REKLAMA

Zakaz handlu w niedzielę, czyli mój sprzedawca robot

Nie znam się na polityce. Nie znam się na ekonomii. Nie muszę pracować w niedzielę. Nie będę więc nawet próbował ocenić, czy projekt nowej ustawy zakazującej handlu w niedzielę ma sens. Ale wiem co bym zrobił, gdybym był przedsiębiorcą, którego ten problem może dotknąć.

02.09.2016 15.10
zakaz handlu
REKLAMA
REKLAMA

Wiem, ale nie dlatego, że jestem skromnym wizjonerem, który zamiast zgarniać miliony za swoje genialne pomysły, woli w przyjemnej, domowej atmosferze blogować na pełny etat.

Wiem, bo po prostu widziałem.

Widziałem sprzedawców, których taki zakaz nie dotknie. Widziałem sprzedawców, którzy nadal będą pracować w niedziele i wszystkie święta, nie zgłaszając ani jednego sprzeciwu. Sprzedawców, którym to jest absolutnie obojętne. Sprzedawców, którzy będą to robić całkowicie legalnie i żadna kontrola im nie zaszkodzi.

Nie, nie chodzi o te wspominane w projekcie ustawy stacje benzynowe czy inne piekarnie. Ci sprzedawcy pracują w największych sieciach handlowych. Tych, w które teoretycznie ustawa powinna uderzyć.

Ci sprzedawcy po prostu nie są ludźmi.

Bujda z futurystycznej bajki czy książki? Ależ skąd. Przykład niedaleko mnie - chcę sobie kupić jajka, kiełbasę i podpaski (nie, nie mam pojęcia dlaczego akurat taki zestaw) w niedzielę, np. o 18. Teoretycznie, gdyby omawiana dziś szeroko ustawa weszła w życie, nie mógłbym tego zrobić w zwykłym, dużym sklepie.

A we Wrocławiu mogę. W Biedronce. W zwykłej Biedronce, nawet pomimo tego, że główne drzwi do niej byłyby stale zamknięte.

Przed nią jednak, niestrudzony niczym, stoi pracownik, na którego - w obliczu nadchodzących potencjalnie zmian - zdecydowanie warto postawić. Pracownik, który głęboko w gnieździe zasilania ma to, co mówi prawo o pracy w niedzielę.

On nie pracuje. On działa. Jest robotem. Tyle.

I już nawet od niego, tego ograniczonego bardzo mocno, testowego, pojedynczego robota mogę kupić całkiem sporo. Całkiem sporo rzeczy, których może mi zabraknąć w niedzielę.

biedronka automat class="wp-image-493293"

A takich biedronkowych robotów może być kiedyś więcej. Mogą potrafić więcej. Mogą nagle potrafić tak dużo, że zaczniemy się zastanawiać, po co jest ta dziwna hala za nią i po co siedzą w niej w ogóle ludzie.

Takich robotowych eksperymentów jest zresztą więcej.

Nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie sprawdza się różne sposoby, które mają na celu jedno - wyeliminowanie sprzedawcy, którego już z dużym powodzeniem są w stanie zastąpić maszyny. Foxconn (tak, wiem, to nie handel, nie ma to teraz znaczenia) zwolnił dziesiątki tysięcy osób, ot tak. Bo roboty. Wallmart zastąpi kolejne tysiące robotami. Ot tak.

A jakieś bliższe przykłady? Sklep z samymi kasami samoobsługowymi? Proszę bardzo. Te pojawiają się w kolejnych i kolejnych sklepach, i jakoś nie pamiętam, żebym kiedykolwiek, mając wybór sprzedawca czy automatyczna kasa, wybrał tę pierwszą opcję. Bo po co - równie dobrze mogłyby istnieć same automaty.

Na stacji benzynowej, choć w Polsce to akurat umiarkowanie popularne, też wolę zapłacić od razu przy dystrybutorze, bez udziału sprzedawcy. Po co mi stać w kolejce za tymi wszystkimi ludźmi, którzy chcą kupić hotdoga? Szybciej, wygodniej, prościej.

Na dłuższą metę trzeba w końcu zadać to pytanie: po co tam w ogóle człowiek?

Odpowiedź jest prosta: po nic. A teraz dodatkowo (prawdopodobnie) będzie się jeszcze jego - wybaczcie bezduszność - użyteczność w handlu dodatkowo obniżać zasadami prawa.

I gdybym teraz był - załóżmy przez chwilę - przedsiębiorcą, wybrałbym prostą drogę - inwestycję w roboty. Roboty, które potrafią dziś już niemal to samo co człowiek, są droższe w zakupie, ale tańsze w utrzymaniu, a do tego nikt nie wyznaczy im żadnych ram czasu pracy. Klienci mogliby przyjść do mojego sklepu w niedzielę o 2 w nocy i nikt nie miałby prawa nic mi zarzucić.

REKLAMA

Oczywiście takie roboty pracowałyby tylko w niedziele, przecież nie jestem tak pozbawiony duszy. Ale delikatnie podsuwałbym tu i tam pomysł, że w soboty pracownicy też chcą odpocząć. Że w piątek przeważnie jest najlepszy czas, żeby wyjść z dzieckiem na spacer i nie powinno się wtedy pracować. Że w czwartek to już prawie jak w piątek, więc też lepiej zabronić handlu i pracy.

A z resztą tygodnia poszłoby już łatwo…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA