REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. TV

Enjoy the View. Love. Natalia. Tylko czy przyjemnie jest to oglądać?

Stacja Viva to razem z MTV chyba jakieś ewenementy na skalę światową - jeszcze nie widziałam, by jakiekolwiek kanały produkowały tyle chłamu, który ludzie kochają i nienawidzą jednocześnie (dochodzi nawet do gróźb w internetach). Najpierw "Miłość na bogato", potem "Warsaw Shore", a teraz reality show "Enjoy the View", które jest niczym innym jak pokazówką życia Natalii Siwiec (tej od roznegliżowanych zdjęć i afery z maścią do wybielania odbytu).

28.02.2014
15:00
Enjoy the View - nowy program Natalii Siwiec
REKLAMA

Po "szampanie i pomarańczach", "krzycz, Trybson!", "gąskach" i seksie Eweliny w pierwszym odcinku puszczonym na wizji myślałam, że nic mnie już nie będzie żenowało. Że nic mnie już nie zaskoczy, że mam cholerny pancerz, który emituje laserowe snopki, spalające głupotę, wielką "światowość" ze słomą w butach i żałosne żarty dotyczące seksu, dupy, cycków i seksu. Nie, Viva znowu pokazała klasę, a raczej jej brak, racząc mnie swoistym kawiorem wśród tego typu produkcji.

REKLAMA

Parę dni temu przeczytałam informację, że nowy program "Enjoy the View" bije rekordy popularności. Postanowiłam więc nie tylko poczytać komentarze w Internecie (jeśli ci się nie podoba to jesteś gruba i zazdrosna – standard kontra najgorszy program w historii telewizji ever), ale dotrzeć do źródła, czyli po prostu sama obejrzeć to nowe reality-show. Z pełną świadomością i odpowiedzialnością muszę przyznać – program Natalii Siwiec mocno konkuruje z „Warsaw Shore” w pojedynku o puchar najgłupszego i najbardziej prymitywnego programu ostatnich dziesięcioleci. I choć wielu chciałoby, aby stało się to za sprawą Natalii Siwiec, rozczaruję was. Siwiec, mimo że nie jest to osoba, z którą chciałabym się zaprzyjaźnić i chodzić na imprezy, robi najsympatyczniejsze wrażenie z tej całej bandy ludzi, z którymi... nie chciałabym się zaprzyjaźnić i chodzić na imprezy.

Każdego przeciętnego widza najprawdopodobniej do szału doprowadzi mąż Natalii, Mariusz Raduszewski. Uroczy ten jegomość chadza w czapce po domu (w sumie jego kumpel, raper RED, chodzi w domu w czapce i w okularach przeciwsłonecznych, ale może to taka moda, a ja się nie znam) i rzuca nieustanne żarty o seksie i, jak zdradza Natalia Siwiec, puszczaniu bąków. W pierwszym odcinku odgrywa scenę zazdrości, dotyczącą nagich sesji jego żony. Siwiec oznajmiła mu bowiem, że nie będzie już nigdy w takich uczestniczyć, tymczasem po kilku dniach mówi mu, że właśnie szykuje się na rozbierany kalendarz CKM-u, w którym będzie jedyną gwiazdą. Raduszewski podczas tzw. setki, rzuca groźnie, że będzie ją bacznie obserwował, po czym w drugim epizodzie programu z rozbawieniem ściąga swojej żonie górę kostiumu kąpielowego, ukazując tym samym widzom jej dorodne piersi, włączając w to sutki. Fuck logic.

Wspaniała jest także "przyjaciółka" Natalii, Patrycja Mikuła, którą nasza główna bohaterka poznała na Instagramie (podobno Siwiec łączą z Mikułą tylko stosunki zawodowe i ta ostatnia bardzo ostro wypowiedziała się o tej pierwszej, nazywając ją m.in. osobą wyrachowaną, która dla kariery zrobi wszystko). Patrycja przyleciała dla Natalii prosto ze Stanów, by wprost na widzów rzucać anglojęzyczne wtrącenia i swoje piersi, które odsłania praktycznie już w pierwszym odcinku. Reszta tej ekipy też jest mocno zwariowana, ale chyba taka ma być, przecież chodzi o to, aby dobrze się bawić?

Fabuła programu nie jest specjalnie skomplikowana - Natalia Siwiec i  jej mąż razem z całą ferajną (przyjeżdża też siostra Siwiec, która mieszka na co dzień w Londynie) przeprowadzają się do wielkiego domu, którego zakup okazał się być niespodzianką od męża dla "żony-celebrytki", jak Radoszewski nazywa Siwiec. I... to jakby koniec tego rozwiniętego scenariusza. Poza tym jest trochę zakupów, imprez i... zakupów? Imprez? Jest też oczywiście dużo seksu, obleśnego, wyuzdanego. Non-stop, ale to absolutnie non-stop Siwiec i jej mąż rzucają jakieś hasła, dowcipy, które odnoszą się do erotyki, kopulowania, dając sobie przy tym naprawdę niesmaczne całusy.

enjoy-the-view
REKLAMA

Scena, która wbiła mnie w fotel: Siwiec pakuje manatki do nowego domu i trafia na intymne zabawki - pełno wibratorów, sztucznych penisów i inne gadżety. Oczywiście zaczynają się żarciki, wspominki, widz już ma dosyć. Kilka sekwencji później nasze ulubione małżeństwo jest już w swojej nowej posiadłości razem z przyjaciółmi. Panowie od przeprowadzek wnoszą rzeczy. Natalia głośno marzy, że ktoś mógłby wszystko za nią rozpakować w szafkach. I co? Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, panowie odpakowują karton i wszystkie erotyczne gadżety umieszczają w szufladzie kuchennej, głośno mówiąc, że to chyba jakieś blendery czy miksery. Jeśli można umrzeć z zażenowania to ja właśnie to zrobiłam, a teraz mój duch pisze ten tekst.

Cały program jest okropnie sztuczny i widać, że bohaterowie nieudolnie silą się na spontaniczność. Gesty, mimika, nawet piszczenie Patrycji Mikuły to robota jakichś gości, którzy pokazują im napisy w odpowiednim momencie. Każdy odcinek trwa dwadzieścia kilka minut. Po niecałych dwóch minutach pierwszego miałam ochotę wyłączyć "Enjoy the View", ale postanowiłam zacisnąć zęby i zobaczyć co nowego zgotowała nam stacja muzyczna... Co nowego w polskiej rozrywce i kulturze? A no nic. Trudno powiedzieć czy jest gorzej, ale gdyby było lepiej, na pewno bym zauważyła. Kolejny odcinek, już czwarty, w najbliższą niedzielę, 2 marca na stacji Viva.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA