REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

"Wywiad ze Słońcem Narodu" jest świetnym symbolem, ale nędzną komedią. Film niegodny zamieszania

Obserwując pocisk wystrzelony z lufy sowieckiego czołgu zastanawiałem się, czy całe te kilkutygodniowe roszady były tego warte. Widząc wybuchający w spowolnionym tempie helikopter przy akompaniamencie „Fireworks” od Katy Perry wiedziałem jedno – gdyby nie cała ta medialna wrzawa, w życiu nawet nie zwróciłbym uwagi na „Wywiad ze Słońcem Narodu”.

29.12.2014
20:26
„Wywiad ze Słońcem Narodu” jest świetnym symbolem, ale nędzną komedią. Film niegodny zamieszania
REKLAMA
REKLAMA

Wyciek kompromitujących maili oraz danych pracowników Sony Pictures. Sparaliżowana praca firmy. Ukazanie się na stronach z torrentami najnowszych „Niezniszczalnych”, „Lucy” oraz „Furii”. Ogromna kompromitacja wizerunkowa. W końcu zbiorowy pozew narażonych na niebezpieczeństwo pracowników, którzy zostali obdarci z prywatności. Wszystko to przez jeden film, który w pewnej uzdolnionej komputerowo grupie wywoływał jawny sprzeciw. Sprzeciw, który bardzo szybko zamienił się w cyber-przestępcze działania.

wywiad ze słońcem narodu 3

Jeszcze nigdy tak wiele nie zostało wykonane na rzecz powstrzymania tak średniego i w gruncie rzeczy nijakiego filmu.

Jestem świeżo po seansie „Wywiadu ze Słońcem Narodu”. Film można legalnie obejrzeć w Internecie, ale trzeba nieco się natrudzić, aby udawać obywatela Stanów Zjednoczonych. Zaraz po napisach końcowych miałem tylko i wyłącznie jedną myśl – gdyby nie ta cała afera z hakerami i Sony Pictures, zapewne nigdy nie obejrzałbym filmu, którego najlepszą częścią jest plakat promocyjny. „Wywiad ze Słońcem Narodu” to do bólu przeciętna, szara i przewidywalna komedia, która ma kilka „momentów” oraz kilka całkowicie spalonych gagów. To film, który omija się z daleka w kinie i od niechcenia wypożycza na Blu-ray, oglądając w zimowy wieczór. To w końcu film, który na pewno nie zasługuje na taki rozgłos i taką reklamę.

Chcę napisać to jasno i wyraźnie – jestem zdecydowanym przeciwnikiem cenzury, o ile prezentowane treści nie naruszają prawa i nie czynią krzywdy drugiemu człowiekowi. Tym bardziej nie zgadzam się na cenzurę opartą na zastraszaniu, terrorze, atakach komputerowych i anonimowych telefonach do prezesów sieci kinowych. Sony Pictures nie tylko skompromitowało się wizerunkowo, ale poddało się terrorystom oraz ich żądaniom. Z kolei z terrorystami nigdy się nie negocjuje. Z tego powodu cieszę się, że „Wywiad ze Słońcem Narodu” ostatecznie zadebiutował w kinach studyjnych oraz na platformach VOD, pod ochronnym płaszczem FBI, CIA, szeregu innych służb specjalnych i samego prezydenta Obamy.

wywiad ze słońcem narodu 7

„Wywiad ze Słońcem Narodu” przestał być filmem, a stał się symbolem walki o wolność twórczą. Dzięki Bogu, bo jako film produkcja jest co najwyżej przeciętna.

Właśnie tak wolę myśleć o „Wywiadzie ze Słońcem Narodu” – jako o trumfie zachodniego, kapitalistycznego świata, który gwarantuje swoim producentom i artystom niemal nieskrępowaną swobodę twórczą. Jako o symbolu tego, że z przestępcami się nie negocjuje i im nie ulega. Kiedy jednak pomyślę o tej produkcji jako o filmie na który trzeba wydać około 20 złotych, czuję ogromne rozczarowanie. Reżyserowie i scenarzyści Seth Rogen oraz Evan Goldberg nie tylko nie potrafią sprostać ogromnemu „hype’owi” jaki narósł wokół tego tytułu, co zresztą było do przewidzenia. Problem polega na tym, że „Wywiad ze Słońcem Narodu” nie broni się nawet jako komedia.

Zaśmiałem się raz. Jeden, jedyny raz na cały film. Dobrych gagów jest tutaj zaledwie garstka. Cała reszta produkcji to rozmowy o penisach, waginach, piersiach, seksie, narkotykach, balandze i wszystkim tym wydanym na nowo, w reżimowej otoczce. „Wywiad ze Słońcem Narodu” to produkcja do bólu prymitywna, która pozytywnie zaskakuje tylko w kilku miejscach. Nie przeczę, że duet Rogen oraz Goldberg po mistrzowsku zbudował napięcie na moment przed tytułowym wywiadem. To jednak za mało, aby wynagrodzić widzowi te wszystkie stracone minuty.

wywiad ze słońcem narodu 1

Gra aktorska odrzuca. Gdyby nie fenomenalna Lizzy Caplan, nie miałbym na czym się skupić.

Reżyser – aktor Seth Rogen po raz kolejny gra nieco pretensjonalnego, otyłego „misia” szukającego celu (a może i miłości) w życiu. James Franco jest jak irytujący szczeniak, który podbiega od jednej postaci do drugiej z pełnym uśmiechem. Na początku jest to urocze, po pewnym czasie zwyczajnie męczy. Kontrowersyjna rola Kim Jong Una… po prostu została zagrana i to w zasadzie tyle, co można o niej napisać. Kreacja dyktatora zaskakuje, ale to zasługa scenariusza i dialogów niżeli samej gry Randalla Parka. Gdybym miał być za coś wdzięczny temu aktorowi, to najbardziej za jego prawdziwą odwagę.

Na tym tle kilka ujęć z kapitalną Lizzy Caplan jest jak wizyta w raju. Nie wiem co takiego jest w tej aktorce (która tutaj łudząco przypomina Katy Perry), ale emanuje od niej coś, czego nie znalazłem w żadnym innym aktorze. Przez to jej rola znacząco wybija się na tle pozostałych, pomimo małej ilości czasu na ekranie. Cała reszta bohaterów to statyści bez twarzy, których nigdy nie zapamiętacie i nigdy nie będziecie chcieli.

wywiad ze słońcem narodu 2

Fikcyjna wizyta w Korei Północnej była świetną okazją na ukazanie czegoś, z czym widzowie jeszcze nigdy się nie zetknęli.

REKLAMA

Obozy zagłady dziesięciokrotnie większe od Auschwitz. Polityka odpowiedzialności do trzeciej generacji wstecz. Ludzie tak głodni, że jedzą trawę i gotują korę z drzew. Wszystkie to znalazło się w komedii pod postacią jednego, symbolicznego i sztucznego sklepu przedstawiającego całe zło reżimu. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że mówimy o komedii, nie dramacie. Mimo tego czuję niewykorzystany potencjał, który producenci zamienili na nieustanne bieganie po korytarzach rezydencji Kima, picie alkoholu i dotykanie azjatyckich piersi.

Niebanalny temat, wsparcie polityczne, cała ta hakerska zawierucha – wszystko to sprawiło, że „Wywiad ze Słońcem Narodu” miało szansę stać się czymś znacznie więcej. Niestety, dostaliśmy „American Pie” w sztucznych, egzotycznych pejzażach. Gagi od czasu do czasu oddzielają wybuchy, natomiast 40-milionowy budżet tonie w drinkach i szampanie oraz ginie pod powierzchnią ciasnych kostiumów bikini. Jeżeli lubicie taką swawolną, niezobowiązującą formę komedii – na pewno będziecie zadowoleni. Typowy film do obejrzenia i zapomnienia. Jeśli jednak liczyliście na błyskotliwą i zabawną produkcję proporcjonalną do szumu zebranego wokół niej – poczujecie się jak obywatele Korei Północnej. Będziecie cholernie głodni czegoś, czego "Słońce Narodu" nie może wam zapewnić.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA