REKLAMA

Dobrze jest mieć zawsze przy sobie tak ogromną grę. Xenoblade Chronicles 2 - recenzja

Niebo zostaje przysłonięte wielkim ptaszyskiem, które ląduje na kamieniu nieopodal. Bestia z 70 poziomem najpierw łypie w moim kierunku, a następnie rzuca się na drużynę. Jeden cios. Tyle wystarcza, aby wysłać mnie do ekranu wczytywania. Takie są konsekwencje otwartego świata w Xenoblade Chronicles 2 i wsadzania nosa nie tam, gdzie trzeba.

01.12.2017 10.13
Xenoblade Chronicles 2 - recenzja Spider's Web
REKLAMA
REKLAMA

Xenoblade Chronicles 2 to kolejna gra cRPG z otwartym światem od uznanego, należącego do Nintendo studia Monolith Soft. Tym razem Japończycy przedstawiają wizję pogrążonego w nieskończonych wodach świata, gdzie sucha przestrzeń jest jednym z najcenniejszych dóbr. Po tym, jak ostatnie wyspy i kontynenty zostały zalane, jedyne życie lądowe przetrwało na grzbietach tytanów - gigantycznych istot, które niczym żółwie Pratchetta dźwigają ciężar ludzkiego jestestwa.

 class="wp-image-637869"

Świetne, chociaż mozolne wprowadzenie wrzuca gracza w sam środek konfliktu na światową skalę.

Sednem Xenoblade Chronicles 2 jest specyficzna więź, jaka łączy Driverów (wojowników) z ich Blade’ami (ostrzami). Oto bowiem każda wyjątkowa broń żyje własnym życiem. Ma swój charakter, swoje przemyślenia, swoje emocje, swoje właściwości oraz unikalne możliwości. Pomiędzy ostrzem i wojownikiem panuje bliska, intymna wręcz relacja, którą potęguje fakt, że każdy Blade posiada własny, często humanoidalny awatar.

Tak się składa, że na skutek (nie do końca) losowych wydarzeń główny bohater Xenoblade Chronicles 2 wchodzi w posiadanie najpotężniejszego Blade’a w całym zatopionym świecie. Japońscy producenci oczywiście nie byliby sobą, gdyby nie spersonifikowali potężnej broni w formie seksownej nastolatki o krągłych kształtach i fragmentach bielizny widocznych gołym okiem. Z taką bronią przy boku, głównego bohatera chce dopaść każda licząca się siła.

Wiem, wiem. Brzmi to banalnie i mocno naciąganie. Sam również nie byłem przekonany do nowej wizji Monolithu. O wiele bardziej przemawiały do mnie wielkie mechy z poprzedniego, rewelacyjnego Xenoblade Chronicles X. Jednak wystarczy poświęcić nowej grze godzinkę - dwie i od razu czuć, że producenci sumiennie przyłożyli się do historii, narracji i scenariusza. Chociaż Xenoblade Chronicles 2 jest reklamowane otwartym światem i ogromem możliwości, fabuła to naprawdę prima sort.

 class="wp-image-637839"

Sceny przerywnikowe to absolutny majstersztyk. Final Fantasy miesza się tutaj z Dragon Ballem.

Jest efektownie. Jest zabawnie. Postaci są przekonujące i zróżnicowane. Nawet główny bohater, który wygląda na irytującego młokosa, okazał się ciekawszy niż zakładałem. Jego relacja z legendarnym ostrzem to kapitalny motor napędowy. Dzięki doskonale wyreżyserowanym filmom misje fabularne przestają być obowiązkiem, a stają się nagrodą samą w sobie. No i te sekwencje walk! Sam Akira Toriyama by się ich nie powstydził.

Co ciekawe, bardzo dobrego efektu nie psuje angielska wersja językowa. Twórcy Xenoblade Chronicles 2 zaryzykowali i zamiast typowo amerykańskich głosów wybrali mocno wyspiarskie akcenty. Końcowy efekt jest znacznie lepszy niż można przypuszczać. Co prawda połowa postaci brzmi, jak gdyby wyszła z zadymionego brytyjskiego pubu w przerwie meczowej, ale nadaje to tytułowi barwy. Kolorytu. Czuć, że chociaż to japońska gra, zachodnia wersja nie była robiona za karę.

 class="wp-image-637854"

Historia historią, ale to otwarty świat sprawia, że Xenoblade Chronicles 2 jest przygodą na 30-50h.

Gra składa się z kilku otwartych lokacji, do których można wracać (niemal) w każdym momencie. Wracać z kolei warto, ponieważ struktura świata jest mocno nieliniowa. Co to oznacza? Ano to, że skręcając w lewo na polanę będziesz walczyć z grupą 12-poziomowych pająków. Skręcając jednak w prawo, czekają na ciebie 70-poziomowe bestie, które aż się oblizują na twój widok. Niemal wszędzie możesz od razu wejść, ale nie wszędzie powinieneś. No chyba, że bardzo się polubiłeś z ekranem wczytywania.

Otwarty świat w Xenoblade Chronicles 2 robi piorunujące wrażenie. To trochę jak Skyrim albo Wiedźmin - widzisz w oddali jakąś górę? Najpewniej możesz się tam wspiąć. Na horyzoncie majaczy monumentalna konstrukcja? Zapewne wcześniej czy później trafisz do jej wenętrza. Chociaż obszary nie są aż tak otwarte jak w dwóch wyżej wymienionych tytułach, w Xenoblade Chronicles 2 nie można narzekać na liniowość oraz brak miejsc do odkrycia. Wręcz przeciwnie.

Co kilkanaście metrów zbaczałem z głównego traktu, aby zajrzeć do okolicznej jaskini, pobliskiego tartaku czy znajdującego się nieopodal wodopoju. Gdyby nie moja wścibskość, części z tych miejsc nigdy bym nie zobaczył, ponieważ nie zostały połączone z żadnymi zadaniami. Tylko moja ciekawość sprawiła, że zajrzałem do groty ze spaniałym pierścieniem zwiększającym atak i dającym doskonałą przewagę we wczesnym stadium gry. Eksploratorzy są tutaj odpowiednio nagradzani, chociaż czasami niszczy to chwiejny balans rozgrywki.

 class="wp-image-637848"

Xenoblade Chronicles 2 to produkcja wprawiająca w komfort posiadania.

To jRPG dobrze mieć przy sobie. Za każdym razem, kiedy uruchamiam Xeno2 na Switchu mam co robić. Nigdy nie kręcę się bez powodu. Każda aktywność sprawia, że staję się odrobinę lepszy. Walka, zbieranie surowców, wykonywanie misji pobocznych lub eksploracja - wszystko ma tutaj sens. Zawsze wykonuję coś produktywnego, co chociaż minimalnie wpływa na moją postać, jej siłę oraz umiejętności. W tej grze nie ma tak zwanych pustych godzin. Nawet żmudny, powtarzalny grind ma znaczenie.

Xenoblade Chronicles 2 jest doskonałe na kilkugodzinne posiedzenie, gdy zanurzamy się po uszy w historię świata. Świetne jest jednak to, że gra sprawdza się również podczas kilku- lub kilkunastominutowych posiedzeń. Załadowanie mapy, wbicie poziomu, zebranie surowców i do widzenia - w sam raz na jazdę komunikacją miejską. W Wiedźminie bym tak nie potrafił. W Skyrim na Switchu też jest ciężko. Za to produkcja od Monolith Softu sprawuje się w roli krótkiego przerywnika zaskakująco dobrze.

 class="wp-image-637860"

Niestety, w ogóle nie trafił do mnie pomysł na walkę w grze dla Nintendo Switcha.

W Xenoblade Chronicles 2 walka odbywa się automatycznie. Bohater sam wykonuje podstawowe ataki, a gracz aktywuje jedynie silniejsze umiejętności. Czyli w praktyce co kilkanaście sekund musimy wcisnąć odpowiedni przycisk, a jeszcze rzadziej odpowiednio ustawić awatara (flankowanie ma znaczenie). To tyle. Cała reszta polega na biernym obserwowaniu wydarzeń na ekranie.

Już pal licho wystukiwanie pojedynczych ataków, ale producenci mogli wprowadzić do systemu większą interaktywność. Coś na kształt TES Online, gdzie od czasu do czasu trzeba wykonać parowanie lub unik. Tak prosty mechanizm znacząco odświeżyłby formułę. Chociaż walka w Xeno2 posiada swoją głębię, wyrażoną żywiołami oraz połączonymi z nimi sekwencjami ataków specjalnych całej drużyny, to znacząco za mało. W dobie takich jRPG jak Final Fantasy XV czy Persona 5 walka w Xenoblade Chronicles 2 jest zbyt archaiczna, zbyt nudna i zbyt mało eksytująca.

To bolesny problem o tyle, że walczy się naprawdę często. Wrogie kreatury spacerujące po otwartym terenie odradzają się wraz z każdym wczytaniem poziomu. Czyli po każdej porażce, szybkiej podróży czy nocy spędzonej w zajeździe. Grind jest ważnym elementem Xenoblade Chronicles 2, a monotonna i powtarzalna walka szybko go obrzydza.

 class="wp-image-637842"

Nie byłem również zachwycony, gdy straciłem 3 godziny rozgrywki przez idiotyczny system zapisu.

Zapomnijcie o automatycznym zapisie po wykonanym zadaniu, scenie przerywnikowej, zakończonej walce czy odkryciu nowego miejsca. W Xenoblade Chronicles 2 system zapisuje rozgrywkę wyłącznie po przejściu z jednego rozdziału do drugiego. Czyli raz na jakieś kilka - kilkanaście godzin. Całą resztę musimy zachowywać sami. To żmudna praca, bez której można łatwo stracić wiele godzin postępu. Tak było w moim przypadku.

Switch świetnie trzyma energię akumulatora. Do tego konsola ma naprawdę dobry system uśpienia. Dlatego zamiast zapisywać rozgrywkę i wyłączać sprzęt, po prostu zamrażałem program i chowałem maszynkę do plecaka. Jak setki tysięcy innych graczy. Wystarczyło jednak, że młodszy kuzyn chwycił za Switcha i włączył sobie na moment LEGO Worlds, abym stracił około 3 godziny postępów. Jasne, powinienem być przede wszystkim zły na siebie. Nie dokonałem przecież ręcznego zapisu. Jednak z drugiej strony, nikomu nie spadłaby z głowy korona, gdyby wprowadzili do gry punkty kontrolne. Skoro ma je nawet Zelda, dlaczego nie Xenoblade Chronicles 2?

Innym mankamentem jest mapa. Fatalnie rozplanowana, topornie narysowana, z kiepskimi oznaczeniami i jeszcze gorszym nawigatorem. W niektórych misjach to właśnie on był moim największym wrogiem, zamiast potworów do ubicia. Toporny interfejs to znak rozpoznawczy egzotycznych jRPG, ale w tym przypadku azjatyckie zamiłowanie do brzydkich, krzykliwych i nieczytelnych ekranów zostało wyniesione na zupełnie nowy poziom ohydy.

 class="wp-image-637863"

Nie zmienia to faktu, że Xenoblade Chronicles 2 to najlepsze Final Fantasy od czasu FFXII z 2007 roku.

Mocne stwierdzenie, ale równie mocna gra. Może nie tak wszechstronnie dopracowana jak The Legend of Zelda: Breath of the Wild, ale za to z ciekawszą historią, lepszą narracją i większym zróżnicowaniem lokacji. Otwarty świat, przygoda na kilkadziesiąt godzin, masa dodatkowych misji i naprawdę solidna fabuła, a to wszystko mieści się w plecaku lub kieszeni zimowej kurtki. Coś niesamowitego.

Największe zalety:

  • Otwarty świat pełen sekretów i skarbów
  • Mistrzowsko wyreżyserowane filmy
  • Nieliniowa struktura rozgrywki
  • Unikalni, czarujący bohaterowie
  • Epicka muzyka
  • Angielska wersja językowa
  • Kapitalna na krótkie posiedzenia i długie maratony
  • Rewelacyjny stosunek ceny do zawartości

Największe wady:

REKLAMA
  • Walka (zwłaszcza w początkowej fazie gry)
  • Mapa, nawigator i interfejs
  • Pożera akumulator Switcha w rekordowym czasie (mniej niż 3h do zera)
  • System ręcznego zapisu

Gdyby dwa-trzy lata temu ktoś powiedział mi, że będę grał w produkcje takiego kalibru podczas jazdy pociągiem, postukałbym się w czoło. Teraz stukoczą tory pod taborem, a ja mam frajdę jak nigdy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA