REKLAMA

Nie sądziłem, że z całego mojego smart domu najbardziej polubię jeden prosty przycisk

Klik, klik. Klik, klik, klik. Klik. Tyle potrafi na pierwszy rzut oka. Ale to zmyłka - w rzeczywistości to naprawdę potężne narzędzie.

03.01.2020 10.28
Nie sądziłem, że w moim smart domu najbardziej polubię jeden przycisk
REKLAMA
REKLAMA

Dopóki nie mieszkałem w smart domu - a właściwie mieszkałem w częściowo smart domu - miałem dość jasne poglądy na temat tego, jak to wszystko powinno działać. Jak najwięcej pełnej automatyzacji (w zależności od pory dnia, akcji, czujników, temperatury, etc.), jak najmniej manualnego aktywowania czegokolwiek. Jeśli muszę zbyt często sięgać do aplikacji na telefonie - przegrałem. Źle zaprojektowałem mój smart dom.

Teraz, po kilku miesiącach mieszkania w smart domu wiem, że co do tej aplikacji miałem rację. Za każdym razem, kiedy do niej sięgam, zastanawiam się, czy mogę coś zrobić, żeby następnym razem nie musieć tego robić ręcznie. W większości przypadków zresztą to się udaje.

Natomiast nie oznacza to zupełnie, że zrezygnowałem z manualnej obsługi domowych sprzętów. Tyle tylko, że robię to... po prostu lepiej.

Czy na pewno potrzebny mi ten przycisk?

Kiedy konfigurowałem zestawienie sprzętów dla mojego smart domu, większość produktów wydawała mi się oczywista. Moduły dopuszkowe, czujniki ruchu, termostaty i podobne - brzmiało jak automatyka, wyglądało jak automatyka.

Nie do końca byłem natomiast przekonany do - nazwijmy to brzydko - ręcznych wyzwalaczy, czyli w przypadku mojego systemu - Buttona od Fibaro. Na co mi w końcu jakiś grzybek, którym muszę kliknąć, skoro wszystko ma się robić samo? Zasugerowano mi jednak, żebym dał mu szansę, więc w moim zamówieniu ostatecznie znalazły się dwa - ot tak, na spróbowanie.

I okazało się to naprawdę dobrą decyzją.

Na wszelki wypadek, gdyby ktoś nie wiedział, czym jest The Button - to niewielkich rozmiarów przycisk (średnica 4,6 cm, wysokość 3 cm), który może przesyłać informacje o tym, że został wciśnięty/przytrzymany, do odpowiedniej bramki/systemu (Z-Wave lub HomeKit). W przypadku współpracy z centralką Fibaro opcji wyzwolenia jest 6 (pojedyncze, podwójne kliknięcia i tak aż do pięciokrotnego, do tego przytrzymanie), natomiast w przypadku HomeKita - 3.

Czyli, innymi słowy, za pomocą Buttona możemy wywołać maksymalnie 6 różnych akcji. Bez konieczności uruchamiania telefonu i aplikacji, bez konieczności przedzierania się przez menu. Klik i koniec. Dzieje się.

Pytanie tylko, co.

Pierwszy Button trafił do łazienki.

I jednym z jego zadań było... naprawienie tego, co zostało źle przemyślane podczas remontu. W tym przypadku chodzi o wentylator ścienny, który owszem, ma swój czujnik wilgotności i na podstawie danych z niego włącza się automatycznie, ale czasem są powody, żeby uruchomić go manualnie. Chociażby po to, żeby zaczął wyciągać wilgoć z pomieszczenia w momencie, kiedy włączę prysznic, a nie dopiero wtedy, kiedy wilgotność osiągnie wspomniany wcześniej poziom.

Czy musiałem skuwać ścianę, żeby dodać ten włącznik? Nie, wystarczył Button od Fibaro i odpowiedni moduł przy zasilaniu wentylatora. Który zresztą i tak został tam założony, żeby pomiar wilgotności i regulacja działania wentylatora była realizowana w oparciu o dane z termostatu, a nie wbudowanego, marketowego czujnika wentylatora.

Jeśli mam więc na to ochotę, jednym kliknięciem mogę włączyć zdalnie wentylator. Podwójne kliknięcie z kolei ten wentylator wyłącza.

Potrójne kliknięcie to z kolei tryb pt. cholera, zapomniałem ręcznika i ciuchów. Polega on na tym, że automatycznie włączane jest na 5 minut światło w garderobie i zaciągana roleta. Bo i owszem, duże okno w garderobie ma swoje plusy, ale ma też i swoje minusy - chociażby wtedy, kiedy jest naprawdę duże i do tego od strony ulicy...

 class="wp-image-1064895"

Cztery razy wciskam Buttona w sytuacji, kiedy wyszedłem już spod prysznica i wiem, że będę szedł prosto do łóżka. Klik, klik, klik, klik, światła w większości pomieszczeń na parterze gasną, natomiast podświetlona jest tylko droga na schody, same schody i sypialnia. Zresztą niekoniecznie muszę się martwić o to, że zostawiam za sobą światło, bo i te zbędne elementy oświetlenia po kilku minutach gasną automatycznie - ręcznie gaszę tylko światło w sypialni.

Piątka to z kolei tryb treningowy. Przeważnie i tak przebieram się w strój sportowy w łazience, więc tuż przed tym klikam sobie 5 razy Buttonem, co powoduje, że w mojej nano-siłowni wyłączane jest ogrzewanie, natomiast uruchamiana jest wentylacja.

A co z wciśnięciem przycisku i jego dłuższym przytrzymaniem? Cóż... tego jeszcze po prostu nie wymyśliłem. Prawdopobnie z tej opcji opcji skorzystam, żeby po naciśnięciu uruchamiał się łazienkowy głośnik i odtwarzał wybraną wcześniej playlistę. Albo - po dokupieniu zamka Z-Wave do drzwi - będę mógł jednym kliknięciem zablokować drzwi zewnętrzne, przynajmniej na czas kąpieli.

Nie wiem, zobaczy się.

Tak, wszystko to brzmi dość prosto. I pewnie byłbym w stanie bez tego żyć.

Ale coraz częściej łapię się na tym, że z Buttona korzystam nie tylko codziennie, ale też kilka razy dziennie. Wliczając w to oczywiście Buttona z sypialni, który służy mi m.in. do gaszenia światła w całym domu, jeśli gdzieś zapomnę go zgasić (w końcu!), zdalnego wyłączania systemu audio czy odłączania telewizora od zasilania.

Cieszą mnie przy tym najbardziej dwie rzeczy.

Po pierwsze - nie jestem w żaden sposób związany przewodowo. Jasne, mógłbym zaprojektować pewnie instalację w taki sposób, żeby i bez smart-przycisków sterować w ten sposób oświetleniem, roletami, zasilaniem i tak dalej, ale - no właśnie. Wymagałoby to planowania z bardzo dużym wyprzedzeniem i zamykałoby trochę drogę do ewentualnych późniejszych modyfikacji. A teraz, jeśli będę chciał np. włączyć do jednej ze scen - dajmy na to - oczyszczacz powietrza, to wystarczy, że podłączę go przez Fibaro Wall Pluga, wpiszę w scenę albo dodam obok i już.

I to jest właśnie piękne. Mam niewielki przycisk na blacie i mogę nim zrobić co tylko mi się zamarzy, w którejkolwiek części domu mi się to podoba.

Tu zresztą wchodzi do gry drugi z największych plusów - uniwersalność w ujęciu całego systemu. Button może zrobić... cokolwiek. Cokolwiek, gdziekolwiek i z czymkolwiek, o ile to coś jest podłączone do naszej sieci Z-Wave. Może zasunąć rolety i włączyć oświetlenie nastrojowe, kiedy siadamy do telewizora (to zresztą planuję zrobić po zakupie trzeciego Buttona). Może przy wyjściu z domu zamknąć wszystkie rolety i pogasić światła. Może po powrocie do domu otworzyć rolety, zapalić światła, włączyć muzykę i co nam się tylko zamarzy. To zależy już tylko od naszej kreatywności i podłączonego sprzętu.

Do tego jeszcze dochodzi fakt, że Button jest nie tylko mały, ale i można go umieścić niemal gdziekolwiek. Przykładowo podobne wyzwalanie scen wielokrotnym przyciśnięciem mógłbym uzyskać w niektórych pomieszczeniach z wykorzystaniem przycisków od rolet (z podłączonym Roller Shutterem), co zresztą robię, więc mogłoby się wydawać, że Button jest tu nadmiarowy i tylko dubluje ich funkcje.

W ujęciu teoretycznym - tak. W ujęciu praktycznym - zdecydowanie nie. Zresztą podobnie z Buttonem przegrywa aplikacja na telefonie.

Obie akcje zajmują bowiem zbyt wiele czasu. Do przycisku umieszczonego gdzieś na ścianie trzeba podejść. Telefon trzeba podnieść, odblokować, odpalić aplikację i znaleźć odpowiednią ikonkę. Strasznie dużo roboty.

A tutaj tych maksymalnie 6 akcji mam przypisanych do jednego przycisku, na jedno (lub więcej) kliknięcie. I mogę ten przycisk metodą prób i błędów ustawiać tak, żeby ostatecznie wylądował w optymalnym miejscu. W rezultacie np. w łazience wyląduje przyklejony od spodniej strony blatu. W salonie trafi na stolik przy fotelu, na którym przeważnie siedzę. W sypialni trafił na szafkę nocną, gdzie bezapelacyjnie wygrał z ulokowanymi nieopodal przyciskami do gaszenia światła. W końcu po co z nich korzystać, skoro Button robi to samo i... jeszcze trochę więcej?

A czy wszystko działało idealnie?

Prawie, bo nie obeszło się bez małego zgrzytu. O ile od początku (czyli od ładnych kilku miesięcy) czarny przycisk z sypialni działał bez problemów, o tyle biały z łazienki miewał czasem problemy z przypomnieniem sobie, do czego właściwie służy. Czyli nawet wciskany nie zawsze aktywował wszystkie akcje, przy czym robił to w sposób wybiórczy - np. aktywował akcję pod pojedynczym i potrójnym klikiem, ale tej pod podwójnym już nie.

Szybki rzut oka w internet zasugerował, że warto zacząć od wymiany baterii i ponownego dodania urządzenia do sieci. Było to właściwie na samym początku mojej przygody z Fibaro i od tamtej pory nie jestem w stanie na nic narzekać. Od pierwszego kliknięcia działają wszystkie kolejne akcje i sceny. Opóźnienie przy włączaniu pojedynczych urządzeń jest przy tym właściwie zerowe, natomiast przy uruchamianiu scen - zauważalne, ale nie na poziomie irytującym.

Co istotne, Buttonowi - przynajmniej w moim przypadku - nie przeszkadzało wielomiesięczne wystawienie na warunki łazienkowe. Nie dotykam go wprawdzie mokrymi rękoma tuż po wyjściu spod prysznica, ale jednak dookoła paruje od czasu do czasu wilgoć i nikt też nie suszy idealnie rąk przed naciśnięciem.

Czy jestem zadowolony?

REKLAMA

Zdecydowanie. Już nawet wiem, że zawita u mnie w domu co najmniej jeden dodatkowy Button, ale wiem też, że nie w każdym pokoju jest mi potrzebny. Przykładowo w kuchni mam niemal zawsze pod ręką... przełącznik roletowy (ponownie - z Roller Shutterem), do którego wygodnie mi przypisać kilka najbardziej niezbędnych scen.

Natomiast w tych trzech pokojach (łazienka, sypialnia, salon) prawdopodobnie na dobre zaprzyjaźnię się z tym niewielkim i prostym przyciskiem...

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA