REKLAMA

Razer tworząc smartfon dla graczy zapomniał o... grach wideo

Czym sprzedaje się dobrą stacjonarną konsolę? Grami wideo na wyłączność. Czym sprzedaje się mobilnego handhelda? Grami wideo na wyłączność. Czym sprzedaje się smartfon dedykowany graczom? Najwyraźniej wszystkim, tylko nie katalogiem wyjątkowych gier.

02.11.2017 11.12
Razer tworząc smartfon dla graczy zapomniał o... grach
REKLAMA
REKLAMA

Jeszcze przed prezentacją zielonych rozmawiałem z moimi redakcyjnymi kolegami na temat tego, co musi posiadać Razer Phone, aby odniósł sukces. Jako osoba odpowiedzialna za gry wideo na Spider’s Web, patrzyłem na produkt Razera nieco inaczej niż moi zafiksowani na punkcie smartfonów koledzy. Wiedziałem, że skoro produkt ma odnieść globalny sukces w środowisku graczy, bajerancki ekran i wydajny akumulator to po prostu za mało.

Razer Phone musi posiadać katalog wyjątkowych gier na wyłączność. Inaczej traci rację bytu.

Oczami wyobraźni widziałem, jak Razer nawiązuje współpracę z jakimś gigantem - na przykład SEGĄ albo Microsoftem - aby na jego smartfonie pojawił się emulator konsol ze stacjonarnymi grami. Rozważałem też wariant „kącika na wyłączność” w Google Play z własnymi produkcjami. Tak, jak robi to Nvidia, oferując zaawansowane graficznie tytuły (Half-Life 2, Doom 3) hulające na Tegrze.

 class="wp-image-619675"

Razerowi nie udało się zbudować katalogu unikalnych produkcji. Zamiast tego firma poszła w kierunku ulepszania ogólnodostępnych tytułów, które trafiają do Google Play. Czyli gier na wyłączność nie będzie, ale za to aplikacje dostępne dla każdego mają działać najlepiej właśnie na smartfonie Razera. Wszystko dzięki unikalnym technologiom wpakowanym w przenośne urządzenie.

Wyróżnikiem Razer Phone’a jest to, że na tym i póki co tylko na tym sprzęcie zagramy w mobilne produkcje z częstotliwością odświeżania 120Hz. Do tego w rozdzielczości QHD oraz z mobilnym odpowiednikiem technologii G-Sync. Wszystko pięknie, ale plan nie bierze pod uwagę jednego, zasadniczego, kluczowego wręcz elementu, który jest od Razera całkowicie niezależny…

Granie w 120Hz i QHD będzie możliwe tylko wtedy, jeżeli producent gry przeznaczy na to dodatkowe środki.

Razer Phone to nie magiczne pudełko, które pozaziemskimi siłami sprawi, że gry dostroją się do wyższej częstotliwości odświeżania. Smartfon nie podmieni tekstur na takie w wyższej rozdzielczości. To wszystko robota, która musi zostać wykonana po stronie zewnętrznego dewelopera. Dokładnie tak, jak w przypadku PS4 Pro oraz Xboksa One X.

 class="wp-image-619507"

Razer pochwalił się KILKOMA grami z Google Play, które odpalimy w 120Hz. Nawiązał garść partnerstw, ale to tyle. Co dalej? Jestem przekonany, że dopóki Apple, Samsung, Huawei czy Xiaomi nie zaczną montować w swoich smartfonach własnych ekranów 120Hz, dopóty większość producentów gier nie będzie przeznaczać dodatkowych środków, narzędzi i zasobów dla Razera. No chyba, że zieloni zapewnią w zamian odpowiednią reklamę aplikacji, albo sami wyłożą pieniądze na wyższą częstotliwość.

Dochodzi jeszcze aspekt czego, czy naprawdę potrzebujemy mobilnych gier w 120Hz. Czy naprawdę zwracamy na to uwagę. Jasne, wyższa częstotliwość odświeżania zawsze jest pożądana. Z tym się nie dyskutuje. Wątpię jednak, aby scena graczy skupiona wokół Google Play była tak wymagająca co do parametrów rozgrywki jak gracze na PC. To dwa różne światy. Nigdy nie słyszałem kogoś oburzonego faktem, że Angry Birds nie działa w QHD na jego Samsungu.

Mam wrażenie, że Razer celuje smartfonem w kierunku grupy klientów, która… nie istnieje.

Firma oscyluje wokół wartości charakterystycznych dla grania na PC. Takich jak klatki na sekundę czy rozdzielczości. Następnie wpycha całą tą komputerowo-benchmarkową otoczkę do smartfonu, gdzie mało kto liczy FPS-y oraz myśli o graniu w 120Hz. Tak zwani „hardkorowi gracze” wciąż nie traktują Google Play jako swojego środowiska naturalnego.

 class="wp-image-619678"

Jasne, na Androidzie znajdzie się kilka całkiem rozbudowanych MOBA i MMO, ale to bardziej odstępstwa od reguły. Tutaj wciąż rządzi Candy Crush, Clash of Clans, Angry Birds i Pokemon GO. Tak pozostanie jeszcze przez lata. Jeżeli Razerowi marzy się profesjonalizacja sektora mobile, firma mogła zrobić coś, na czym zna się naprawdę dobrze. Wydać swojego smartfona razem z kapitalnym kontrolerem, który byłby stale zsynchronizowany z urządzeniem.

Nie da się zachować takiego stopnia rywalizacji, skomplikowania oraz profesjonalizacji jak na PC, gdy korzysta się ze sterowania dotykowego. Razer posiada markę, renomę oraz zasoby sprzętowe do tego, aby propagować granie na smartfonie z bezprzewodowym kontrolerem. Takim, który byłby postrzegany nie jako egzotyczny dodatek do smartfonu, ale jego integralna część. Element równie oczekiwany w pudełku, co słuchawki oraz krótka instrukcja. Tak się niestety nie dzieje.

Brak silnego postawienia na fizyczne kontrolery oraz brak zrzutu obrazu na TV to wielkie grzechy Razera.

Pomyślcie tylko - gdyby Razer Phone był sprzedawany w zestawie z przystawką HDMI do telewizora podobną do tej, którą ma Nintendo Switch, a także fizycznym kontrolerem. Jakże zwiększałoby to możliwości tego urządzenia. Wracasz z pracy, wsuwasz smartfon w stację dokującą, urządzenie się ładuje, a do tego wyświetla grę albo Netfliksa na wielkim ekranie. Chwytasz za dopracowanego pada i cieszysz się z obrazu QHD, który na TV wygląda naprawdę niczego sobie.

 class="wp-image-619549"

Oczywiście w międzyczasie znajomi wciąż mogą do ciebie zadzwonić, a ty odbierasz połączenie za pomocą kontrolera. Rozmawiasz chwilę w trybie głośnomówiącym (mikrofon we wsuniętym smartfonie zbiera dźwięk), a następnie wracasz do zabawy. Podczas jazdy sportowym samochodem widzisz w kącie ekranu, że dostałeś SMS-a od kumpla. Wystarczy jeden przycisk i rozgrywka ulega zamrożeniu, a ty bez stresu czytasz wiadomość w trybie pełnoekranowym.

REKLAMA

To wizja, którą kupuję. To wizja, za którą jestem w stanie zapłacić. Niestety, Razer wybrał bezpieczną i przewidywalną ścieżkę. Stworzył urządzenie pod pewnymi względami niewiele lepsze od tegorocznych flagowców, na którym można będzie zagrać w kilkanaście-kilkadziesiąt podrasowanych tytułów oraz całą masę śmieci Free2Play z Google Play. No i tyle.

Trochę szkoda.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA