Historia zatoczyła koło. Canal+ znów zmienia polską telewizję

Lokowanie produktu

Canal+ na polskim rynku kojarzony jest jako marka, która na przełomie lat 90. i 2000. odmieniła sposób myślenia o produkcji telewizyjnej. Teraz firma dokonuje rebrandingu i nawiązuje nową nazwą do tamtego okresu. Bo rynek zmienia się dzisiaj w zastraszającym tempie.

11.09.2019 11.56
Historia zatoczyła koło. Canal+ znów zmienia polską telewizję

Pamiętacie jeszcze wejście Canal+ do Polski? To była pierwsza połowa lat 90. Masową wyobraźnią naszych rodaków rządziły wtedy może i sympatyczne, ale jednak dość paździerzowe produkcje w rodzaju Dynastii czy Drużyny A.

I wtedy na rynek z przytupem wkroczył właśnie Canal+. Pierwsza płatna telewizja premium. Przyjaciele, 13 Posterunek (pierwszy polski sitcom produkowany wspólnie przez Canal+ i Polsat) i Łapu Capu to były rzeczy, których próżno było dotychczas szukać w programie telewizyjnym. Nic dziwnego, że biały talerz z logo stacji wiszący na balkonie szybko stał się jednym z wyznaczników statusu społecznego. Tym bardziej, że przy skromnej sile nabywczej naszych rodaków, telewizja satelitarna kosztowała wówczas niemałe pieniądze.

Ja sam nieco z rozrzewnienie wspominam moment, w którym Canal+ zdecydował się wykupić prawa do pokazywania spotkań piłkarskiej ekstraklasy. Wcześniej emitowała je telewizja publiczna, dla której pokazanie tylko drugiej połowy meczu nie było problemem. Zamiast tego dostaliśmy nagle profesjonalne studio, wyluzowanych prezenterów i barwny komentarz, który czasami był większą atrakcją niż same spotkania.

To był trochę inny świat. Tak jakby wyjść z rozpadającego się warzywniaka i do razu znaleźć się w samoobsługowych delikatesach.

Lata jednak mijały a standardy narzucone przez Canal+ zaczęły obowiązywać wszystkich nadawców. Na rynku robił się coraz większy ścisk, niektórzy przestali nadążać. W 2002 r. zaowocowało to np. wycofaniem się Wizji TV.

Około 2016 r. doszło do kolejnej rewolucji. Żeby lepiej zrozumieć to, jak przygotowuje się do niej Canal+, warto sobie pokrótce przypomnieć, co stało się w ostatnich latach.

W trakcie konferencji CES szef Netfliksa ogłosił, że jego firma operuje już na poziomie globalnym. O tym, jakie trzęsienie ziemi wywołało pojawienie się tej platformy nie trzeba tu chyba tłumaczyć. Nagle okazało się, że wiele filmów i seriali jest dostępnych na wyciągnięcie ręki. Można je włączać, stopować i wyłączać w dowolnym momencie. Dla pokolenia wychowanego na internecie było to całkowicie naturalne, w przeciwieństwie do sztywnej ramówki tradycyjnej telewizji.

Sukces Netfliksa przyciągnął masę naśladowców jak HBO, Disney, Amazon i Apple. Konkurencja sprawia, że platformy VOD potrzebują jak najwięcej unikalnych treści. Rozpoczęła się zażarta bitwa, która będzie się zapewne toczyć przynajmniej przez kilka kolejnych lat.

 class="wp-image-1000041"

Przykład? Koncern Time Warner chce uruchomić własny serwis i ogłosił, że zabiera od konkurencji wszystkie tytuły, do których ma prawa. Skończyło się na tym, że Netflix wyłożył, bagatela, 100 mln dol., by dostać pozwolenie na emitowanie Przyjaciół do końca 2019 roku. Netflix już wcześniej zrozumiał zagrożenie i wydaje dzisiaj miliardy rocznie na produkcję własnych seriali.

Jak w tym wszystkim odnajduje się Canal+?

Stacja zrozumiała, że klucz do przetrwania i zwycięstwa leży w aktywnym działaniu. To dlatego w Polsce od 4 września nie mamy już platformy nc+,  tylko Platformę Canal+, co ma być mocnym sygnałem zapowiadającym dalsze inwestycje w rozwój sztandarowego produktu stacji. Zamiast starej poczciwej telewizji satelitarnej dostaniemy za moment cały ekosystem usług.

Wracając jednak do tematu aktywnego działania – najwięksi producenci filmów pozamykają się za chwilę w swoich serwisach i o puszczaniu kinowych hitów przez konkurencję będzie można zapomnieć.

Canal+ nad produkcją i koprodukcją własnych treści pracuje od momentu wejścia do Polski. Pod koniec lat 90. i początku 2000. przyłożył rękę do powstania takich hitów kinowych jak Kiler,  Chłopaki nie płaczą czy Poranek Kojota Później koprodukcjom Canal+ udało się wypłynąć na międzynarodowe wody, najpierw za sprawą Pianisty, który zdobył m.in. trzy Oscary,  a później Idy i Zimnej Wojny, które dostały odpowiednio Oskara i Złotą Palmę.

Teraz francuski nadawca idzie jeszcze ambitniej - przejmuje studia filmowe (np. nigeryjski ROK i polskie Kino Świat). W najbliższym czasie chce przeznaczyć na swoje filmy i seriale 90 mln euro. W Polsce stacja wciąga do współpracy popularnych pisarzy. W 2016 wyemitował Belfra, do którego scenariusz tworzył Jakub Żulczyk, teraz widzowie mogą się szykować na premierę seriali, które powstaną na podstawie książek Wojciecha Chmielarza (Żmijowisko) i Szczepana Twardocha (Król). I to produkowanych w technologii 4K.

Canal+ stał się zresztą swego czasu pierwszym dostawcą telewizyjnym w Polsce, który sprawił, że kupowanie telewizorów w tej rozdzielczości zaczęło mieć sens. Do skorzystania z dobrodziejstw tej technologii przymierzało się nad Wisłą kilku graczy, ale ostatecznie to właśnie Canal+ zaczął korzystać z niej na dużą skalę, proponując abonentom filmy i widowiska sportowe w 4K – m.in. hollywoodzkie produkcje 20th Century FOX i NBCUniversal czy mecze Ekstraklasy, Premier League i LaLiga

 class="wp-image-1000044"
kadr z serialu Belfer

Poza produkcją własnych treści Canal+ szykuje się też do współpracy z Netflixem.

Dzięki temu widzowie uzyskaliby dostęp do biblioteki platformy streamingowej. Plany dotyczą na razie tylko rynku francuskiego, ale można w ciemno obstawiać, że w przypadku zainteresowania widzów, współpraca zostanie rozciągnięta na inne kraje w tym Polskę. Przedstawiciele polskiego Canal+ przy okazji rebrandingu podkreślali zresztą, że chcą mocniej czerpać z międzynarodowej siły Canal+.

Oprócz tego Canal+  odpalił już własny serwis VOD o nazwie SVOD Canal Series we Francji. Nadawca stworzył też platformę OTT pod nazwą myCanal. Pozwala ona widzom wyjść poza ograniczenia wiążące się z oglądaniem telewizji na tradycyjnych odbiornikach i korzystać z pakietu Canal+ na smartfonach i tabletach, oglądać do 4 programów jednocześnie na żywo i cofać się do wcześniej wyemitowanych audycji. Usługa ma być niebawem dostępną także w Polsce. I to dla wszystkich zainteresowanych internautów, a nie wyłącznie dotychczasowych abonentów.

Co ciekawe przedstawiciele Canal+ przyznają, że chodzi im raczej o dopieszczenie dotychczasowych klientów niż poszukiwanie nowych (choć o nich też oczywiście nie zapominają). Podkreślają, ze rynek płatnej telewizji w Polsce nie będzie się już rozwijał tak dynamicznie, jak w ostatnich latach. W tej perspektywie buduje się klarowny obraz transformacji, którą przejdzie niebawem satelitarny operator, stawiając ponownie mocny akcent na film, sport, technologię oraz co kluczowe – nowe, internetowe kanały dotarcia.

Niezależnie od efektów, jedno jest pewne. Telewizję w naszym kraju czeka kolejna rewolucja – podobna do tej, jaką mieliśmy po otwarciu żelaznej kurtyny. I za kilka lat zwykłą kablówkę będziemy wspominać z podobnym rozbawieniem, co sposób pokazania losów rodziny Carringtonów.

* Materiał powstał we współpracy z Canal+

Lokowanie produktu
Najnowsze