REKLAMA

Koszmarna wpadka Facebooka: u 14 mln osób zmienił ustawienia postów. To, co miało być prywatne, mógł zobaczyć cały świat

Bez zaufania nasze życie zamieniłoby się w piekło. Smażylibyśmy się w kotle podejrzliwości, nie mogąc normalnie funkcjonować. Dlatego ufamy ludziom, instytucjom, usługom, z których korzystamy. Nawet Facebookowi. To rodzaj umowy społecznej. Niestety czasem wykrzyczane przez paranoika ostrzeżenie "nie ufaj nikomu", staje się wyjątkowo prawdziwe.

08.06.2018 07.25
facebook
REKLAMA
REKLAMA

- Tylko nie mów tego nikomu - takie dopowiedzenie pojawia się w wielu rozmowach przyjaciół czy znajomych, którzy powierzają drugiej stronie jakąś tajemnicę. Najczęściej dzielimy się poufnymi informacjami z ludźmi, którym ufamy. Tylko w nielicznych przypadkach pozorujemy tajemnicę i przekazujemy ją plotkarzom z przewrotną myślą, że dzięki temu informacja rozprzestrzeni się z prędkością proporcjonalną do braku dyskrecji powiernika. Tak czy siak, relacje międzyludzkie muszą opierać się na zaufaniu, inaczej nasze życie będzie naprawdę trudne.

Zaufaniem, oczywiście na zupełnie innym poziomie, darzymy też niektóre instytucje czy firmy. Korzystając z konta bankowego wierzymy, że nasze pieniądze z niego nie znikną. Nie tylko wpływają na nie nasze pobory, ale często korzystamy z kont oszczędnościowych czy lokat, będących jeszcze wyższym stopniem zaufania. W pierwszym przypadku bowiem jesteśmy niejako zmuszeni do korzystania z konta. W drugim już niekoniecznie, mając całe szuflady skarpet, w których moglibyśmy gromadzić środki.

Jakiś rodzaj elementarnego zaufania mamy też do usług internetowych używanych przez nas. Wysyłając e-maila ufamy, że odczyta go adresat. Podobnie jest w przypadku wiadomości w komunikatorach. Gdzieś w tle słyszymy, że mroczne armie botów wysłanych przez technologicznych gigantów czytają naszą korespondencję, a zabójcze algorytmy na jej podstawie profilują nas dla potencjalnych reklamodawców. Tę mieszankę domysłów z faktami, wychodzącymi na jaw od czasu do czasu, zepchnęliśmy do podświadomości lub uznaliśmy za teorię spiskową.

Facebook przyznał się do błędu, który mógł wpędzić w tarapaty wylewnych użytkowników.

Facebook ogłosił właśnie, że 14 mln użytkowników dotkniętych zostało błędem polegającym na tym, że podczas tworzenia postów serwis podpowiadał publiczną ich dostępność. Błąd wygląda na pierwszy rzut oka nieszkodliwie. To tylko pozór, bo tworząc posty czy dzieląc się treściami, najczęściej nie zwracamy uwagi na to, do kogo je kierujemy. Z prostego powodu - Facebook pamięta ostatnie ustawienie. Gdy zatem pisaliśmy do grupy znajomych lub bliskich znajomych, mieliśmy prawo wierzyć, że kolejne statusy będziemy kierować do tego samego grona. Facebook błąd zauważył, twierdzi również, że go naprawił, ale na wszelki wypadek poprosi wszystkich nim dotkniętych o przegląd postów zamieszczonych między 18 a 27 maja.

A teraz od teorii przejdźmy do praktyki. Wyobraźmy sobie, że z niewielką grupą dzielimy się naszymi egzystencjalnymi problemami. Narzekamy na szefa, powiadamiamy znajomych o jakimś osobistym problemie. Klikamy publikuj, nie zwracając uwagi na to, że post jest publiczny, bo przecież poprzednim razem taki nie był. Okazuje się, że cały świat może przeczytać nasze wynurzenia. Ups.

Pewnie, jesteśmy w takiej sytuacji sami sobie winni.

Po pierwsze, nie powinniśmy dzielić się na Facebooku drażliwymi informacjami czy produkować treści mogących nam zaszkodzić. Po drugie, mogliśmy zwrócić uwagę na dostępność postu, zamiast automatycznie wrzucać nasze wątpliwej mądrości przemyślenia na Facebooka.

Z drugiej strony żyjemy w erze informacji. Media społecznościowe stały się równie naturalnym kanałem komunikacji, jak rozmowa twarzą w twarz. Możemy irytować się z tego powodu, ale takie są fakty.

REKLAMA

Właśnie dlatego umieściłem na początku tyradę o zaufaniu. Skoro bowiem Facebook stał się częścią naszego życia, powinien wzbudzać elementarne zaufanie. Tymczasem im dalej w las, tym ciemniej. Im dłużej korzystamy z największego serwisu społecznościowego świata, tym mniej powinniśmy mu ufać.

Gdybym stworzył antylistę serwisów internetowych czy, bardziej ogólnie, firm technologicznych, którym najmniej ufam, niewątpliwie pierwsze miejsce zająłby na niej Facebook. Przykłady skandali z danymi użytkowników w roli głównej można mnożyć. Podejrzewać należy, że Cambridge Analytica to tylko czubek góry lodowej, zwłaszcza że kolejne afery wyrastają jak grzyby po deszczu. Prawdopodobnie nadszedł czas, by wyewoluowała w naszej świadomości bardzo silna reguła ograniczonego zaufania do serwisu Zuckerberga.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA