REKLAMA

Próbowałem kupić kocioł niższej klasy. Ten zabroniony prawem. Po paru minutach mogłem finalizować transakcję

Już rok obowiązują przepisy dotyczące wymagań dla kotłów na paliwo stałe o mocy nie większej niż 500 kW. Unia Europejska przykręca śrubę zanieczyszczającym powietrze piecom od 1 stycznia 2020 r. Sprawdziliśmy, czy mimo tych obostrzeń jest dzisiaj jakiś większy kłopot, żeby kupić kocioł niższej klasy.

27.11.2018 15.22
Kupić kocioł niższej klasy
REKLAMA
REKLAMA

Powtarza się scenariusz sprzed roku: jak słupek rtęci w termometrach w dół, to z kominów czarniejszych i bardziej cuchnący dym leci. Wieczorem media informują, że nie dość, że smog nie przestał zabijać, to chyba wychodzi mu to coraz lepiej. I tyle. Kurtyna. Kolejne przedstawienie - znowu pewnie w niezmienionej formie - już za rok. Termin bardzo podobny: okres jesienno-zimowy.

Armia niby gotowa, ale bić się nie ma komu.

Wydawać by się mogło, że od pewnego czasu na tych smogowych popisach będzie coraz mniejsza jednak publika. Mamy wszak już odpowiednie regulacje prawne. I te w formie prawa miejscowego (uchwały antysmogowe) i w kształcie przepisów obowiązujących na terenie całego kraju (np. baza domowych pieców). Nie zapominamy o edukacji. Tworzone są gotowe scenariusze lekcji dla najmłodszych akcentujące rolę zanieczyszczonego powietrza w naszym życiu. A antysmogowe przepisy z powodzeniem mogą już egzekwować strażnicy gminni.

I super! Cud, miód, malina. Co tam złośliwy raport NIK, z którego dowiadujemy się, że rzekomo na walkę ze smogiem nas nie stać. Wybór instrumentów do tej potyczki zaś jest mocno ograniczony. I tym samym NIK przewiduje, że jak faktycznie nic nie zmienimy, to wygraną ze smogiem ucieszymy się ewentualnie za… 100 lat. Można na to machnąć ręką, jak na cały smog w sumie. Ale można też przystanąć, zastanowić się, czy w tej wojnie o czyste powietrze sami, może nieświadomie nawet, nie stajemy przypadkiem po którejś z barykad.

Bo najbardziej trują domowe kotły.

Rozsławiający na cały świat polskie miasta smog w naszym kraju jest dobrze znany. Wiemy, jakie jest jego źródło powstawania.

Klasa pieca, czyli im wyższa, tym mniej truje.

W 2012 r. w Polsce zaczęła obowiązywać znowelizowana norma dotycząca kotłów grzewczych na paliwa stałe z ręcznym i automatycznym zasypem paliwa o mocy nominalnej do 500 kW. Regulacja określa kryteria dotyczące emisji tlenku węgla, związków organicznych oraz pyłów, na podstawie których urządzenie jest przyporządkowane do jednej z trzech klas. Tym samym na rynku zobaczyliśmy wtedy kotły klasy 3. (najniższej), 4. (pośredniej) oraz 5. (najwyższej).

Ale konstrukcja kotła klasy 5., czyli tego, który truje najmniej, okazała się na tyle skomplikowana, że stworzenie pieca spełniającego nową normę na paliwa kopalne zajęło polskim producentom 2 lata. Teraz ich używanie wyznacza granica prawa.

Zakaz dla klasy niższej niż 5.

Od 1 lipca w Polsce nie można już kupić kotła o niższej klasie niż 5. Tak przynajmniej stanowią przepisy. Te same jednak nie wprowadzają jednocześnie nakazu wymiany starych pieców. Szacuje się zaś, że może ich być nawet 75 proc. wszystkich kotłów domowych w naszym kraju.

Zakaz dla klasy 3. i 4. nie obowiązuje też samych producentów pieców, którzy te mogą bez problemu sprzedawać za granicą, gdzie obowiązują mniej restrykcyjne przepisy pod tym względem. Czyli w najgorszej sytuacji wydają się być sami klienci: oni wyboru żadnego nie mają, muszą znacznie głębiej sięgnąć do kieszeni i kupić kocioł. Bo chyba jest jasne, że piec, który truje mniej - po prostu znacznie więcej kosztuje.

System dopłat pręży muskuły.

W tym miejscu na pierwszy plan wysuwają się wszelkie możliwe dopłaty, które przejście z klasy 3. lub 4. na 5. potocznemu Kowalskiemu może nie od razu umilą, ale dzięki nim większy wydatek może już nie być tak obciążający i odstraszający. Bo kupić kocioł nie jest wcale takim łatwym zadaniem.

W tym celu uruchomiono rządowy program „Czyste powietrze”. W jego ramach, w zależności od dochodu, można liczyć na zwrot od 30 do nawet 90 proc. wydatków na termomodernizację, czy właśnie na zakup nowego kotła.

Na największą pomoc mogą liczyć ci, których miesięczny dochód w gospodarstwie domowym nie przekracza 600 zł netto na jedną osobę. Za każdym razem jak do dochodu dołożymy 200 zł - z dotacji musimy zabrać 10 proc. Wnioski o dofinansowanie można składać od 19 września do końca czerwca 2027 r. we właściwych terytorialnie Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. O dofinansowaniu mówimy w kontekście wydatków w okresie od 1 stycznia 2018 r. do 30 czerwca 2029 r.

Sprawdzamy, czy da się jeszcze kupić kocioł niższej klasy.

Możemy też na dopłaty nie zwracać żadnej uwagi. No bo niby są przepisy zabraniające w Polsce sprzedaży pieców klasy 3. i 4. i już na horyzoncie widać karcący palec Unii Europejskiej. Ale trudno przypuszczać, że w kraju nad Wisłą wszyscy do nowego porządku od razu się dostosują. I nie będą starać się kombinować jakoś na własną rękę, oszczędzając przy okazji na czym się da. Z wyjątkiem zdrowia.

Postanowiliśmy sprawdzić, czy dzisiaj będziemy mieli jakikolwiek kłopot z zakupem takiego gorszego, bardziej trującego kotła. Odpowiedź jest jednoznaczna: kupić kocioł niższej klasy można bez najmniejszego problemu. Producenci rzecz jasna na pierwszym miejscu eksponują piece klasy 5. Wokół jak najwięcej słów eko. I większe liczby. Bo za taki piec trzeba już zapłacić co najmniej 8 tys. zł. Im większa powierzchnia ogrzewanego domu i moc kotła - tym cena szybuje w górę.

Ale wystarczy samemu nieco uważniej poszperać na stronie sprzedawcy albo po prostu zadzwonić i zapytać się. Wtedy szybko dowiemy się, że wcale tego najdroższego pieca nie musimy kupować. Są tańsze i to znacznie. Że trują? Ale kogo to obchodzi?

Niższe klasy? Do wyboru, do koloru.

Pierwszy telefon do dużego producenta. Na stronie spory wybór różnych pieców. Dzwonię i od razu stawiam sprawę jasno:

Po drugiej stronie trafiłem na fachowca, który zadaje serię pytań: powierzchnia domu, moc pieca, dom z ociepleniem lub nie, palenie węglem, drewnem, czy może jakimiś mieszankami. W końcu mój rozmówca mówi, że ma na teraz dwa modele. Różnią się nieco mocą i ceną. Jeden za 2838 zł, drugi - 2989 zł. Do sprzedania od ręki. Rzecz jasna żaden nie jest klasy 5. - nakazanej przez prawo.

Drugi telefon. Znowu tak samo: fraza w wyszukiwarce i wybór strony najwyżej pozycjonowanej. Tym razem sprzedawca dysponujący sprzętem różnych producentów. Krajowych i nie tylko. Znowu seria pytań i w końcu jest.

Tak to możemy udawać walkę ze smogiem na całego.

Przeprowadzam jeszcze trzy bardzo podobne rozmowy. Za każdym razem nie mam żadnego kłopotu z tym, żeby sprzedawca, po podaniu mu niezbędnych danych o powierzchni i mocy, zaproponował mi jakiś piec klasy 3. lub 4. Można podjeżdżać i od razu kupić kocioł, który wybraliśmy. Nie trzeba jakieś wybitnej znajomości internetu. Z pomocą przyjdą też serwisy aukcyjne.

W Instytucie Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu słyszę, że sytuacja jest skomplikowana. O ile nie na terenach zurbanizowanych, to jak najbardziej na wsiach. I głównie wszystko rozbija się o cenę. Bo z piecem jest jak z samochodem. Kupisz lepsze? No to i serwis będzie droższy i ubezpiecznie też. Z kotłami jest tak samo.

Ubóstwo energetyczne to tylko jedna strona medalu.

Eksperci nie mają cienia wątpliwości: wymianę kotłów domowych, jak i w ogóle walkę ze smogiem w Polsce mocno wyhamowuje ubóstwo energetyczne. To nie jest problem braku pieniędzy u jednego, czy drugiego. To bardziej zjawisko powszechne. Z danych Instytutu Badań Strukturalnych wynika, że w naszym kraju takie ubóstwo dotyka ok. 12 proc. Polaków. Tym samym, co ósma osoba w naszym kraju ma kłopot z ogrzaniem swojego domu.

Dobry, bo mniej trujący piec to ważny, ale nie jedyny, niezbędny do skutecznej walki ze smogiem krok. Drugim jest używanie stosownego paliwa. Chcąc oddychać rzeczywiście czystym powietrzem trzeba od razy zrobić oba te kroki. Jeden z nich (obojętnie który) po prostu nie wystarczy.

Doczekaliśmy się już stosownego w tym względzie rozporządzenia Ministerstwa Energii, które zakazuje sprzedaży mułów węglowych i flotokoncentratów. Tyle, że od 2020 r. Dzisiaj z zakupem tych fatalnych materiałów palnych nie ma żadnych kłopotów. Wystarczy wpisać w Google, wybrać sprzedawcę i gotowe.

To może walka jeszcze nie trwa?

Może więc w Polsce jednak ze smogiem tak naprawdę jeszcze nie walczymy? Tylko tak wypada udawać przed WHO i innymi? No bo i trujący piec bez najmniejszego kłopotu kupimy i kiepskie paliwo do niego wsadzimy. A potem, oglądając jakiś serwis informacyjny, z przerażeniem pokiwamy głową słysząc szacunkową liczbę ofiar zanieczyszczonego powietrza.

REKLAMA

Tak dzisiaj widzę walkę ze smogiem w Polsce. Każdy w tym temacie ma listę frazesów w przygotowaniu. Przepisy prawa też jakieś granice wyznaczają. Tylko co z tego? Ciągle większość z nas traktuje smog jak najnowszy kaprys. Bo przecież kominy zawsze truły. A jak się wracało z kolonii z nad morza na Górny Śląsk, to zawsze pierwszy witał kilkuminutowy kaszel.

I jeszcze jeden czynnik: wyparcie. Bo jak jeszcze za coś mamy zapłacić (i to wcale nie tak małe pieniądze), za coś w co nie do końca wierzymy i co wydaje nam się mniejszym lub większym wymysłem - to nasza motywacja jest bliska zeru.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA