REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Miłoszewski wraca po trzech latach i robi to, co zawsze. Jak zawsze - recenzja Spider's Web

Zygmunt Miłoszewski wraca po trzech latach z nową książką. W 2014 roku pożegnaliśmy się z prokuratorem Teodorem Szackim w powieści Gniew. I choć Szacki razem z Miłoszewskim nie powrócił (czy to już naprawdę koniec?), Jak zawsze to tytuł, który w pełni mi tę nieobecność rekompensuje.

08.11.2017
19:38
miłoszewski
REKLAMA
REKLAMA

Powiedzieć, że lubię twórczość Zygmunta Miłoszewskiego, to jakby nie powiedzieć nic. Jego literatura reprezentuje wszystko to, co sprawia, że z utęsknieniem czekam na każdą wieść o nowej powieści. Miłoszewski jest pisarzem, potrafiącym stworzyć postaci, z którymi naprawdę się identyfikujesz, bo są ludźmi z krwi i kości; rozumiesz ich problemy. Doskonale włada ironią i choć zabrzmi to tak banalnie, że pewnie samego Miłoszewskiego od tego tekstu by skręciło, serdecznie bawi i wzrusza. Mnie potrafi wzruszyć do łez. Ale to też twórca, który jest świetnym obserwatorem zjawisk społecznych. Chłonie Polskę od podszewki, a historia jej mieszkańców służy mu za doskonały pretekst do snucia opowieści.

Nie inaczej jest - nomen omen - w Jak zawsze.

Tu też ważnym bohaterem jest Polska, a konkretniej Warszawa, która nasz kraj reprezentuje. Nie po raz pierwszy Miłoszewski kreśli przed czytelnikami obraz miejsca na mapie, będącego właśnie nie tylko miejscem na mapie, ale stworzeniem z duszą i własnymi problemami. To jego częścią składową są dopiero ludzie - bohaterowie uwikłani (!) w codzienność. I to ci ostatni muszą się bardzo starać, aby udało im się wspólnie żyć w symbiozie, a nie jest to takie łatwe, często wręcz niemożliwe.

Oprócz Warszawy, widzianej zresztą dwojako (a może raczej czworako?), ale o tym za chwilę, jest też dwójka innych bohaterów. Jest ona - Grażyna i on - Ludwik. Oboje mają razem grubo ponad sto lat (zbliżają się do dwusetki!) i są małżeństwem, znającym się jak łyse konie. Wszak żyją ze sobą od pięćdziesięciu lat. Kochają się bardzo, ale - co mówią sobie w dniu właśnie 50. rocznicy - są sobą trochę zmęczeni. Bo przecież obiecywali sobie, że będą więcej podróżować, a za dużo wspólnie siedzieli w domu. Bo ich życie mogło inaczej wyglądać, bo mogło być lepiej, więcej, bardziej, bo, bo, bo...

I nagle, zupełnie nieoczekiwanie, życie daje im szansę. Na lepiej, więcej i bardziej.

Po udanym, choć nie takim znowu spontanicznym, seksie magicznie przenoszą się do niemagicznej Polski młodszej o pięćdziesiąt lat. Jest rok 1963, a nasza ojczyzna wygląda inaczej, niż ją zapamiętali. U władzy jest Eugeniusz Kwiatkowski. Polacy solidaryzują z Francją, za którą walczą w Algierii. Nic nie jest takie, jak być powinno i oni też nie - Grażyna i Ludwik budzą się w swoich młodych, jędrnych i przystojnych ciałach (te usta Ludwika to chyba nie tylko Grażynie się będą śniły!) i próbują dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Czy to tylko sen? Co się właściwie stało? Jak na nowo poukładać swoje życie w obcej, a jednocześnie tak dobrze znanej, rzeczywistości?

Miłoszewski stawia przed bohaterami i odbiorcami pytanie o to, czy pokierowaliby swoim życiem inaczej, gdyby mogli je przeżyć od nowa.

Jakie podjęliby decyzje? Co nas kształtuje? Czy świadomość przeszłości i doświadczeń pozwala stworzyć siebie, swoją codzienność na nowo? Nie są to pytania łatwe i to nie tylko dla nas, którzy nie znaleźli i nigdy nie znajdą się na miejscu naszej dwójki bohaterów (choć kto wie, kto wie...). Grażyna i Ludwik też nie do końca potrafią na nie odpowiedzieć, w końcu ta sytuacja, choć w pewnym sensie znajoma, jest dla nich całkowicie nowa. Jest zaskakująca i surrealistyczna.

Literacką zabawę z alternatywną historią Polski znamy już z powieści Miłoszewskiego, Bezcenny. Tutaj ten motyw zdecydowanie bardziej mi się podoba. Autor Jak zawsze udowadnia swoją nową powieścią, że potrafi się odnaleźć w każdym gatunku, który pozwoli mu korzystać z ulubionych motywów, będących charakterystycznymi elementami jego twórczości. Miłoszewski po prostu potrafi opowiadać (dobre) historie. Narracja w Jak zawsze jest intrygująca i pozwala spojrzeć na każdą postać z osobna. Kolejne rozdziały przeplatają podrozdziały naprzemiennie opowiadające o przeżyciach Grażyny i Ludwika, każdy z innej perspektywy. Grażyna to narracja pierwszoosobowa, a Ludwik trzecioosobowa. Ciekawy zabieg, pokazujący też charaktery obu bohaterów. Przyznam, że zdecydowanie bliżej mi do Grażyny - bezpośredniej, czasem zbyt ostrej, która potrafi głośno powiedzieć, co myśli.

Napisałam na początku, że uwielbiam twórczość Miłoszewskiego. I choć nie chcę tu tworzyć nowej religii, trudno mi zarzucić coś tej powieści. Kolejne strony pochłaniałam z wypiekami na twarzy, czasem śmiejąc się, a czasem wzruszając. Jak zawsze to ciekawe studium człowieka i polskości. To opowieść o każdym z nas, o wyborach, o tożsamości, o utraconych nadziejach, o tajemnicach, o tym jakby to było...

REKLAMA

W przypadku Miłoszewskiego jest, cóż, jak zawsze.

Prawdziwie rewelacyjnie. Jeśli po coś tworzy się literaturę, to właśnie po to, by docierać do czytelnika. I bawić - proszę mi wybaczyć - i wzruszać.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA