PromoHunter - zakupy bez aplikacji są też bez sensu
Mało kto nie lubi oszczędzać. Nawet ci, którzy zdołali wysupłać z portfela kilka(-naście) setek na smartfona czy tablet. Inwestycja w mobilne urządzenie zwraca się między innymi dzięki aplikacjom agregującym promocje.
PromoHunter, co jest dość jasne z samej nazwy, pozwala na polowanie na okazje. Jest to więc idealna propozycja dla wszystkich, którzy całymi dniami ślęczą przed gazetkami, ulotkami, stronami internetowymi i porównywarkami cen. Na szczęście nada się też dla zdrowych na umyśle osób, które po prostu czasem chcą porównać koszty podstawowych produktów lub dowiedzieć się o dużej zniżce w lokalnej knajpie.
Dla skuteczniejszego doboru wyników, zaraz po uruchomieniu narzędzia, odczytywana jest fizyczna lokalizacja. Dzięki temu w liście atrakcyjnych ofert mamy dodatkowo informację o najbliższym sklepie, w którym można skorzystać z promocji. W razie wątpliwości, adres punktu można sprawdzić na mapie, dodatkowo włączając nawigację. Jeżeli program obsługujemy na telefonie, istnieje również opcja zadzwonienia do wybranego punktu, na przykład żeby dowiedzieć się czy produkt dalej jest na stanie.
Samych kategorii jest ponad trzydzieści i są mocno intuicyjne. Podobnie jak cały interfejs programu. Łatwo wybrać najbliższe okazje - w końcu co to za promocja, kiedy na produkcie oszczędza się złotówkę, za to pięć razy tyle pochłonie paliwo niezbędne na dojechanie do sklepu? Dobrze działa też wbudowana wyszukiwarka, chociaż nie ma w niej opcji filtrowania wyników. Przydatne okazuje się także wybranie konkretnego marketu z listy i przejrzenie dostępnych w nim obniżek.
Nigdy nie wiedziałem czy gratulować, czy żałować ludzi którzy pół życia spędzają na śledzeniu okazji - jak ma to miejsce w programie Łowcy Promocji na TLC. Dla nich nie zaoszczędzenie to niemalże grzech śmiertelny. Oby do naszego narodu nie wkradła się ta mania. Póki jednak można wydać mniej, przy zachowaniu zdrowego rozsądku - czemu nie? PromoHunter czeka na zainstalowanie.
