REKLAMA

Zarabia miliony na reklamach, których najbardziej nienawidzisz. Cała prawda o biznesie Roberta Gryna

Nie słyszała o nim branża, choć na koncie ma fortunę. Niestety nie zbił jej na biznesie, którym mógłby się chwalić. Mi opowiedział o nim w wywiadzie, ale wycofał autoryzację, bo pytania "stawiały go w złym świetle".

27.03.2017 18.42
Robert Gryn z Codewise - cała prawda o biznesie jednego z najbogatszych Polaków
REKLAMA

W ciągu kilku ostatnich tygodni polska branża technologiczna doznała olśnienia. Dowiedzieliśmy się o istnieniu firmy Codewise i jej szefa Roberta Gryna, sklasyfikowanego jako 57 najbogatszy Polak z majątkiem wartym 710 mln zł. Robert Gryn trafił na okładkę artykułu w Forbesie, skąd dowiedzieliśmy się, że jest najmłodszym milionerem, który samodzielnie dorobił się majątku. Ale to nie wszystko. Artykuł już w drugim akapicie informował, że Gryn jeździ żółtym mercedesem AMG GT S, trzydzieste urodziny uczcił prywatnym lotem na Ibizę, a swoim biurze posiada ogromne akwarium.

REKLAMA

Niestety artykuł Forbesa nie był tak szczegółowy, by wyjaśnić dokładnie, jak Robert Gryn doszedł do swoich milionów, gdyż już na wstępie informował: „niewielu rozumie, czym zajmuje się jego firma”.

Mogła to być niechęć dziennikarza do poruszania wrażliwych tematów, albo zgubny wpływ autoryzacji na rzetelność materiału. Po rozmowie z jego autorem wiem, że to jeszcze nie koniec wątku Gryna na Forbesie.

Nie wszystko złoto co się świeci

Czy rzeczywiście biznes Roberta Gryna jest tak zaawansowany, aby rozgarnięty dziennikarz nie mógł go pojąć? W tym przypadku jest inaczej. Czytając ten artykuł zrozumiesz, dlaczego Codewise jest takie tajemnicze - jeśli chodzi o model biznesowy - nie ma się czym chwalić. Powiedziałbym, ze jest się czego wstydzić.

Na szczęście z prostego tłumaczenia słynie Rafał Agnieszczak, czyli twórca m.in. Fotki, który na Facebooku napisał:

Jeśli trafiłeś na agresywne reklamy typu „wygrałeś ajfona” albo „zostań milionerem w tydzień”, to wielce prawdopodobne, że za emisją stoi firma pokroju wspomnianej powyżej (Codewise –przyp.red). Cała sztuka bowiem w tym, aby pod fasadą estetycznego, nowoczesnego, biznesu udało się ukryć sprzedaż oszukańczych preparatów wspomagających odchudzanie, grę na foreksie, sproszkowaną zieloną kawę oraz różnej maści scamy i fraudy.

Klasyczny dylemat. Mamy dwie wersje do wyboru. Możemy wierzyć w cukierkową historię od zera do bohatera Forbesa, albo szarą, brudną Rafała Agnieszczaka. Poczułem, że warto byłoby umówić się z Robertem Grynem na rozmowę i wyjaśnić sprawę u źródła. Nic prostszego!

Po tygodniu spotykamy się na warszawskiej Woli – w studio, wynajętym m.in. na potrzeby nagrywania materiałów Spider’s Web TV. Najpierw pojawiają się dwie Panie z agencji PR obsługującej Codewise, a później sam ich klient i mój rozmówca: Robert Gryn.

Włączyłem kamery, mikrofon i zaczęliśmy

Codewise zarabia na dwóch narzędziach. Voluum to analityka, która pozwala optymalizować kampanie, np. wstawiać obrazki, które generują najwięcej kliknięć, a także zmieniać słowa reklamy (copy), aby sprzedawała jak najwięcej.

Ciekawszy wydaje się jednak Zeropark, który jest siecią sprzedającą ruch w internecie, np. kliknięcia w reklamy, przekierowujące na nową stronę. Z jednej strony są w nią wpięte strony internetowe, a z drugiej reklamodawcy, więc struktura jest podobna jak w przypadku Google AdWords (u Google'a każdy może sprzedawać miejsce na własnej stronie, a AdWords samo znajdzie odpowiednie reklamy).

Diabeł tkwi w szczegółach, a raczej w typie ruchu

Codewise na swojej stronie internetowej podaje tabelkę ze słowami kluczowymi dla reklam, jakie przepływają przez ich sieć:

Weźmy na warsztat pierwsze z nich: „best deals” – jakie okazje czekają na internautów? Może to być reklama idealnego środka na potencję, na odchudzanie, na kupno iPhone'a po obniżonej cenie czy super taniej wycieczki. Na pewno wielu z was udało się trafić na takie reklamy w sieci. Powiedzmy sobie szczerze, czasami mają tak zachęcające, albo dziwne ilustracje, że po prostu trzeba w nie kliknąć.

Trafimy na stronę internetową (która często do złudzenia przypomina stronę jakiegoś znanego portalu), a na niej artykuł dowodzący skuteczności środka na ujędrnianie pośladków i link do zostawienia danych karty płatniczej. Nie każdy w internecie czyje się jak ryba w wodzie, więc ludzie nabierają się na takie oferty jak kiedyś na garnki z prezentacji w domach kultury.

Banery to często najmniejsze zmartwienie. Oprócz tego Codewise handluje ruchem, który pochodzi z przekierowań i wyskakujących okienek. Przypomnijcie sobie co czujecie, kiedy po kliknięciu gdziekolwiek na ekranie byliście ni z tego, ni z owego przenoszeni na odpustowo wyglądającą stronę, gdzie właśnie toczy się rozgrywka ruletki, a z głośników leci syntezowany głos „Wykorzystaj swoją unikalną szansę na wygraną”. Albo kiedy w czasie przeglądania strony na smartfonie wyskakuje wam okienko na cały ekran, którego dziwnym trafem nie można zamknąć.

Na każdym z tych przekierowań i czasie, który poświęciliście na wpatrywanie się w reklamę mogło zarobić Codewise, lub firma pokrewna.

Wg Roberta Gryna Codewise jest największą tego typu platformą na świecie. Miesięcznie przepływa przez nią 250 mld klików z różnych źródeł. Sam rynek pop-upów (wyskakujących okienek), o który walczy ma być wart aż 5 mld dol.

To kolosalna kwota, która sprawia, że mniej dziwię się niezwykle szybkiej karierze Codewise.

Powiedzmy sobie jednak szczerze: czy internet nie byłby lepszym miejscem bez takich reklam?

Gdybym mógł zacytować wypowiedź CEO Codewise, doszlibyście do wniosku, że on sam uważa, iż świat byłby lepszym miejscem bez firm takich jak jego własna!

Później usłyszałem jeszcze, że internet jest dzikim miejscem i gdyby nie było Codewise na to miejsce natychmiast wskoczyłyby konkurencyjne firmy. Niewątpliwie by tak było, ale czy to jest argument legitymizujący sprzedawanie reklam, które mogą narazić kogoś na szwank? Czy wystarczy powiedzieć, że coś jest dzikie, aby wyrzucić przez okno kompas moralny?

Zwłaszcza, że to nie do końca prawda. Google w sierpniu 2016 roku ogłosiło, że będzie karać strony wyświetlające agresywne pop-upy. Takie witryny będą się wyświetlały niżej na stronie wyszukiwarki. Nawet na ten Dziki Zachód można więc sprowadzić dobrego szeryfa.

Robert Gryn z kolei sam lubi pop-upy, ponieważ, jak mówi, lubi widzieć co się dzieje i jest zdania, że to powszechnie akceptowalny format reklamy. W czasie rozmowy powołał się na AdBlocka, przepuszczającego reklamy klientów, którzy mu zapłacili, pytając mnie czy polityka tej firmy nie jest jeszcze gorsza. Poczułem jakby ktoś mnie zapytał czy wolę zachorować na dżumę, czy cholerę.

Boty reklamowe, czyli dualizm poglądów

Znaczną część ruchu na platformie Codewise generują boty (programy komputerowe poruszające się w internecie), które dla Roberta Gryna stają się coraz większym problemem. Nikt bowiem nie zapłaci za wyświetlenie reklamy automatowi, który nic nie kupi. Dlaczego to tak duży problem?

W tym momencie dochodzimy do prawdziwego sedna biznesu Codewise. Jak potwierdziłem u jednego z pracowników, Robert Gryn kupuje kliknięcia w reklamę u wydawców w modelu CPM (cost per mille), czyli za X wyświetleń pop-upu, płaci im Y zł. Powiedzmy, że na stronie adult.xxx ludziom wyświetli się tysiąc banerów reklamujących cudowny środek na prostatę, za co Codewise zapłaci 10 zł.

Z drugiej strony swoje kampanie właśnie u tych wydawców sprzedaje na rynku w modelu efektywnościowym CPA (cost per action), gdzie reklamodawca płaci za wykonanie jakiejś akcji, np. przejście na witrynę sklepu, albo instalację aplikacji. W naszym przykładzie Codewise dostawałoby pieniądze, kiedy ludzie przechodziliby na witrynę sprzedającą cudowny środek na prostatę, albo jeszcze więcej pieniędzy, gdyby chcieli go kupić. Grunt, aby z 10 zł robiło się 11 zł, albo jeszcze więcej.

Jak łatwo się domyśleć odpowiedzialność za efekt kampanii jest tu przerzucona z wydawcy na platformę.

Więcej botów = więcej jałowych wyświetleń reklamy = mniejsze zyski Codewise

Robert Gryn walczy z ruchem, który szkodzi jego firmie. Jednak z drugiej strony najprawdopodobniej zarabia na ruchu, który dla większości internautów jest zwykłym spamem.

To, że Codewise zaśmieca internet nie oznacza, że jest to działalność nielegalna. Wręcz przeciwnie. Firma prosperuje, jej CEO może jeździć na luksusowe wczasy i kupować ogromne banery w centrum Krakowa. Niestety na poziomie etyczności biznesu Codewise to ta sama liga co Chomikuj, czy FilesTube – internetowe dyski używane przede wszystkim do pobierania treści chronionych prawem autorskim. Samo udostępnianie przestrzeni w internecie nie jest wbrew prawu, ale puszczanie oka do warezów i piratów zasługuje już na naganę.

Jest legalność... i jest etyka

O ile Chomikuj czy Filestube uderzały głównie w instytucje (np. ZAIKS czy wytwórnie), to oszukańcze pop-upy mogą  skrzywdzić każdego pojedynczego, prywatnego człowieka. Poniżej wymieniam przykłady, o których sam słyszałem:

  • Czy ktoś zwróci pisarzowi koszty odzyskania władzy nad laptopem, gdzie ma zapisaną książkę, jeśli tenże pisarz nieopatrznie kliknął w baner pobierający złośliwe oprogramowanie?
  • Czy ktoś kupi nowy telefon dziecku, które uszkodziło chipset ściągając malware po kliknięciu w „spotkaj się z Justinem Bieberem”?
  • Czy sąd przyzna rację człowiekowi, który przyjdzie na Policję ze zrzutem ekranu „gratulacje jesteś milionowym odwiedzającym tę stronę - wygrałeś iPhone’a”?

Nie posądzam czytelników o dawanie wiary takim tekstom, ale Polska nie składa się wyłącznie z ludzi siedzących w technologiach, a chronić i uświadamiać trzeba wszystkich.

Sam pamiętam, jak jeszcze w podstawówce podczas swojej pierwszej internetowej sesji na informatyce krzyknąłem z radości na całą salę, ze wygrałem nowy telefon. Na szczęście obok był nauczyciel, który wytłumaczył mi, że to wcale nie jest moje szczęście, a internetowa przebiegłość.

Karol, zrobiłeś wywiad z Robertem Grynem. Dlaczego nie ma tu ani jednego jego słowa?

Zmontowany wywiad niestety nie spodobał się Robertowi Grynowi. Komunikację prowadziła agencja PR, która poinformowała mnie, że mój rozmówca po wyjściu ze studia czuł się zestresowany i po przemyśleniu sprawy zadecydował, że nie chce, aby materiał był publikowany. Chciałem dać mu szansę wytłumaczenia jak zarobił fortunę jego własnymi słowami. Niestety nie udało się, co wydaje mi się bardzo smutne.

Jak się  dowiedziałem Robert Gryn miał odczucie, że część pytań była tak skonstruowana, aby postawić go w złym świetle. Nadal zachodzę w głowę o jakie złe światło chodziło, skoro moje pytania dotyczyły wyłącznie tego, jak Codewise zarabia pieniądze.

Nie pytałem przecież o:

Prywatne loty odrzutowcem

Wycieczki na Ibizę

Zwycięstwo w rankingu Deloitte

Mercedesa w garażu

Wyciąłem przecież fragment, gdzie byłem pytany, czy na pewno Google kara strony stosujące pop-upy, a także moment gdzie użytkowników AdBlocka określono mianem bezwartościowych dla reklamodawców.

Niektórzy pomyślą: "to tylko spam - co z tego". Za głos rozsądku niech posłuży historia "najmłodszego milionera Piotra K.", który za pomocą takiego spamu zarobił kilkadziesiąt milionów zł na oszukiwaniu ludzi, a sprzedając szkodliwe produkty doprowadził niektórych do poważnych szkód na zdrowiu.Nie jesteśmy w stanie zweryfikować czy Codewise nie zarabia na takich właśnie reklamach.

REKLAMA

Na koniec chciałbym dodać, że nie krytykuję tu samego Roberta, a jego firmę, gdyż potrafię oddzielić sprawy prywatne, od zawodowych. Bardzo boli mnie jednak, że nawet największe firmy, mają gdzieś transparentność i społeczny wymiar swojej działalności, a na dodatek promowane są przez szanowanych wydawców i wynoszone na piedestał rankingów przez międzynarodowych konsultantów, dla których liczą się tylko cyferki.

Wciąż czekamy na biznes z ludzką twarzą. Zamiast niego mamy strzyżenie owiec.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA