REKLAMA

Próbowałem odradzić znajomemu zakup MacBooka

Znajomy poprosił mnie o pomoc w wyborze MacBooka Pro. Gdy próbowałem zainteresować go innym sprzętem, okazało się, że produkt Apple jest celem samym w sobie. Stanęło na tym, że ma być Mac i to bez względu na wszystko.

26.04.2017 08.34
Próbowałem odradzić znajomemu zakup MacBooka
REKLAMA
REKLAMA

Mój kolega zamierza kupić MacBooka Pro. Będzie to wiązało się ze zmianą platformy. Obecnie używa komputera stacjonarnego i służbowego laptopa średniej klasy. Narzeka przede wszystkim na Windowsa, ale również sprzęt lata świetności dawno ma za sobą.

Gdy zagłębimy się w motywację, okazuje się, że za wyborem stoi nie tylko potrzeba wymiany komputera. MacBook jest obiektem westchnień od dobrych kilku lat. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, zapatrzenie w produkt Apple przypomina nieco młodzieńcze zakochanie. Cóż, nikomu nie można odebrać prawa do miłości.

Nie bądźmy jednak zbyt surowi. Paweł ma w ręku też sporo argumentów - powiedzmy - merytorycznych. Szuka maszyny na lata, która sprawdzi się zarówno jako podstawowy komputer, jak i urządzenie wykorzystywane w licznych podróżach. Zastosowanie? Przygotowywanie dużych prezentacji, obróbka fotografii i dużooo pisania. Jasne, laptop z Windowsem też to potrafi. No, ale pamiętajmy, że to ma być Mac.

Zaczęliśmy przeglądać ofertę. Z grubsza wyjaśniłem różnice między modelami MacBooków. Szczególnie dużo czasu poświęciliśmy portom i konieczności zaopatrzenia się w przejściówki. Tak się bowiem składa, że przyszły użytkownik nie posiada żadnego urządzenia z USB-C. Pośmialiśmy się więc wspólnie podczas oglądania dostępnych oficjalnie adapterów. Ucieszyliśmy się, że Apple tym razem darował banicję gniazdu jack, ale zasmuciliśmy faktem, że wejście na kartę SD nie miało takiego szczęścia. Płakaliśmy ze śmiechu, patrząc na adapter 5 w 1. Myślałem, że to wszystko trochę go zniechęci, przynajmniej do modeli z 2016 r.

Nic bardziej mylnego. - Nowe rozwiązania krytykują ci, którzy nie korzystali z MacBooka - usłyszałem. Gdy zaniemówiłem z wrażenia, kolega przyznał z ironicznym uśmieszkiem, że taki argument usłyszał w jednym ze sklepów autoryzowanego przedstawiciela Apple i doskonale zdaje sobie sprawę z jego słabości.

Wojna o Touch Bar.

Gdy (ze względu na porty) zaproponowałem zakup MacBooka Pro z 2015 roku, na negocjacyjnym stole pojawił się argument, że skoro ma to być sprzęt na lata, niech będzie najnowszej generacji. Podsunąłem więc pomysł kupna modelu bez Touch Bara. - To tylko bajer, ale może się przydać, zwłaszcza przy obróbce zdjęć - zostałem przyparty do ściany. Wobec takiej logiki zmieniłem front i pokazałem różnicę w cenie. Sięgała 1,5 tysiąca złotych. - Powiedzieć ci szczerze? - zaatakowałem - To trochę tak, jakbyś wyrzucił 1500 zł do sedesu. Nie zadziałało.

- Ok - mówię - a może rozważysz nabycie sprzętu o podobnych parametrach, ale z Windowsem? Przy tak dużym budżecie kupisz model z najwyższej półki - ciągnąłem. - Czytałem twoje teksty o Windowsie. Sam mam zresztą podobne doświadczenia - ten niespodziewany cios poniżej pasa uświadomił mi, że tej bitwy nie wygram. Nawet nie próbowałem już tłumaczyć, że po wymianie podzespołów i przede wszystkim dysku na SSD, praca na komputerze z systemem Microsoftu stała się nie tylko znośna, ale i na tyle przyjemna, że już prawie zapomniałem o swoich złych doświadczeniach.

REKLAMA

Nie, moim celem nie było zniechęcanie znajomego do MacBooka. Chciałem raczej pokazać mu alternatywę  i przede wszystkim mechanizm. Nasza dyskusja była przyjacielską próbą sił i przekomarzaniem się, a nie przejawem totalnej wojny "windowsiarzy" i fanbojów Apple. Paweł zna plusy korzystania z ekosystemu urządzeń i usług firmy z Cupertino. Zresztą używa na co dzień również iPhone'a i iPada. O zaletach zakupu Maca nie musiałem go więc przekonywać.

Wbrew pozorom argumenty krytyczne do niego trafiały. Ale dyskusję podsumował stwierdzeniem, że miałem mu doradzić przy wyborze konkretnego modelu, a nie zniechęcać do zakupu. Decyzję już podjął, wie czego chce i ma na to budżet. Biorąc powyższe pod uwagę, w końcu machnąłem ręką. - Skoro wydanie ponad 9 tys. zł. uczyni cię szczęśliwszym, nie mam zamiaru ci tego szczęścia odbierać - zażartowałem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA