REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. VOD
  4. Netflix

The Titan od Netfliksa to thriller science-fiction, na którym zaśniecie z nudów - recenzja

I znowu pudło. Kolejny film Netfliksa i kolejne rozczarowanie. Nie wiem, gdzie leży źródło problemu, ale streamingowy gigant nie jest nawet w stanie dostarczyć widzowi thrillera science-fiction, który wzbudziłby jakiekolwiek emocje. "The Titan" z Samem Worthingtonem to mógł być ciekawy film, gdyby zrobili go inni ludzie.

30.03.2018
21:40
titan recenzja
REKLAMA
REKLAMA

W filmie "The Titan" przenosimy się do roku 2048. Ziemska populacja powiększyła się do tego stopnia, że grozi jej przeludnienie. Już w obecnej chwili panuje chaos i degradacja życia ludzi w ujęciu globalnym. Głód, zarazy i wojny rozwijają się na nieznaną wcześniej skalę. Za około 10 lat połowa naszej planety nie będzie nadawać się do zamieszkania.

Ratunkiem jest ucieczka na inną planetę.

Jedynym miejscem w naszym Układzie Słonecznym, które przypomina ziemskie warunki, jest największy księżyc Saturna, Tytan. Jednak temperatura i atmosfera Tytana nie nadają się do tego, by na jego powierzchni był w stanie przeżyć człowiek. Zamiast kosztownego i długotrwałego przekształcania (terraformowania) planety, tak by go dostosować do organizmów ludzkich, wojskowi postanowili "podrasować" nieco ludzkie DNA, byśmy byli w stanie znieść warunki na Tytanie.

Sam Worthington wciela się w Ricka Janssena, jednego z 16 żołnierzy, którzy zostali wytypowani ze względu na swoje silne organizmy i umiejętność przetrwania w śmiertelnie niebezpiecznych warunkach. Grupa ma przejść kurację prowadzącą do przyspieszonej ewolucji i potem polecieć na Tytana. Niestety terapia przynosi nieprzewidziane i groźne w skutkach wyniki...

Oglądając "The Titan" cały czas miałem wrażenie, że obcuję z filmem, który rozwija swój potencjał w maksymalnie w 10%.

Gdzieś tam w środku tkwi ciekawa historia, interesujące motywy i zagadnienia, ale niestety ani scenarzyści, ani reżyser, nie byli w stanie ich umiejętnie wydobyć i opowiedzieć. Skutkuje to tym, że najnowsza produkcja Netfliksa wydaje się być najwyżej sztucznie przedłużonym zwiastunem o wiele ciekawszego filmu. Wygląda to tak, jakby twórcy mieli jedynie zarys historii, ledwie szkic fabuły i nie bardzo wiedzą, co z nim dalej zrobić.

Gdy "The Titan" zaczynał się robić powoli interesujący to... pojawiły się napisy końcowe. Twórcy filmu przez około godzinę ciągnęli niemiłosiernie wątek powolnych zmian, które w wyniku "ulepszania genów" zaczynają dotykać Ricka Janssena.

W pewnym momencie zaczęło to przypominać niezamierzoną parodię thrillerów, które próbują być tajemnicze i złowrogie. Scen, w których obserwujemy milczącego i totalnie drewnianego Sama Worthingtona z towarzyszeniem niepokojącej muzyki w tle, jest tu masa. Widz właściwie już pod 20 minutach wie, w którą stronę rozwinie się fabuła. Ale twórcy i tak czują potrzebę, by ciągnąć ten wątek przez cały film.

the titan

Chwilami wręcz miałem poczucie, że autorzy "The Titan" są przekonani, iż opowiadają jakąś zupełnie oryginalną i wybitną fabułę.

Tak jakby nikt wcześniej przed nimi nie porwał się na taką opowieść. Jakby byli pionierami thrillera z wątkiem science-fiction. Inaczej nie potrafię sobie wytłumaczyć tego, czemu film tak kurczowo trzyma się jednego wątku, który na dobrą sprawę powinien być co najwyżej pierwszym aktem opowieści o udoskonalonych biologicznie ludziach. Niestety, autorzy produkcji Netfliksa uznali, że o wiele ciekawsze jest pokazywanie powolnej mutacji głównego bohatera i zrobienie z 20-minutowego wątku materiał na pełny metraż.

titan netflix recenzja

"The Titan" jest zwyczajnie nudny i niepotrzebnie rozciągnięty w czasie, co idealnie pokazuje sobą Sam Worthington. Aktor wygląda, jakby był niezainteresowany swoją rolą. Jest beznamiętny, nijaki. Absolutnie nie wiem, czemu twórcy zdecydowali się na obsadzenie go w tym filmie.

Taylor Schilling - która gra jego żonę - radzi sobie znacznie lepiej. Po niej widać jakieś emocje, pasję, zaangażowanie, ale też dlatego, że miała po prostu ciekawszą rolę.

Reszta obsady stanowi zaledwie poprawne tło. Tom Wilkinson to klasa sama w sobie, choć mam już wrażenie, że gra on ciągle te same postaci. Na ekranie miga nam też Nathalie Emmanuel, ale niestety znajduje się na marginesie całej opowieści.

titan netflix

"The Titan" prezentuje się nawet nieźle od strony wizualnej. Widać, że jest to dość skromna "telewizyjna" produkcja, ale starannie przygotowana, jeśli chodzi o aspekt wizualny i scenografię. Zdjęcia są po prostu ładne, ale nic więcej. Prezentują tzw. "styl zerowy", czyli wyglądają na tyle dobrze, by wylądować w jakimś teledysku gwiazdy pop, nie mają natomiast żadnych znamion artyzmu czy wirtuozerii. Spełniają więc swoją najbardziej płytką i podstawową rolę.

Aż prosi się, by Tytanem zajęli się sprawniejsi i bardziej doświadczeni scenarzyści.

Wygląda na to, że Netfliksowi tak bardzo śpieszyło się z jego produkcją, że postanowiono zaniechać dalszych przygotowań.

Bo w Hollywood nie jest niczym nowym sytuacja, w której dany twórca przedstawia studiom jakiś swój surowy pomysł na film, tzw. treatment, później pierwszy draft scenariusza, w którym padają podstawowe cele i założenia dzieła. Ten pierwszy draft scenariusza często później przechodzi kolejne stadia rozwoju, czasem trafia też w ręce script doctorów i lepszych scenarzystów, którzy go poprawiają. Netflix uznał jednak, że nie ma się co patyczkować i nadmiernie przykładać do skryptu, wierząc, że i tak znajdzie się widownia na tego typu produkcję.

Nie wiem, czy lekceważenie widza wyjdzie Netfliksowi na dobre. Wierzę jednak, że nad budżetami firmy czuwa jakieś rozsądne oko, więc mniemam, iż streamingowy gigant wie, co robi.

Budowanie swojej biblioteki filmów na produkcjach klasy C, a do takich niestety należy "The Titan", nie robi firmie dobrego PR-u.

REKLAMA

Niedługo seriale Netfliksa będą wyznacznikiem jakości, ale ich filmy postrzegane będą jako kino trzeciego sortu. Zresztą już chyba tak jest.

Choć "The Titan" nie jest tak słaby jak "Game Over, Man!" czy "Outsider", to nadal nie jest to nawet trochę dobre kino. Cały czas zastanawia mnie, kto - mając ograniczony czas i tak wielki wybór filmów i seriali - jest w stanie poświęcić niecałe dwie godziny życia na tak nijaką produkcję. Ale może znajdą się chętni. Ja odradzam.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA