REKLAMA

Jak zmienić trasę i jechać taniej z Uberem? Jest na to łatwy, ale nieoczywisty sposób

Uber zmienił model rozliczeń. Pobiera opłatę za przejazd jeszcze przed rozpoczęciem kursu i dodatkowo taryfikuje dłuższe dystanse. Jeśli aplikacja wybiera szybszą, ale dłuższą trasę, koszt na większych dystansach może nagle nieźle podskoczyć. Na szczęście w łatwy, chociaż nie do końca oczywisty sposób, można go obniżyć.

25.04.2018 16.35
Uber - 3 miejsca docelowe i chat w aplikacji / Uberpool
REKLAMA
REKLAMA

Zacznijmy od tego, że lubię podróżować z Uberem. Chociaż coraz rzadziej trafiam na kierowców mówiących po Polsku, a średnia wieku samochodów rośnie szybciej niż płynie w naszym świecie czas, to niskie ceny, dobra aplikacja i wygoda ciągle wygrywają. Jest jednak jedna kwestia, która mnie zaczyna wkurzać:

Automatyczne wybieranie trasy w połączeniu z płatnością tuż po zatwierdzeniu kursu.

Oba te mechanizmy osobno mi nie przeszkadzają. Trasa dobierana jest automatycznie jak w nawigacjach samochodowych - by najszybciej dotrzeć do celu, ale niekoniecznie najkrótszą (i zarazem najtańszą dla klienta) trasą. No i wiadomo - dla kierowców Ubera i samego Ubera najbardziej opłacalne są zarazem najszybsze i najdłuższe trasy.

Nie mam też problemu z pobieraniem opłaty przed kursem. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że wprowadzono tę funkcję tylko ze względu na kreatywnych inaczej użytkowników, którzy zakładali lewe konta, jechali raz i usuwali je bez uiszczania opłaty. To pewnie ci sami ludzie, którzy sprzedają trialowe konta do Netfliksa na Allegro i stali się solą w oku twórców HBO GO.

Problem pojawił się dopiero wtedy, gdy Uber te dwa mechanizmy połączył.

Można oczywiście już po spotkaniu z kierowcą poprosić go o pojechanie inną trasą. Problem w tym, że opłata za dłuższą trasę została już wtedy pobrana. Nie przypominam sobie, by Uber zwrócił część raz już pobranej opłaty, jeśli ruch na ulicach był mniejszy niż prognozowany. Jak już, to musiałem dopłacać kilka złotych ze względu na niespodziewane korki.

A gra jest warta świeczki. Ostatnio wracając od znajomego przez dwie dzielnice, Uber zaproponował pojechanie na północ. I owszem, byłbym może w domu chwilę szybciej, niż jadąc na południe, ale kurs wyceniony został - bez mnożnika, sprawdziłem - na 44 zł. Dużo więcej niż zwykle. Wystarczyło wystartować z drugiej strony ulicy i cena za przejazd w to samo miejsce spadła do 28 zł.

Jak wybrać inną trasę w Uberze przed rozpoczęciem kursu?

Dowiedziałem się o tym, że cena za przejazd różnymi trasami tak bardzo się różni, zamawiając kurs w nieco pokrętny sposób. Skorzystałem z funkcji przystanków, chociaż wcale nie planowałem się nigdzie zatrzymywać. Wystarczyło dodać w aplikacji dodatkowy adres pośredni mniej więcej w połowie trasy, którą faktyczni chciałem pojechać, a aplikacja przestała prowadzić naokoło.

Sprawdzałem kilkukrotnie i jako-tako to działa w różnych lokalizacjach. Osoby znające miasto mogą łatwo określić, czy algorytmy wybrały dobrą trasę i ewentualnie zainterweniować, dostawiając sztuczny przystanek. Niestety, jeśli trafimy do obcego miasta, pozostaje tylko zdać się na algorytmy lub przeskakiwać kilka razy między aplikacją Ubera i Google Maps.

Oczywiście problemu by nie było, gdyby Uber pozwolił wybierać jedną z kilku tras - tak jak robią to Mapy Google.

Problem w tym, że nie leży to w jego interesie. Szybszy przejazd na dłuższym dystansie to w końcu podwójny zysk dla kierowców. Firma zresztą wprowadziła ostatnio zmianę (wycierając sobie brzydko usta interesem klientów) która dodatkowo uwypukliła problem wyznaczania droższych kursów niż to możliwe.

Chodzi o taryfikowanie przejazdów dłuższych niż 15 km. Wcześniej pobierana była opłata za wyjazd poza miasto. Teraz w Warszawie cena za kursy powyżej 15 km wzrosła. I to nie mało - każdy kolejny kilometr jest ze trzy raz droższy niż 15 poprzednich. I dlatego wreszcie zwróciłem uwagę na to, jak Uber wyznacza trasy.

Jeśli wcześniej miałem do dłuższej, ale mniej zakorkowanej trasy dopłacić kilka złotych, nie miałem z tym problemu.

Przy kilkunastu? Odezwała się we mnie wewnętrzna, polska cebula. Takimi zagraniami Uber mnie do siebie co i rusz zniechęca. Jeszcze moment, a aplikacja wyleci z mojego telefonu, bo przypomina mi to najgorsze nawyki tych deprecjonowanych przez firmę taksówkarzy.

Pamiętam sytuację, gdy w Barcelonie wracaliśmy z targów MWC dwoma taksówkami do hotelu. Obie dojechały w tym samym czasie, ale innymi trasami i różnica była kolosalna - 20 euro za przejazd przez centrum i 40 euro za przejazd obwodnicą. Obie trasy zaproponowane zostały przez kierowców.

Mimo to nie mam jednak wątpliwości, że Uber i działające na podobnej zasadzie aplikacje do zamawiania taksówek są przyszłością.

Zamawianie taksówki przez infolinię to po prostu średniowiecze, wieki ciemne, era sygnału łupanego. Przekonałem się o tym niedawno, gdy jechałem odwiedzić mieszkanie wystrojone na lata 80. taksówką zamawianą przez telefon. Poczułem się jak podróżnik w czasie. Niczym bohaterka spotu SNL Polska o tytule Uber Taryfa.

  • zamówiłem przejazd przez infolinię;
  • kierowca się nie zjawił na umówioną godzinę;
  • nie dało się sprawdzić jego lokalizacji w aplikacji;
  • nie dysponowałem numerem telefonu do kierowcy;
  • na infolinii grała muzyczka, nie można się było dodzwonić;
  • konsultant odebrał po 10 minutach
  • nie bardzo wiedział, co jest grane;
  • okazało się, że poprzedni konsultant pomylił wskazówki dojazdu;
  • kierowca jest wkurzony nie mniej niż ja, bo też na mnie czeka dwie przecznice dalej.
REKLAMA

Korzystając z Ubera lub dowolnej aplikacji do zamawiania taksówek opartej o GPS taka sytuacja nie miałaby miejsca. Zobaczyłbym, gdzie stoi kierowca i tam podszedł lub do niego zadzwonił. Zapchana infolinia w sytuacji gdy się spieszę - przecież dlatego zamawiam taksówkę, prawda? - jest czymś niedopuszczalnym.

Powrót do domu był dla mnie zaś gwoździem do trumny. Po 10 minutach oczekiwania na połączenie z konsultantem dowiedziałem się, że na taksówkę poczekam „od 16 do 20 minut”. Przyjechała dopiero po ok. 40 minutach. Na szczęście w aucie czekała na mnie przekąska - ogryzek jabłka w przestrzeni na nogi przed kanapą dla pasażera. Kurtyna.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA