REKLAMA

Już wiem, dlaczego nie skorzystam z Instagram Stories

Przyglądam się od chwili startu usłudze Instagram Stories. Dziś wiem, że nigdy nie skorzystam z tej snapchatopodobnej funkcji serwisu ze zdjęciami.

20.09.2016 10.47
Instagram Stories
REKLAMA
REKLAMA

Jestem chyba dość nietypowym użytkownikiem Instagrama. Tratuję ten serwis jak własny album z “pocztówkami”. Konto założyłem gdzieś u jego początków, gdy aplikacja była dostępna wyłącznie na iPhone’ach. Od marca 2011 r. opublikowałem zaledwie 400 zdjęć. Niewiele, wychodzi kilkadziesiąt rocznie.

Instagram służy mi do zgoła odmiennych celów, niż wskazuje kierunek jego rozwoju. Zamieszczam na nim zdjęcia przyjemnych dla oka widoczków. Za dużą zaletę uważam też możliwość patrzenia na świat oczami ludzi z innych kontynentów czy egzotycznych dla mnie krajów. Działa to również w drugą stronę, bo pozytywne komentarze otrzymuję często od użytkowników, dla których miejsca pokazywane przeze mnie są egzotyczne.

Doskonale zdaje sobie sprawę, że większości użytkowników Instagram służy do innych celów. W serwisie królują przede wszystkim selfie, foodporn i zdjęcia z imprez. Dowodem na to może być fakt, że podczas przeglądania hashtagów na dowolny w sumie temat, duża część wyników wyszukiwania zmieści się w którejś z wymienionych wyżej kategorii.

Gdy nieco ponad miesiąc temu pojawiła się funkcja Instagram Stories zacząłem przyglądać się z uwagą tej kopii rozwiązań ze Snapchata. W uproszczeniu, nowość polega na tym, że możemy wrzucić do serwisu zdjęcia i filmy, które znikną po 24 godzinach.

Na blisko dwustu śledzonych przeze mnie użytkowników, ze Stories regularnie korzysta mniej niż dwunastu.

Wiele osób spróbowało nowej funkcji i nie używało jej już później. Trudno powiedzieć, co jest powodem znikomego w sumie zainteresowania.

Pisząc o Instagram Stories Piotr Grabiec zauważył, że dla nastolatków korzystających ze Snapchata znikanie wiadomości po jakimś czasie jest zaletą, a nie wadą. W ten sposób mogę traktować listę zakupów do zrobienia lub SMS-a do znajomego z prośbą, by przyniósł mi obiecaną książkę, ale nie na przykład zdjęcia z miejsc, w których byłem. Jeżeli potraktujemy Snapchata jak rozwinięty komunikator, znikanie treści można uznać nawet za logiczne.

Gdy tę samą filozofię przypniemy do Instagrama zaczyna się mielizna. Bo mimo podobieństw Instagram Stories i Snapchat My Stories pełnić muszą różne funkcje. Dlatego przeszczepienie rozwiązań, które sprawdzają się w jednym serwisie wydaje się absurdalne w drugim.

Przykładu dostarczył mi mój redakcyjny kolega, wspomniany już, Piotr Grabiec. Paradoks Stories polega na tym, że znajduję tam również treści interesujące. Tak było choćby z relacją Piotra ze Stanów Zjednoczonych. Cóż jednak z tego, że systematycznie i w ciekawy sposób pokazywał to, co zobaczył m.in. w Nowym Jorku, skoro dziś nie można wrócić do tej jego relacji, ani udostępnić linku do niej? Zgodnie z zasadą działania usługi, po prostu zniknęła. Tu jest właśnie pies pogrzebany. Dlatego nawet przez myśl mi do tej pory nie przeszło, by wykorzystać Stories, choć sposób prezentacji treści wydaje się atrakcyjny.

Ulotność to drugie imię Internetu.

Wielu medioznawców próbowało mierzyć długość życia newsa w sieci. Inni wyliczali efektywność postów w mediach społecznościowych. Liczby nie były imponujące. Z drugiej strony mówiło się do tej pory, że w Internecie nic nie ginie. To dlatego tak łatwo przyłapać dziś na niekonsekwencji polityków. Wystarczy wyszukać ich wypowiedzi sprzed kilku lat. Okaże się wówczas często, że mają niewiele wspólnego z logiczną zasadą sprzeczności.

Snapchat zmienił wiele, czyniąc z ulotności wartość. Wśród argumentów za nią przeczytałem kiedyś dość brutalny. Dlaczego znikanie treści jest zaletą? Bo większość użytkowników może patrzeć na selfie zrobione "pod wpływem" tylko raz.

REKLAMA

Gdyby zaś nie pasowało wam porównywanie aplikacji służącej, mimo wszystko, do komunikacji z serwisami informacyjnymi czy wyszukiwarką internetową, pomyślcie o tych ludziach, dla których Snapchat stał się źródłem wiedzy o świecie. Tak, wiem, na samą myśl pojawia się odruch bezwarunkowy w postaci grymasu bólu i zniesmaczenia.

Gdy tak postawimy sprawę, Instagramowe Stories wydaje się jeszcze mniej trafionym pomysłem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA