REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Mogło być lepiej, ale i tak czekam na więcej. Star Trek: Discovery – recenzja Spider’s Web

Star Trek: Discovery to wielki powrót kultowej marki. Niestety, serial rozczarowuje w zasadzie w każdym aspekcie. Tylko jakoś tak… nie mogę się doczekać kolejnego odcinka.

14.11.2017
21:20
Star Trek: Discovery recenzja
REKLAMA
REKLAMA

No i przerwa! Netflix, podobnie jak stacja CBS, wstrzymał dodawanie kolejnych odcinków pierwszego sezonu Star Trek: Discovery. Kolejne mają się pojawić dopiero na początku roku. To dobry moment, by się zatrzymać i zastanowić, czy było warto. I czy właściwie jest na co czekać.

Serial bez wątpienia ma wiele wad. Zabawa konwencją nie we wszystkich miejscach wyszła jak należy. No fajnie, że serial może się pochwalić pierwszym wypowiedzianym w Star Treku wulgaryzmem przez jedną postaci czy pokazanie załogi w nieco luźniejszych sytuacjach, w tym… na dyskotece. Luk fabularnych jest jednak sporo, gra aktorska zdecydowanie pozostawia sporo do życzenia, a na dodatek zapowiadany rozmach… jest trudny do dostrzeżenia.

To tytułowy statek jest głównym bohaterem.

star trek discovery recenzja class="wp-image-109141"

No dobrze, możemy uznać, że jest nią oficer Burnham. Jednak to sam Discovery ma coś, co w serii Star Trek było do tej pory niespotykane. Napęd pozwala mu na pojawienie się w dowolnym miejscu w znanej części kosmosu. Takie nowinki techniczne zazwyczaj nadawały się na jeden z odcinków, tu z ciekawostki zrobiono główny wątek.

To bardzo dobry pomysł. Otwiera bowiem przed scenarzystami zupełnie nowe możliwości. Serial skupia się na konflikcie z Klingonami, ale kolejne sezony mogą przecież zaprowadzić nas tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden startrekowy scenarzysta. Choć Voyager próbował.

Klimat serialu również się zmienił. Zniknął majestat i pokojowa eksploracja. To wojna. Brutalna wojna. Discovery jest znacznie mroczniejszy od jakiegokolwiek innego serialu z tego uniwersum. Podkreśla to też oprawa wizualna, pełna chłodnych kolorów i skąpo oświetlonych planów.

Największym problemem Discovery jest jego załoga.

Discovery to serial technicznie zrobiony bardzo dobrze. Opowieść miejscami się nie klei, ale nie na tyle, by jakoś znacząco wpłynęło to na przyjemność oglądania. Zostałoby to całkowicie zamaskowane przez ciekawe postacie. Takich niestety, wśród załogi Discovery, ze świecą szukać. Nie jestem tylko pewien, czy problemem jest reżyseria, montaż czy też sami aktorzy. Patrząc po najważniejszej postaci – Michael Burnham granej przez Soneque Martin-Green – obstawiam to ostatnie.

Zdaję sobie sprawę, że aktorka miała nie lada zadanie do wykonania. Wciela się w człowieka wychowanego przez chłodnych, kierujących się wyłącznie logiką Wolkan. Spock, zarówno ten nimoyowy ze starych seriali, jak i jego młodsza wersja z filmów Abramsa, to ciekawa, charakterystyczna postać. Burnham jest głównie irytująca.

Na szczęście jako całość Star Trek: Discovery broni się całkiem nieźle.

REKLAMA

Sceny akcji są dobrze nakręcone, poszczególne odcinki nieraz przedstawiają ciekawe problemy z nieoczywistymi rozwiązaniami. A główny wątek fabularny wciąga, motywując widza do czekania na kolejny odcinek. Narzekałem na braki w fajnych postaciach, trudno jednak nie zauważyć przynajmniej dwóch wyjątków, które gdybym chciał opisać konkretnie, popsułbym zabawę tym, którzy jeszcze serialu nie widzieli.

Star Trek: Discovery na pewno nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. Jest sporo do poprawy, biorąc pod uwagę wartość marki i uwielbienie do niej fanów. Ma gorsze momenty, ma też lepsze. Jako całość wypada naprawdę nieźle. Nie spodziewajcie się wgniecenia w fotel czy  szczególnej ekscytacji podczas seansu. To po prostu dobry serial, który przyjemnie się ogląda. A to wystarczy, by nie tylko Trekkies czekali na wznowienie pierwszego sezonu, a także na kolejny, który jest już w drodze.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA