REKLAMA

6 tanich chwytów, które zdominowały dyskusje w polskim Internecie. Podpowiadamy, jak je rozpoznać

Tak się składa, że umiejętności dyskutowania nie nabywamy automatycznie, wraz z umiejętnością mówienia i pisania w ojczystym języku. Są kraje, w których sztuki dyskusji i debaty uczy się dzieci w szkołach - z tego co jednak wiem, w Polsce tak nie jest.

26.03.2018 08.26
6 tanich chwytów, które zdominowały dyskusje w polskim Internecie
REKLAMA
REKLAMA

Ustalmy od razu: nie chodzi mi o umiejętne przekonanie dyskutanta, czy też umiejętność zmiany własnej opinii na podstawie jego argumentów. Umówmy się: nikt nikogo w trakcie internetowej dyskusji jeszcze nie przekonał i raczej nie przekona. Chodzi bardziej o umiejętność wyciągania wniosków i umiejętnego kontrowania argumentów przeciwnika, jak również o dobieranie argumentów w taki sposób, aby pasowały logicznie do danej dyskusji.

Zderzenie z innymi poglądami w trakcie debaty w Internecie (czy też poza nim) stanowi wyzwanie dla naszych umysłów, otwiera nas na inne spojrzenie i powinniśmy wychodzić z niej bogatsi o nowe doświadczenie. Aby tak jednak było, musimy nauczyć się dyskutować - niestety internetowe dyskusje, również pod tekstami na Spider's Web, często do niczego nie prowadzą i przeistaczają się w powtarzanie swojej opinii i racji, bez specjalnego zwracania uwagi na to, co prezentują inni.

Błędy logiczne, jak również podstawowe chwyty erystyczne i retoryczne, używane często nieświadomie w debatach, zostały dawno zbadane i opisane. Dzięki temu są również używane często przeciw nam - aby manipulować naszą opinią, np. w reklamie czy w debacie politycznej. Poniżej przedstawiam kilka z nich, co - mam nadzieję - pozwoli nam lepiej zorientować się w internetowych dyskusjach.

1. Strach na wróble

Metoda na „stracha na wróble” to bardzo skuteczna taktyka polegająca na przeinaczeniu, przekręceniu lub wyolbrzymieniu argumentów przeciwnika. Tworzymy w ten sposób stracha na wróble, którego następnie atakujemy zamiast atakować prawdziwe argumenty i poglądy rozmówcy.

Jest to zazwyczaj o wiele prostsze niż dyskusja z rzeczywistymi argumentami - bo mamy wtedy 100 proc. kontrolę nad tym, z czym dyskutujemy. Jest też niestety błędem logicznym w debacie.

Przykład:

A: „Uważam, że produkty modyfikowane genetycznie nie muszą koniecznie być szkodliwe dla ludzkiego zdrowia.”

B: „Ach, więc uważasz, że powinniśmy zjadać zmutowaną truciznę i popijać roundupem? Takiej chcesz dla nas przyszłości?”

2. Fałszywa alternatywa

Zwana również fałszywą dychotomią. Milczące uznanie, że istnieją jedynie dwa skrajne i wykluczające się poglądy, i nic poza nimi. W związku z tym jeśli ktoś nie wyznaje poglądu A, automatycznie musi wyznawać pogląd B, który jest maksymalnie przejaskrawiony. W dyskusji sprowadzamy domyślnie wybór do tych dwóch sytuacji, nie dopuszczając żadnych innych. Zwane również pod nazwą: „albo czarne, albo białe”.

Warto wspomnieć, że takie rozumowanie jest właściwe, gdy faktycznie mamy do wyboru dwie możliwości.

Przykład:

A: „Uważam, że w szkołach nie powinny być wieszane krzyże w klasach.”

B: „Aha, czyli jesteś za prześladowaniem chrześcijan i brakiem wolności wyznania?”

3. Odwołanie do natury

Argumentowanie, że wszystko co naturalne, jest automatycznie lepsze i bezpieczniejsze niż „sztuczne” - czyli wyprodukowane przez człowieka. Ten pozornie niewinny pogląd może stać się potencjalnie niebezpieczny - to właśnie on wytworzył tak groźne trendy jak „moda na zarażanie się odrą” i niechęć do szczepionek.

Sęk w tym, że zarówno produkty wytworzone przez człowieka mogą być lepsze (np. pozbawione alergenów) lub identyczne (np. witamina C) jak „naturalne”, jak i naturalne nie zawsze musi oznaczać korzystne - jad żmii i wirus HIV są przecież naturalne.

Definicja naturalności w takich przypadkach jest również dość płynna. Naturalny jest często ten produkt, który chcemy właśnie sprzedać.

Przykład:

Sztuczna chemia używana to chemioterapii ma tylko szkodzić - lepiej wyleczyć raka naturalną witaminą C kupioną w naszym sklepie.

4. Argument ad hominem

Ten chwyt króluje w polskim Internecie. Polega na personalnym zaatakowaniu oponenta, jego tożsamości lub cech, zamiast skupić się na jego argumentach. Jest to kolejny tani chwyt, mający na celu łatwe zdobycie punktu bez angażowania się w rzeczową dyskusję.

Przykładu nie muszę daleko szukać. Wystarczy, że zacytuję (lekko wyedytowany dla jasności) komentarz pod moim niedawnym tekstem o glutenie.

Przykład:

Proste pytanie: czy autor tego artykułu jest lekarzem? Dietetykiem? Jakie ma w tym zakresie kompetencje? Dyplomy? Czy tak samo jak w przypadku niedawnego artykułu o GMO, wypowiada się na ten temat dyletant: gość z branży IT, który zjadł wszystkie rozumy?

Niestety autor komentarza, anonim z Internetu, również nie podał swoich kompetencji. Może ja miałem rację, a może on - ale nie zależało to od tego, kim jesteśmy.

5. Dowód anegdotyczny

Kolejny z bardzo popularnych chwytów. Najczęściej stosujemy je nieświadomie. Człowiek z natury jest opowiadaczem historii. Nasza kultura i cywilizacja powstała przez istnienie wspólnot opartych na tych samych historiach. Trudno nam się przed tym ustrzec: podświadomie uważamy, że dobra historia jest już sama w sobie doskonałym argumentem.

W tym przypadku uważam, że nikt nie jest bez winy: każdemu z nas przydarzyło się użycie tego argumentu. Zderzenie własnego doświadczenie z obiektywną lub statystyczną prawdą może być bolesne!

Przykład:

Szczepionki chronią przed chorobami? Co za nieprzytomne brednie! Ja nie jestem szczepiony i na nic nie choruję, a mój wujek jest szczepiony i non stop jest chory!

6. Ciężar dowodu

Zwany również odwołaniem do ignorancji. Bardzo popularne, a wręcz powszechne, jest odwrócenie tego, na kim spoczywa ciężar dowodu - czyli obowiązek dowiedzenia danego stwierdzenia. Ciężar dowodu zawsze winien spoczywać po stronie tego, kto sformułował dane stwierdzenie. To homeopaci powinni udowadniać, że homeopatia działa - a nie naukowcy udowadniać, że nie działa. To leczący magicznymi lampkami powinni finansować rzetelne badania ich skuteczności, etc.

Często niemożność udowodnienia czegoś jest ukazywana jako... zaleta. Czasem słyszymy, że „nauka nie jest w stanie tego zbadać” lub „wywoływanie duchów się nie udało, bo wśród nas jest ktoś, kto w to wątpi”. Na odwróceniu ciężaru dowodu opiera się też wiele wierzeń religijnych.

Przykład:

Mój ulubiony już od ponad siedmiu lat przykład. Po katastrofie polskiego samolotu w Smoleńsku w 2010 r., zawiązała się początkowo wspólnota tzw. Rodzin Smoleńskich. Rodziny te miały swojego adwokata, który zaraz na samym początku palnął w telewizji:

Strona rosyjska wciąż nie udowodniła, że mgła była naturalna.

REKLAMA

Kultura dyskusji

Tego typu przykładów jest o wiele więcej. Znając je, nie tylko pomożesz sobie w debacie (bo będziesz rozpoznawał chwyty innych), ale i zadbasz o jej kulturę oraz o to, by zamiast mydlić sobie nawzajem oczy tanimi sztuczkami, naprawdę przedstawić drugiej stronie swoje racje.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA