REKLAMA

Nie rozumiem, dlaczego pad za 700 zł wciąż nie jest bezprzewodowy. Razer Wolverine Ultimate - recenzja

Po rozczarowaniu, jakim okazał się kontroler Razer Wildcat, popularna firma po raz kolejny próbuje stworzyć najlepszy pad w historii Xboksa One oraz komputerów z Windows 10. Razer Wolverine Ultimate bije swojego poprzednika na głowę, jednak mam kilka ale.

14.02.2018 14.15
Pad za prawie 700 zł. Razer Wolverine Ultimate - recenzja Spider's Web
REKLAMA
REKLAMA

Nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem, dlaczego tak drogi, solidnie wykonany oraz wsparty świetną aplikacją kontroler nie może działać w trybie bezprzewodowym. Razer Wolverine Ultimate, jak samo jak wcześniej Wildcat, musi być stale podpięty do konsoli/PC za pomocą długiego, solidnego kabla z oplotem. Argument, jakoby e-sportowcy grali po kablu, aby niwelować wszelkie opóźnienia, kompletnie do mnie nie trafia.

Wszakże tryb bezprzewodowy w niczym nie przeszkadza połączeniu kablem. On go uzupełnia.

Okej, podczas LAN Party czy lokalnego turnieju w konsolowe bijatyki rozgrywka powinna być prowadzona po kablu. Jednak w większości przypadków taka dbałość o niwelowanie opóźnienia jest przesadna. Grając w domowym zaciszu w nową Forzę czy Sea of Thieves nie musimy urywać milisekund opóźnienia. Nie ma to żadnego sensu, z kolei komfort bezprzewodowego grania jest nie do przecenienia. Dzisiaj to już po prostu norma.

Decydując się wyłącznie na kabel, Razer (ponownie!) popełnia wielki błąd. Możliwe jest jednak, że firma nie robi tego celowo. W kuluarach mówi się, jakoby licencja Microsoftu na ich bezprzewodowy standard łączności z Windows 10/Xboksem One był tak horrendalnie drogi, że jej pozyskanie nikomu się nie opłaca. Dlatego wyłącznie Microsoft posiada e-sportowy kontroler klasy premium, który działa zarówno po kablu, jak i bezprzewodowo.

Szukając pocieszenia, patrzę na diody jarzące się kilkunastoma milionami odcieni.

Razer Wolverine Ultimate zdecydowanie wyróżnia się wyglądem. Chociaż zazwyczaj jestem przeciwnikiem jarmarcznego ozdabiania urządzeń LED-ami, kontroler Razera wygląda solidnie. Jego projektanci nie przesadzili z diodami, dzięki czemu urządzenie prezentuje się stosunkowo elegancko, godnie i szykownie. Nie jest to ten sam poziom projektu co w przypadku pada Elite, ale musicie przyznać - nie jest źle. Wolverine to bardzo ładny kawał sprzętu.

Razer nie byłby sobą, gdyby nie wyposażył urządzenie w alternatywne tryby wyświetlania kolorów. Bawiąc się w personalizację za pomocą dedykowanej aplikacji (również na XONE!), można uzyskać naprawdę ciekawe wyniki. Moim ulubionym jest światło reaktywne - zazwyczaj przygaszone, ale włącza się, gdy wibruje kontroler. Gdy gram po ciemku, świetnie podkręca to takie efekty jak otrzymanie rany postrzałowej, wyjechanie poza jezdnię czy rzucenie granatu.

Jednak nie ze względu na kolory, ale dodatkowe możliwości kupuje się kontrolery z półki premium.

Razer Wolverine Ultimate potrafi znacznie więcej niż typowy kontroler Xboksa. Urządzenie posiada sześć dodatkowych przycisków - dwa bumpery wciskane palcami wskazującymi oraz cztery triggery na tylnej części obudowy. Każdy z tych przycisków, numerowany od M1 do M6, możemy zaprogramować zgodnie z własnym życzeniem. Każda funkcja nadaje się do przypisania, poza spustami LT oraz RT.

Brzmi świetnie. Do momentu, w którym odkryłem, że na programowalne przyciski nie mogę nagrać żadnych sekwencji oraz makr. Według Razera firma chroni w ten sposób zasad fair-play podczas e-sportowych zmagań. Piękna idea, ale to kolejna sytuacja, w której dałoby się łatwo uniknąć oszustw za pomocą prostego rozwiązania technicznego. SteelSeries, Corsair, Roccat czy Logitech nie mają problemu z nagrywaniem makr, a ich sprzęty są nagminnie wykorzystywane podczas turniejów e-sportowych.

Największą zaletą dodatkowych przycisków M1 - M6 jest ich położenie. Wolverine pozwala na ustawienie tam funkcji A,B, X oraz Y, z których skorzystamy szybciej, niż odrywając kciuki od gumowych analogów. Oczywiście przejście na tylne łopatki wymaga kilku godzin przyzwyczajenia, ale efekt końcowy jest trudny do przecenienia. Kolejne fragmenty sekundy zostają zaoszczędzone. Czasami to właśnie one decydują o wirtualnym życiu lub śmierci.

Realną przewagę na wirtualnych polach bitew dają spusty, którym można obniżyć głębokość skoku.

Dzięki temu aktywacja lewego i prawego triggera odbywa się już po pokonaniu jednej trzeciej standardowej drogi klawisza. Przy założeniu, że równocześnie z przeciwnikiem podejmujemy tę samą akcję, na przykład pociągamy za spust, kula z naszej broni powinna wylecieć minimalnie szybciej od kuli z broni rywala. To ważne rozwiązanie, które w przeciwieństwie do poprzedniego Wildcata działa od razu po wyjęciu z pudełka.

Ciekawym pomysłem jest wykorzystanie dolnych łopatek M5 oraz M6, aby bezpośrednio wpływać na czułość gałki analogowej. Wciskając i przytrzymując tylny spust, czułość analoga staje się mniejsza o 50 proc. Gratka dla strzelca wyborowego, który namierzył swoją ofiarę, a teraz chce dokonać precyzyjnej korekty celownika. Przeciwieństwem tego trybu jest Active, które włączamy przytrzymując M6. Wtedy gałka zwiększa czułość o 100 proc. W sam raz do szybkiego odwracania się lub wymachiwania wielkim młotem w Overwatchu.

Cechą rozpoznawczą Wolverine’a jest również charakterystyczny przedni panel kontrolny, umieszczany przez Razera we wszystkich topowych kontrolerach. Dzięki niemu możemy przełączyć profile z przypisanymi przyciskami, a także zmienić w locie funkcję konkretnego klawisza, co początkowo wymaga nieco wprawy. Dzięki panelowi błyskawicznie zablokujemy również mikrofon, a także wyregulujemy głośność dźwięku. Niestety, nawigacja panelem nie działa w systemowych pokojach z czatem głosowym, co jest jak cios w serce.

Razer Wolverine Ultimate ma ciekawą przewagę nad Microsoft Elite - mechaniczne przełączniki.

Pod przyciskami na froncie kontrolera znajdują się mechaniczne przełączniki. Dzięki nim korzystanie w pada w tradycyjny sposób jest bardzo, bardzo przyjemne. Do tego urządzenie świetnie leży w dłoniach. Razer poszedł po rozum do głowy i tym razem nie każe swoim klientom samemu naklejać gumowych powierzchni antypoślizgowych, jak to miało miejsce przy Wildcacie. Zamiast tego dostajemy siatkowane gumowe stabilizatory (które niestety mają tendencję do łapania brudu).

Zmianą na plus jest także postawienie na magnesy. W zestawie z kontrolerem znajdują się wymienne dłuższe analogi oraz alternatywny krzyżak kierunkowy. Wymiana jest banalna i nie wymaga żadnych narzędzi, właśnie ze względu na magnesy. Podmiana analogów na dłuższe - czyli zapewniające większą precyzję - powinna być pierwszą rzeczą, jaką zrobicie po wyjęciu kontrolera z pudełka. Z kolei dodatkowy D-pad jest znacznie lepszy do wciskania skośnych kierunków, co doceni każdy miłośnik wirtualnych bijatyk.

Wszystkie te dodatkowe elementy, razem z długim kablem oraz samym kontrolerem, mieszczą się w twardym materiałowym etui. Dzięki niemu łatwo zabrać Wolverine’a na lokalny turniej, mając pod ręką komplet alternatywnych części. Albo po prostu na domówkę przed konsolą lub PC, podczas której będziecie katować FIFĘ, Mortal Kombat czy Rocket League.

Razer Wolverine Ultimate to najlepszy kontroler tej firmy dla Xboksa One.

Chociaż Razer odrobił straty po dosyć kiepskim Wildcacie, Microsoft Elite wciąż wydaje mi się nie do pobicia. Kontroler z Redmond nie jest tak solidny jak ten Razera, ale nadrabia elegancją, bardziej zróżnicowanym zestawem części zamiennych i lepszymi wibracjami. Najważniejszą różnicą jest jednak wsparcie bezprzewodowego standardu, który działa na Elite, a na Wolverinie niestety nie.

Największe zalety:

  • Najlepszy pad Razera dla Xboksa One
  • Aplikacja Razer Synapse, również na konsoli
  • Mechaniczne przełączniki
  • Alternatywne analogi na dłuższej nóżce
  • Skrócony skok spustów, który działa w każdej grze

Największe wady:

REKLAMA
  • Brak trybu bezprzewodowego
  • Wysoka cena
  • Możliwość nagrywania makr i sekwencji na dodatkowe przyciski byłaby cudowna

Nie potrafię przełknąć tego, że tak dobry pad nie może się połączyć z konsolą w trybie bezprzewodowym. Gdyby miał taką możliwość, oryginalne kontrolery Microsoftu z miejsca powędrowałyby do szafy lub na aukcję internetową.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA