REKLAMA

Nie wiem jak wy, ale ja po nowych reklamach HTC U12+ musiałem się przejść, żeby rozchodzić zażenowanie

Smartfony HTC darzę dużym sentymentem. Moim pierwszym telefonem z Androidem był HTC Dream, którego zamieniłem na HTC Legend, a później na HTC Desire. Wtedy myślałem, że z HTC zostanę na dłużej. Niestety firma gdzieś się pogubiła. Nie tylko dała się wyprzedzić Samsungowi, ale również popełniła sporo błędów marketingowych. Teraz chyba zrobiła kolejny.

07.06.2018 16.26
Nowe reklamy HTC U12+ budzą wyłącznie zażenowanie
REKLAMA
REKLAMA

Historia HTC to w mojej ocenie długa lista drobnych potknięć i sporych błędów. Kiedyś zawalili marketing. Później wypuścili na rynek tyle modeli, że nikt nie umiał wśród nich wybrać odpowiedniego urządzenia dla siebie. Potem znowu zawalili marketing. Później sztandarową serię Desire sprowadzili do roli tańszych plastikowych konstrukcji i zaczęli co chwilę zmieniać oznaczenia topowych produktów. Była seria Desire. Była seria A. Była seria M. Była seria One. Jest seria U.

Jako klient czuję się zagubiony. Myśląc o najwyższym modelu HTC muszę się długo zastanawiać, co aktualnie jest na topie. Z konkurencją nie ma tego problemu. Samsung? Galaxy S albo Galaxy Note i do tego najwyższy możliwy numerek. Apple? iPhone z najwyższym numerem zapisanym cyframi arabskimi lub rzymskimi. LG? Seria G albo seria V i wybierasz najwyższy numerek. OnePlus? Jest tylko oznaczenie za pomocą cyfr lub cyfra i litera „T”. W przypadku HTC nigdy nie wiesz, jaki jest najwyższy model i jaki będzie kolejny.

HTC też ma dość dziwne podejście do ambasadorów i lokowania produktów. Oglądając seriale zwykle zwracam uwagę na sprzęt, z którego korzystają bohaterowie. Często są to same iPhone’y i MacBooki, ale nie zawsze. Sony potrafi się dobrze lokować w filmach. Microsoft nieźle radzi sobie w wielu serialach. A HTC? Nie pamiętam, żebym je gdzieś widział.

Podobnie jest z ambasadorami. Taki Huawei, który szturmem zdobywa polski rynek, ma Lewandowskiego i Wojewódzkiego, którzy korzystają z chińskich smartfonach (zawsze wtedy, gdy akurat nie używają swoich iPhone’ów). HTC idzie swoją drogą i ma program „Zostań ambasadorem HTC”, który w mojej ocenie nie działa dobrze. Nie kojarzę chyba żadnego twórcy internetowego, który bierze udział w tym programie. A trochę czasu online spędzam.

To jednak nie koniec problemów. HTC nie robi spotów reklamowych, które podbijają serca internautów. Samsung i Apple to potrafią. Robią takie spoty, że media technologiczne (i nie tylko) analizują je regularnie.

Nowa kampania HTC

Nowe spoty HTC, które właśnie zadebiutowały, przeszłyby chyba bez echa, gdybym nie usłyszał, jak moi koledzy w redakcji duszą się ze śmiechu. Oni się śmiali, a ja autentycznie musiałem się przejść po pokoju z zażenowania.

W serii nowych spotów wystąpił Mateusz Grzesiak - człowiek kołcz. W reklamach HTC wcielił się jednak w rolę typowego kołcza - takiego, którego możecie kojarzyć z internetowych memów.

Pierwszy spot. Mateusz się przedstawia, mówi, że jest psychologiem i pomaga ludziom zmieniać życie. Zaczyna opowiadać zmyśloną historię o kobiecie, która porzuciła pracę w korporacji „korpo”, żeby założyć działalność gospodarczą „być panią własnego losu”. Bohaterka tego opowiadania stanęła przed nowymi wyzwaniami, musi sobie poradzić bez pomocy współpracowników, zmierzyć się z wątpliwościami, czy podoła wszystkim nowym obowiązkom. Generalnie sytuacja jest poważna. Ale spokojnie, jest happy-end. Grzesiak pokazuje smartfon HTC U12+, którym... można robić zdjęcia. Nowy telefon ma też asystenta głosowego oraz pozwala słuchać audiobooków. Te funkcje mają sprawdzić, że nowy biznes ruszy z kopyta.

Mało? Grzesiak rzuca jeszcze hasłem, które pozwolę sobie zacytować w całości:

Chcecie jeszcze lepiej poczuć klimat nowych reklam? To rzućcie okiem na  materiał o codziennych dramatach młodego influencera:

Kolejne spoty to kopalnia następnych kołczingowych pseudomądrości:

Ten bełkot to nie jedyny grzech reklam HTC. Kolejnym jest sposób, w jaki Mateusz Grzesiak zachowuje się przed kamerą. Uprawia charakterystyczną dla siebie, wręcz przerysowaną gestykulację. Dodatkowo w sztuczny sposób przeskakuje głową między kamerami, aby niektóre fragmenty zdań wypowiedzieć dobitniej - bliżej widza.

Efekt jest taki, że otrzymaliśmy reklamę, którą trudno sparodiować. Ona już jest własną parodią.

Ale, jeśli HTC chciało zapłacić za parodię kołczingu, to lepiej było skorzystać z np. usług Krzysztofa Kanciarza z Akademii Pieniadza. Wtedy nikt nie miałby wątpliwości, że to wszystko jest zrobione dla jaj. Wybrano jednak Grzesiaka i teraz nie wiemy, czy ktoś sobie żartuje z kołczingu, czy rzeczywiście połknął haczyk.

Ludzie sięgną po smartfon od kołcza?

REKLAMA

Oczywiście ktoś to może kupić. Do kogoś może Mateusz Grzesiak trafić tak celnie, że sprzeda mu HTC U12+. Obawiam się jednak, że osób, których ta forma reklamy zrazi, może być jednak znacznie więcej.

Facebookowa strona Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty - która piętnuje głupoty wygadywane przez kołczów - ma 120 tys. fanów. To może być sygnał, jak Polacy odbierają tego typu treści.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA