REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. VOD
  4. Netflix /

"1922" to znakomita adaptacja prozy Stephena Kinga od Netfliksa – recenzja Spider’s Web

Niecały miesiąc po premierze świetnej "Gry Geralda", Netflix rozpieszcza swoich subskrybentów jeszcze jedną adaptacją twórczości Stephena Kinga. "1922" zadowoli nawet najbardziej wytrawnych fanów pisarza.

20.10.2017
21:50
1922 recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Tym bardziej, że po raz kolejny Netflix sięgnął po niezbyt znaną (przynajmniej w kontekście innych dzieł Kinga) pozycję z imponującej bibliografii autora "Carrie" czy "Lśnienia". "1922" jest niedługim opowiadaniem znajdującym się w zbiorze "Czarna bezgwiezdna noc".

Film "1922" (tak samo jak literacki pierwowzór) opowiada o wydarzeniu, jakie rozegrało się w tytułowym roku. Farmer Wilfred James (Thomas Jane) żyje z uprawy kukurydzy na swoim polu w Nebrasce. W pracy pomaga mu 15-letni syn, Henry, a domem zajmuje się żona, Arlette (Molly Parker).

Niestety, Arlette nie jest zadowolona z życia na odludziu. Marzy jej się otworzenie sklepu z sukienkami w wielkim mieście, naciska więc na męża, by wyjechać. Sytuację komplikuje fakt, że połowa ich terenów należy do Arlette. Dla Wilfreda życie farmera to niezmienna tradycja, a posiadanie własnej ziemi – największa duma i sens istnienia. Gdy więc Arlette oznajmia, że zamierza sprzedać swoją część, wziąć rozwód i wyjechać wraz z synem do miasta, Wilfred staje przed sytuacją bez wyjścia i postanawia... zabić żonę.

To, co oglądamy później, jest kapitalnie rozegraną psychodramą. Bo film ten, tak jak zresztą większość dzieł autorstwa Stephena Kinga, nie jest typowym horrorem, a zlepkiem różnych gatunków i motywów.

"1922" to zdecydowanie bardziej thriller psychologiczny z elementami dramatu i horroru niż typowy "straszak".

Jeśli więc oczekujecie powtórki z "To" to trochę nie ten adres.

Film rozwija się dość powoli, co nie znaczy, że nuży – wręcz przeciwnie. Twórcy "1922" z wyczuciem i finezją wprowadzają widza w opowieść o rozdartej wewnętrznie rodzinie. Najpierw starannie nakreślają dynamikę relacji między bohaterami i pokazują ich motywacje. Następnie prowadzą do samej zbrodni, a później pokazują jej skutki, tak te namacalne, jak i te w sferze mentalnej.

"1922" jest bowiem niczym innym jak studium psychozy i paranoi.

Przez pierwszą połowę filmu poznajemy motywy i okoliczności, które pchnęły Wilfreda do zabójstwa swojej żony, a w drugiej połowie przyglądamy się temu, jaki wpływ na jego psychikę miało to zdarzenie. Wilfred zaczyna mieć zwidy, przed oczyma stają mu rozkładające się zwłoki żony, wszędzie widzi szczury, będące niejako metaforą rozkładu i śmierci oraz emanacją strasznego czynu, jakiego się dopuścił.

Thomas Jane w roli Wilfreda daje fantastyczny aktorski popis. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że to najlepsza rola w jego karierze.

1922 thomas jane

Począwszy od mistrzowsko opanowanego akcentu prosto z amerykańskiej prowincji, przez pasję i upór, które pchają go do zbrodni, aż po genialnie oddanie paranoi i strachu, kiełkujące w nim coraz bardziej.

Wilfred to człowiek pchany miłością do syna, ale przede wszystkim opętany jeszcze głębszym uczuciem do ziemi, podtrzymywania tradycji, bojący się zmian i będący w stanie zrobić wszystko, by do tych zmian nie dopuścić. Jego konsekwencja i oddanie temu, w co wierzy, są iście imponujące. A motywacje całkiem zrozumiałe, nawet jeśli wiemy, że ewidentnie przekracza on granice prawa i moralności.

W szerszym kontekście "1922" to nie tylko znakomicie opowiedziany dramat. To też moralitet, który przypomina o tym, że nie ma zbrodni idealnej.

REKLAMA

Zawsze coś się posypie, prędzej czy później fundament kłamstwa się ugnie, niechciane fakty wyjdą na jaw, a nawet jeśli nie, to same skutki zbrodni czy choćby wyrzuty sumienia, szybko obrócą się przeciwko nam.

Cała historia została opowiedziana dość prostymi środkami, bo też nie jest to w żadnym razie oryginalna opowieść. Ale jej znakomite części składowe (świetne aktorstwo, piękne zdjęcia) i przemyślana konstrukcja (film zaczyna się niczym poetyckie dzieło Terrence’a Malicka, a kończy jak "Lśnienie"), sprawiają, że Netflix po raz kolejny trafił w dziesiątkę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA