REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy
  3. YouTube

Jesteś fanem serialu Gomorra lub Serie A? Ten film polskich dziennikarzy jest dla ciebie

Ponieważ w 1998 roku podjąłem jedną z bardziej bezsensownych i tragicznych w skutkach decyzji życiowych (że będę kibicował Interowi Mediolan), dobrze znani są mi Filip Kapica i Mateusz Święcicki - komentatorzy stacji Eleven Sports, dzięki której od paru lat mogę w komfortowych warunkach oglądać Serie A. 

27.10.2017
16:49
gomorra s03
REKLAMA
REKLAMA

Lubię Inter, lubię włoską piłkę (finał Euro 2000 był jedynym meczem w moim życiu, po którym płakałem). Może pamiętacie, jak bardzo podobał mi się The Young Pope od Paolo Sorrentino. Pewnie wiecie, że Gomorra jest jednym z najlepszych seriali telewizyjnych, jakie widziałem w ostatnich latach. Lubię też pizzę, okulary z kolekcji Gucci, Monikę Bellucci i The Bloody Beetroots, ale mimo to nie nazwałbym siebie "miłośnikiem Włoch".

Takimi miłośniczkami Włoch są zadziwiająco często moje koleżanki. Potrafią one (zupełnie niezależnie od siebie) godzinami rozpływać się nad włoską kulturą, architekturą i kuchnią. W zdecydowanej większości mają na myśli Lombardię czy Toskanię, już nawet nie Rzym, a przecież - podobno - prawdziwe Włochy zaczynają się na południe od stolicy. Prawdziwe Włochy są w Neapolu.

Nie trzeba być italofilem, żeby być świadomym specyfiki miasta położonego u stóp Wezuwiusza.

W kulturze masowej pojawia się często. Głównie za sprawą dwóch czynników - zorganizowanych struktur przestępczych oraz piłki nożnej. Lokalne Napoli nigdy nie odnosiło spektakularnych sukcesów sportowych, jednakże nie sposób odnieść wrażenia, że tych kilka drobnych lat chwały oraz obecność w klubie Diego Maradony, trwale odcisnęło się w DNA miasta.

Kiedy więc zobaczyłem, że zapowiadany od lat serial Kapicy i Święcickiego poświęcony jest odtwórcy jednej z głównych ról w serialu Gomorra - przyjąłem to ze sporym rozczarowaniem. Szybko jednak okazało się, że niepotrzebnie. Ten trzydziestominutowy dokument może być niewystarczająco satysfakcjonujący dla miłośników programu telewizyjnego. Może też rozczarowywać miłośników piłki nożnej. Ale z całą pewnością nie rozczarowuje widzów takich jak ja, którzy chłoną te dwa światy. Myślę, że choć są to - teoretycznie - dwa kompletnie różne światy, to jest nas całkiem sporo.

Szybko okazuje się, że sam film nie jest nudnym backstagem telewizyjnego serialu.

Zdziwiłem się, dowiadując się z niego między innymi o tym, że odtwórca roli Gennaro Savastano w ogóle nie starał się o rolę w serialu - dostał ją z przypadku, asystując na planie. Produkcja szybko jednak skupia się na oddaniu ducha Neapolu, a nie neapolitańskim śnie w hollywoodzkim stylu. Twórcy pokazują miasto z perspektywy dla nas w Polsce już egzotycznej: małego biznesu, wielopokoleniowych rzemieślników, tubylców ze zdjęciami papieża w honorowym miejscu zakładu. Jak w scenografii Gomorry.

REKLAMA

"Salvatore. 100% Napoletano" to nie jest żadna profesjonalna produkcja telewizyjna (choć realizacja stoi na bardzo wysokim poziomie). Jej adresatem jest niszowy widz, który odnajduje się w konwencji włoskiego folkloru - ja odnalazłem się fantastycznie. Za dodatkowy smaczek uznaję, że twórcom (podobno po ciężkiej walce) udało się uzyskać prawa do wykorzystania muzyki Mokadelic w swoim filmie. Jeśli nie widzieliście Gomorry, to prawdopodobnie nie zrozumiecie czemu dla nich - i dla mnie, jako widza - było to takie ważne. Po seansie jednego z najlepszych seriali tej dekady obok "Doomed to live", "Tragic vodka" oraz "Nothing to be gained" już nigdy nie przejdziecie obojętnie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA