REKLAMA

Beata Szydło blokuje znanych dziennikarzy na Twitterze. Czy coś takiego przystoi premier RP?

Uwielbiam opcję blokowania w mediach społecznościowych. Na Facebooku wyciąłem sobie swego czasu w pień tych wszystkich startupowców i infuencerów, z którymi na potęgę w interakcję wchodzą moi znajomi. I jest wspaniale, na dodatek niczego nie tracę, bo ci startupowcy i tak ostatecznie bankrutują. 

06.06.2017 17.42
beata szydło
REKLAMA
REKLAMA

Jeszcze aktywniej blokuję na Twitterze, choć pewnie 90% zbanowanych przeze mnie osób nawet nie wie i nigdy nie dowiedziałoby się o moim istnieniu. Chcę mieć jednak pewność, widząc jak jakaś intelektualna ameba obrzuca błotem jedną z obserwowanych przeze mnie osób, że nigdy więcej - nawet przypadkiem - w serwisie się nie spotkamy. Twitter ponoć nie umie zarabiać. Za opcję automatycznego filtrowania ludzi z godłem w awatarze lub - z drugiej beczki - hashtagiem #Razem w opisie, chętnie mu zapłacę. Kilka lat w serwisie - pewien zespół doświadczeń z góry podpowiada mi, że nic dobrego się już w tych okolicznościach nie wydarzy.

Nie muszę być w mediach społecznościowych. Jestem tam dla rozrywki, zabawy i przyjemności, a nie podawania nudnych artykułów na temat procesów demograficznych w południowych regionach Ugandy, w celu rozpaczliwego budowania w ten sposób wizerunku profesjonalisty. A skoro przyjemność, to przecież masochizmem byłoby taplanie się w otoczeniu ludzi, którzy nie tyle mają inne poglądy od naszych, bo akurat takich śledzę sporo, ale przede wszystkim nie potrafią swojej wizji świata komunikować w interesujący lub cywilizowany sposób.

Premier Szydło też "wyrwała chwasta"?

Ale premier Beata Szydło nie jest osobą prywatną. I nawet jeśli blokuje kogoś ze swojego prywatnego konta w serwisie Twitter, do czego oczywiście ma prawo, to nie wygląda to dobrze, gdy nagle masowo zostają zbanowani dziennikarze w Polsce. Na liście wstydu znaleźli się między innymi Kamil Sikora z Wirtualnej Polski, Jarosław Kuźniar z Onetu, Przemysław Barankiewicz z Bankiera czy Bartosz Wieliński z Gazety Wyborczej. I o ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć (ale nadal nie wytłumaczyć) ban dla regularnie intelektualnie prowokującego narodowych socjalistów Kuźniara, tak Barankiewicz z Bankiera? Przecież to kompletnie neutralne światopoglądowe medium, które nawet nie używa słów do opisywania świata, a przede wszystkim liczb.

Oczywiście w komentarzach pod tym artykułem przeczytacie, że to kolejny lewacki atak Spider's Web na zesłaną nam przez niebiosa władzę (nie są to zbyt mądre komentarze, na Twitterze z góry zablokowałbym ich autorów - ostatnio na przykład jakaś zmasowana grupa twierdził, że jestem lewakiem po kolejnym już moim artykule, w którym broniłem... Donalda Trumpa). Ale nie spotykamy się tu przecież, żeby słuchać, na jaki temat wydzierają się w sieci radykalne lub nawet inspirowane przez kogoś fan cluby.

Wyszło szydło z worka

REKLAMA

Rozmawiamy o standardach. Standardach sprawowania władzy i standardach państwa demokratycznego. Niestety, internauci w Polsce nie dorośli do tego, by rozmawiać o tych pojęciach, bo partyjne szaliki zasłaniają im oczy. Nie wygląda to dobrze, gdy jedna z "najważniejszych osób w państwie" urządza sobie na Twitterze swego rodzaju intelektualną rzeź, gdy w większości cenionym i ważnym dziennikarzom nagle odmawia się prawa dostępu do informacji o bieżącej działalności premiera RP. Bo - jeszcze się upewniłem - tak jest wykorzystywany profil Beaty Szydło, nie ma tam miejsca na zdjęcia z wakacji.

Ziemkiewicz? Warzecha? Niech sobie banują do woli, ich prawo. Ale przedstawicielowi władzy RP to nie przystoi, to fatalnie wygląda.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA