REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Melodie kosmosu. Vangelis "Rosetta", recenzja sPlay

Fani muzyki elektronicznej – łączmy się! Oto powrócił jej król – Vangelis, i to w wielkim stylu.

26.09.2016
18:46
Melodie prosto z kosmosu. Vangelis "Rosetta"- recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Od razu, na wstępie, bez niepotrzebnego przeciągania sprawy – tak, nowa płyta Vangelisa jest świetna. I drugie tak, jest to album z muzyką do jakiej przyzwyczaił nas grecki mistrz elektroniki na swoich klasycznych już płytach z przełomu lat 70. i 80. Także jeśli komuś nigdy nie było po drodze z takimi albumami jak "Antarctica", "Albedo 0.39" czy "Spiral", to raczej nie przekona się też do "Rosetty". Choć, moim zdaniem, warto dać tej płycie szansę, bo zawiera ona naprawdę niezwykłą, mistyczną, która tym razem zabiera nas w podróż kosmiczną. I to dosłownie.

Główną inspiracją dla nowego albumu Vangelisa i jego tematem przewodnim jest misja Rosetta, od której to płyta wzięła swój tytuł.

Jest to misja Europejskiej Agencji Kosmicznej, w ramach programu Horizon 2000 (realizowana m.in. przy pomocy NASA), której celem jest przeprowadzenie badań mających pomóc w poznaniu pochodzenia komet, powiązań między materią kometarną i materią międzygwiazdową oraz ich znaczenia dla powstania Układu Słonecznego. Wysłana w przestrzeń kosmiczną w 2004 roku sonda Rosetta miała konkretne zadanie – wejść na orbitę wokół jądra komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko i osiąść na powierzchni. Dekadę później, w 2014 roku sonda zrealizowała swoje zadanie i wypuściła lądownik Philae, który wylądawał na powierzchni komety. Na 30 września 2016 roku planowany jest powrót sondy na Ziemię i oficjalne zakończenie misji.

vangelis_rosetta_recenzja class="wp-image-74548"

Z tą datą zbiega się premiera albumu Vangelisa. Albumu, który za pomocą dźwięków i melodii odsłania przed nami tajemnice wszechświata. Słuchając takich płyt jak "Rosetta" uświadamiamy sobie jaką siłę ma muzyka. Często zapomiamy jak potężne jest to medium, zasłuchani w tłuczonych do znudzenia hiciorach ze stacji radiowych. Jasne, muzyka daje nam rozrywkę, poprawia nastrój, dostarcza miłe dla ucha melodie, ale też ma w sobie moc opowiadania historii i zabierania słuchacza w podróż w miejsca, których zapewnie nigdy nie odwiedzimy. I wcale nie potrzeba dużo, by taką podróż odbyć. Wystarczy zamknąć oczy i dać się ponieść melodiom. Najtrudniejszą pracę zrobił za nas kompozytor, tworząc te wszystkie dźwięki.

I tak też jest w przypadku Vangelisa, co zapewne wiedzą wszyscy ci, którzy przynajmniej raz w życiu zetknęli się z jego utworami (czy jest ktoś, kto nie zna motywu przewodniego z filmu "Rydwany ognia" albo "Blade Runnera"?). Rosetta ma w sobie coś magicznego i nie dającego się jednoznacznie sklasyfikować ani opowiedzieć słowami.

Już jeden z otwierających płytę kawałków, Starstuff, otwiera przed nami bramę do kosmosu; jego ambientowe brzmienie rodzi tajemnicę, poczucie obcowania z nieznanym oraz majestat podróży przez bezkresną czarną przestrzeń gwiezdną.

Późniejszy Sunlight wręcz obezwładnia pełnym rozmachu zachwytem nad pięknem błysku gwiazd. Podniosłe tony rodzą dreszcze i odznaczają się wielką mocą, dosłownie powalając słuchacza z nóg. A to pewnie i tak tylko skrawek emocji, jakie moglibyśmy przeżyć, gdybyśmy rzeczywiście patrzyli na światło słoneczne dryfując w kosmosie.

Z kolei Mission Accomplie (Rosetta’s Waltz) to Vangelis jakiego wszyscy kochamy – z piękną, pompatyczną melodią, która inspiruje i zachwyca.

"Rosetta" nie zawiera żadnych typowych przebojów, ale moim zdaniem Rosetta’a Waltz ma potencjał by dołączyć do panteonu klasycznych kawałków greckiego kompozytora.

REKLAMA

Dla fanów, "Rosetta" to nie lada gratka. Vangelis od około dekady nie wydał żadnego albumu z premierowym materiałem i już można było odnieść wrażenie, że odpuścił sobie komponowanie. Na szczęście okazało sie, że tak nie jest. "Rosetta" to też idealna okazja, by młodsi, niezaznajomieni z nim słuchacze, będący fanami muzyki elektronicznej (i zagadnień związanych z kosmosem), nadrobili zaległości i poznali pioniera (będącego jednym z głównych inspiracji dla powstania chociażby soundtracku do serialu "Stranger Things"), bez którego muzyka w ogóle byłaby o wiele uboższa.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA