REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Niezbyt udany powrót do przeszłości. Geostorm – recenzja Spider’s Web

Filmy katastroficzne, w których scenariusz jest tylko pretekstem do pokazania efektów specjalnych, były fajne, gdy te efekty faktycznie imponowały.

21.10.2017
12:35
Geostorm recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Żyjemy w pięknych czasach, jeśli chodzi o tworzenie filmów. Dzięki technikom cyfrowym i zaawansowanej mechatronice filmowcy mogą pokazać na ekranie w zasadzie wszystko. Wystarczy obejrzeć jeden z ostatnich filmów o Avengersach, by stwierdzić, że nie ma scen niemożliwych do nakręcenia. Filmy mogą nas intrygować poetyką, stylistyką wizualną, kadrami, montażem, fabuła, grą aktorską. Ale efekty specjalne? Te czasy minęły już jakiś czas temu.

Oczywiście nie zawsze tak było. Zanim rozwinęła się technika cyfrowa, filmy potrafiły wręcz szokować nierealnością treści na ekranie. Niektórym uchodziło na sucho to, że nie miały sensownego scenariusza. Wystarczyła techniczna innowacyjność, by przyciągnąć ludzi do kin. Na tym patencie wielokrotnie bazowało tak zwane kino katastroficzne. Idiotyczne pod względem fabuły produkcje i tak dobrze się wspomina, bo oferowały coś, czego nigdy wcześniej nie widzieliśmy.

Gdyby w tamtych czasach na ekranach kin pojawił się Geostorm, zapewne dawałby wiele radości. Niestety, dla tej produkcji, mamy rok 2017. A sama zabawa w pełną rozmachu destrukcję już nie wystarczy.

Geostorm to film okrutnie głupi.

Geostorm recenzja class="wp-image-103735"

To nie tak, że jestem fanem tylko intelektualnie wymagającego kina. Nawet Transformersy – przynajmniej te pierwsze – uważam za kawał świetnej rozrywki. Tymczasem Geostorm przypomina filmy Rolanda Emmericha. Kilka czerstwych one-linerów, absurdalnie poprowadzona fabuła i dużo, dużo efektów specjalnych na ekranie.

W niedalekiej przyszłości grupa 19 najbardziej rozwiniętych krajów w końcu wygrywa walkę z coraz bardziej nieprzewidywalnymi zmianami klimatu. Te państwa budują sieć satelitów, które są w stanie błyskawicznie uspokoić nawet największy huragan. Główny bohater filmu to jeden z inżynierów, który je zaprojektował. Jak nietrudno się domyślić – i co podpowiadają zwiastuny – coś w końcu się psuje. Seria tajemniczych wydarzeń powoduje, że satelity wariują i zamiast powstrzymywać kataklizmy, kreują nowe.

W filmie nie brakuje dobrych aktorów. W rolach drugoplanowych wypatrzymy świetnego Eda Harrisa czy Andy’ego Garcia. Niestety, żaden nie potrafił wykreować ciekawej, godnej do zapamiętania postaci. Geostorm jest wtórny i przewidywalny. Wygląda tak, jakby ktoś wziął film Pojutrze i postanowił trzymać się go desperacko. Ten pomysł niestety już nie przechodzi. Geostorm nie wprowadza do gatunku absolutnie nic. Jest rozkosznie głupi, co niektórym może się spodobać. Ale przez trzymanie się szablonu jest wtórny. Nawet jego warstwa wizualna – choć trudno jej stawiać jakieś poważne zarzuty – w żaden sposób nie imponuje.

Jak ktoś się chce odmóżdżyć, może znajdzie w Geostorm coś dla siebie. Ja podczas seansu niecierpliwie patrzyłem na zegarek.

REKLAMA

Raz jeszcze, ja doskonale rozumiem, że to nie jest ambitne intelektualnie kino. Co więcej, ja bardzo lubię proste, głupiutkie i widowiskowe kino akcji. Sęk w tym, że nawet w swojej kategorii Geostorm nie ma w zasadzie nic do zaoferowania. Ten film jest po prostu nudny. Zupełnie nie pasuje do czasów, w których został nakręcony.

Jeżeli kiedyś znajdziesz Geostorm w ramach jakiejś platformy VoD i akurat będziesz siedział przed niezłym telewizorem w jakieś niedzielne, leniwe popołudnie, możesz spróbować go obejrzeć. Kto wie, może ta prostota i przewidywalność przeplatana suchymi żartami w jakiś sposób cię odpręży. Obawiam się jednak, że istnieje wiele znacznie lepszych pomysłów na wydanie tych kilkudziesięciu złotych. Ten film zostanie przez świat bardzo szybko zapomniany. I słusznie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA