REKLAMA

To chyba najdziwniejszy gadżet, jaki kiedykolwiek kupiłem. Lumo Lift - recenzja Spider's Web

Od wieków spora część ludzkości jest przekonana, że pieniądze są w stanie rozwiązać wszystkie problemy. Niedawno doszło do tego inne przekonanie - że nasze wszystkie problemy, w tym i te zdrowotne, rozwiążą gadżety.

29.11.2016 16.32
Lumo Lift, czyli Pajączek w wersji smart - recenzja Spider's Web
REKLAMA
REKLAMA

(Ostatnie zdanie wstępu prosiłbym odczytywać bez żadnych dwuznacznych skojarzeń)

W zasadzie to oba te przekonania są ze sobą jak najbardziej powiązane. W końcu to za te "wszystko rozwiązujące" pieniądze kupujemy "wszystko rozwiązujące" gadżety.

Zresztą... jestem najlepszym przykładem takiego podejścia. Kupiłem Fitbita, potem adoptowałem jednego Garmina, niedługo potem kupując drugiego. A że danych było wciąż mało, kupiłem jeszcze opaskę mierzącą tętno. I cały worek zewnętrznych czujników. I ciągle mi mało!

Ale, będę szczery - to wszystko w jakiś tam sposób działa.

Z każdym kolejnym gadżetem fitness może i nie jestem lepszym sportowcem, ale po prostu mam więcej motywacji do pracy. W końcu wydałem na to pieniądze - niech więc służy.

Przejrzałem więc szybko listę rzeczy, których nie udało mi się jeszcze w sobie zmienić za pomocą gadżetów. I znalazłem.

Tak kupiłem chyba najdziwniejszy gadżet w swoim życiu - to Lumo Lift.

To teraz opowiem o nim najprościej jak się da:

Że co? Nigdy o tym nie słyszałem.

Nic dziwnego. Po pierwsze, nie jest to sprzęt najnowszy - jego premiera miała miejsce gdzieś w okolicach 2014 roku, ale chyba od tego czasu nie pojawiło się na rynku nic podobnego.

To jak na niego trafiłeś?

Śmieszna historia. Trafiłem na niego zupełnie przypadkiem, kilka dobrych miesięcy temu, przeglądają... aplikacje, które można połączyć z MyFitnessPal. I od tego czasu łamałem się, czy by sobie tego gadżetu nie sprawić. I sprawiłem.

To może w końcu powiesz, co to w ogóle robi?

To będzie zabawne - Lumo Lift nieustannie monitoruje, czy przypadkiem się... nie garbisz.

Eeee... czyli coś jak Pajączek?

Dokładnie tak! Jeśli zdecydowaną większość czasu spędzasz przed komputerem, a do tego masz pogłębiające się wady postawy, to w pewnym momencie stwierdzasz, że chyba czas coś z tym zrobić.

To dlaczego nie właśnie Pajączek albo coś podobnego?

Och, ale jak tak można, bez aplikacji?

A tak na poważnie?

Po prostu nie podoba mi się idea nakładania tego całego osprzętu każdego dnia. Jakbym chciał coś takiego nosić, to zostałbym spadochroniarzem.

A Lumo Lift jak wygląda i jak się nosi?

I tu jest właśnie jego największa zaleta, choć pociąga za sobą też pewne wady.

Przede wszystkim Lumo Lift nie jest powiązany z żadnymi szelkami, pasami, uprzężami i podobnymi. To niewielka plastikowa kosteczka, którą montujemy za pomocą silnego magnesu do koszulki.

lumo-lift-5 class="wp-image-531251"

Oczywiście można mieć tu kilka zastrzeżeń. Chociażby sprzęt mógłby być mniejszy, ale ok - wszedł na rynek w 2014 roku. Oprócz tego mógłby być trochę lepiej wykonany - jego jakość jest raczej typowo startupowa, tzn. sklejono go z tworzywa sztucznego, jakie prawdopodobnie akurat było pod ręką i nie było zbyt drogie. O żadnym premium nie ma tu mowy, za to można sporo powiedzieć o tym, jak luźno Lift lata wsunięty do ładowarki. Drobne rzeczy, a jednak trochę irytują.

Przy czym spokojnie - ta plastikowa bulwa nie jest umieszczana od zewnętrznej strony naszej koszulki. Tę umieszczamy od środka, z zewnątrz mocując ją tylko niewielkim magnesem (w dwóch wersjach kolorystycznych w zestawie). Nie jest to zbyt widoczne.

I to tyle?

Jeśli chodzi o budowę sprzętu i sprzedawany zestaw, to w zasadzie tak. Istotne są tu dwie rzeczy. Po pierwsze, musimy dobrze ulokować nasz czujnik, tzn. tuż pod obojczykiem, mniej więcej w połowie jego długości.

lumo-lift-4 class="wp-image-531250"

Po drugie, niestety musimy zdecydować się na ubrania dobrze przylegające do naszego ciała. Luźne ciuchy raczej nie wchodzą w grę.

Dlaczego?

Bo Lumo Lift to przede wszystkim akcelerometr zamknięty w plastikowej skorupie. Jeśli będzie luźno wisiał na naszej koszuli, jego wyniki będą zupełnie bezsensowne.

Da się z tym chodzić cały dzień?

Da się, bez najmniejszego problemu. Sprzęt może nie jest ultra miniaturowy, ale jest lekki i nie uwiera nawet pod obcisłym strojem. Do tego trzyma się przez większość dnia bardzo solidnie.

Za to do biegania, gdzie mam już naprawdę bardzo obcisłe rzeczy, wolałem go już nie brać.

Ok, mam obcisłą koszulę. Co dalej?

Montujemy Lumo Lift, prostujemy się i naciskamy jedyny obecny na jego obudowie przycisk (spokojnie, jest łatwo dostępny nawet po założeniu na koszulkę, nie trzeba się rozbierać). Potrójna wibracja wibracja potwierdza odpowiednią kalibrację i... to tyle. System uzbrojony.

Kalibracja? To znaczy?

Zasada działania Lumo Lift jest raczej prosta - kliknięciem ustawiamy poprawną naszym zdaniem pozycję, przy czym dla sprzętu jest to po prostu orientacja akcelerometru w przestrzeni.

lumo-lift-3 class="wp-image-531249"

Jeśli Lift zorientuje się, że wychyliliśmy się za bardzo w stosunku do naszej wzorcowej pozycji i zostaniemy w niej przez określony czas, poinformuje nas o tym wibracją.

A dokładniej - będzie nam burczał w regularnych odstępach tak długo, aż się nie ogarniemy.

Jak często przypomina o złej postawie?

Jak często chcemy. Może nie przypominać w ogóle - wtedy w aplikacji sprawdzimy tylko podsumowanie czasu utrzymywania dobrej postawy w ciągu dnia.

Może też co 3 sekundy po wykryciu zgarbienia się, przy czym producent zaleca ustawienie "dopuszczalnego czasu zgarbienia" na 15 sekund. Ja zdecydowałem się właśnie na taki limit i wydaje mi się, że spisuje się idealnie.

I to działa?

Tak, bo to zasadniczo dość proste rozwiązanie. Tyle tylko, że musimy spełnić kilka warunków.

Po pierwsze - przylegające do ciała ciuchy to obowiązek. Nie muszą być ultra slim, ale nie mogą być też workami. W tym drugim przypadku Lift po prostu wisi sobie i nie rejestruje poprawnie zmian naszej pozycji.

lumo-lift-1 class="wp-image-531247"

Po drugie, musimy go kalibrować bardzo często. Siadamy przed komputerem - kalibracja. Wstajemy - kalibracja. Siadamy na kanapie - kalibracja.

Nie jest to problematyczne - wystarczy jedno kliknięcie Lifta i już, zmiany są wprowadzane natychmiastowo. Ale prowadzi czasem do zabawnych sytuacji, kiedy np. idziemy gdzieś, nagle się zatrzymujemy, naciskamy przycisk w okolicach piersi i przez chwilę się nie ruszamy.

I jeszcze inna sprawa - czasem po prostu... zapomina się poprawić kalibrację. To nie jest aż tak bezobsługowy produkt jak np. opaska mierząca tętno czy kroki. Niestety.

Ale zawsze działa? Działa idealnie?

Nie, nie zawsze. W końcu odpowiedni pion naszej klatki piersiowej wcale nie musi oznaczać, że nasza postawa jest w pełni prawidłowa. Kilka razy złapałem się na tym, że odrobinę udało mi się np. zjechać z krzesła, przez co moja pozycja na pewno nie była poprawna, ale Lift w ogóle nie reagował.

Nie traktowałbym go zatem jako np. idealnego dowodu na to, że przez cały dzień zachowujemy prawidłową postawę. Potrafi się pomylić - ba, czasem potrafi się pomylić koszmarnie, ale przeważnie działa prawidłowo.

Choć dla mnie istotne było co innego...

To działa w tym najważniejszym znaczeniu.

Nie wiem, czy to kwestia tego, że bardzo chciałem wierzyć, że Lumo Lift działa, ale jeśli chodzi o poprawę mojej postawy to... w dużym stopniu udało się sporo zdziałać już przez tych kilka tygodni od pierwszego założenia.

lumo-lift-7 class="wp-image-531253"

Tak, na początku poprawa była motywowana głównie irytującym burczeniem, ale z czasem zaczęło to wchodzić w nawyk. Efekty były naprawdę takie, jakich się spodziewałem - przestały mnie boleć plecy, co było szczególnie irytujące pod koniec dnia, kiedy nie mogłem sobie znaleźć w łóżku wygodnej pozycji, bo cały czas czułem po prostu ból i dyskomfort.

Zacząłem się prostować nawet wtedy, kiedy... Lifta nie miałem na sobie.

Nie miałeś? Jak to?

No właśnie, to chyba najpoważniejsza wada tego sprzętu. Opaskę fitness zakładamy i zapominamy o niej - śpimy w niej, kąpiemy się, chodzimy, biegamy, etc. Zdejmujemy ją raz na tydzień, żeby naładować.

Z Liftem tak już nie jest. Rano musimy pamiętać, żeby przypiąć go do założonej przed chwilą koszulki. Wychodzimy biegać - zdejmujemy go. Zakładamy nową koszulkę - znowu musimy pamiętać, żeby go założyć. Wieczorem wyjście na miasto w innych ciuchach - znowu trzeba pamiętać o Lifcie.

I czasami po prostu o nim zapominałem. A zapomnienie o nim ułatwia jeszcze jedna rzecz - akumulator.

Co z nim nie tak?

Teoretycznie Lumo Lift powinien wytrzymać bez ładowania około 5 dni. Tyle tylko, że jak widzę na gadżetach fitness takie oznaczenie, to spodziewam się 5 dni co najmniej. Tutaj to absolutny maks, którego ani razu nie udało mi się osiągnąć.

lumo-lift-9 class="wp-image-531255"

Lift przeważnie wytrzymuje u mnie około 2-3 dni, w porywach do 4. W praktyce zacząłem go po prostu odkładać na ładowarkę co wieczór, po tym, jak pewnego razu rozładował mi się w środku drugiego dnia. A przez to całe statystyki tego dnia poszły w piach.

Statystyki? Jakie dokładnie?

I tu jest właśnie... trochę bieda, szczególnie bo zmianie aplikacji na jej nowszą wersję. Statystyk praktycznie w ogóle tu nie ma.

Do dyspozycji mamy dwa główne ekrany - na pierwszym możemy zobaczyć, przez ile minut w ciągu danej godziny utrzymywaliśmy prawidłową postawę. Na drugim możemy sprawdzić, przez ile minut/godzin utrzymywaliśmy prawidłową postawę przez cały dzień.

img_0791_iphone5s_silver_portrait class="wp-image-531261"

To tyle. Koniec. Naprawdę! Nie sprawdzimy w aplikacji np. kiedy garbimy się najczęściej i najbardziej warto nad tym popracować. Nie sprawdzimy lepszych i gorszych tygodni, nie zaobserwujemy długofalowych trendów. Nic!

Mogę sobie sprawdzić, że 18 listopada miałem proste plecy przez 5 godzin i 44 minuty. I to tyle. Porównanie z kolejnym piątkiem? Ręcznie muszę sobie doprzewijać. Porównanie tygodniowe? Muszę sobie sam podsumować. Może chociażby dodatkowa informacja o tym, kiedy Lift nie był aktywny (odpięty magnes)? Nie, też nie.

img_0792_iphone5s_silver_portrait class="wp-image-531263"

Halo, jest 2016, aplikacja była niedawno odświeżona. Ja chcę być zasypany danymi, ale już przetworzonymi! Użytecznymi! W tej chwili ta aplikacja to niewiele więcej niż narzędzie do zmiany ustawień Lifta i tyle.

No, ok, pokaże jeszcze pokonany w ciągu dnia dystans.

Czyli co, liczy kroki?

Tak. I to całkiem nieźle - mniej więcej na poziomie mojego Garmina Vivosmart HR.

I choć kroki są prezentowane tak samo nieprzydatnie jak statystyki prostych pleców, to dzięki synchronizacji z MyFitnessPal mogą się nam do czegoś przydać.

Uff!

To ile zapłaciłeś i czy jesteś zadowolony?

Zapłaciłem, cóż, dość sporo, zwłaszcza, że np. funkcja zliczania kroków jest mi zupełnie zbędna. Za takiego Pajączka z aplikacją na niemieckim Amazonie przyszło mi zapłacić około 75 euro. W zestawie był Lift, ładowarka i dwa magnesiki - czarny i srebrny.

lumo-lift-6 class="wp-image-531252"

Wrzucając to w jakieś ramy cenowe - wyszło wielokrotnie więcej niż klasyczny Pajączek i niewiele mniej niż np. sportowo-fitnessowy zegarek Polar M400.

Jeśli więc szukacie monitora aktywności - Lumo Lift zdecydowanie się do tego nie nadaje. Za mało potrafi jak na cenę, którą trzeba za niego zapłacić. Weźcie jakąkolwiek opaskę, której nie zapomnicie założyć i która przedstawi wam potrzebne dane lepiej i w wygodniejszej formie, niż robi to Lift.

Za to jeśli chodzi o proste plecy... cóż, ja jest bardzo, ale to bardzo zadowolony, choć zdecydowanie nie jest to sprzęt pozbawiony wad i kosztuje zdecydowanie więcej, niż tak naprawdę powinien przy jego możliwościach.

REKLAMA

Ale hej, w takich przypadkach niekoniecznie w ten sposób trzeba weryfikować opłacalność. Tę można określić po analizie efektów, a nie możliwości.

I jeśli chodzi o mnie, to efekty, które na razie obserwuję, zdają się być warte ceny Lifta. Najwyraźniej denerwująca wibracja jest skuteczniejsza od powtarzanego mi niemal przez całe życie "nie garb się".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA