ona, oraz inne napotkane po drodze kobiety, potrafi zrozumieć Jezusa. Z kolei on sam przedstawiony został jako prorok, który nie do końca potrafi odpowiednio wyrazić swoje myśli, tak by wszyscy zrozumieli go właściwie. Maria oczywiście ma tę umiejętność.

Poza nią wszystkie męskie postacie w filmie są albo reprezentantami tyranii Heroda, albo zagubionymi i skonfundowanymi towarzyszami Jezusa. Piotr nie wszystko widzi tak samo jak on, wiara Judasza oparta jest na chwiejnych podstawach jego własnych oczekiwań. Tylko Maria Magdalena jest osobą w pełni wiedzącą czego chce i którędy ma zmierzać.

Niby rozumiem, że ów film jest hołdem dla tej postaci, ale przy okazji wpadł on w okowy zbyt nachalnej poprawności politycznej.

REKLAMA

Choć ideologicznie nie do końca zgadzam się z artystyczną wizją Davisa, a wydaje mi się, że jako ateista prezentuję w miarę rozsądne i obiektywne stanowisko w tym temacie, tak sam film, nie ukrywam, oglądało mi się całkiem nieźle. Na pewno Maria Magdalena okazała się seansem o wiele lepszym niż się spodziewałem. Mimo wszystko daje do myślenia, jest solidnie zrobiony i traktuje swojego widza oraz temat jak najbardziej poważnie. Szkoda jedynie, że wpadł w ten feministyczny mezalians, ale cytując klasykę: nobody's perfect.

Poza tym, nie jest tak, że jestem antyfeministą, więc przekaz Marii Magdaleny nie razi moich uczuć. Bardziej rani poczucie dobrego smaku i wyrazu artystycznego, bo nie lubię, gdy sztuka tak ewidentnie staje się nośnikiem linii politycznych. Ale też nie oszukujmy się, film Davisa raczej nie przepisze historii na nowo. Miejmy przynajmniej nadzieję, że przyczyni się natomiast do upowszechniania właściwego obrazu Marii Magdaleny w naszej kulturze.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA