REKLAMA

Umowa podpisana w kebabie, czyli jak wygląda branie pożyczki na cudze dane

Chwilówka na cudze dane to nie mit, ale realne niebezpieczeństwo wynikające z utraty swoich danych. Każdy oszust może ją wziąć. Musi być tylko do tego procederu odpowiednio przygotowany. 

02.09.2016 11.35
Chwilówka na cudze dane. Każdy oszust może ją łatwo wziąć
REKLAMA
REKLAMA

Truizm, powiecie? Też tak myślałem, dopóki nie przeczytałem artykułu Pawła Kalisza na NaTemat. Dziennikarz w swoim tekście starał się za wszelką cenę pokazać, że nawet jeśli ktoś pozyska nasze dane, nie będzie w stanie wziąć na nas kredytu. W tym celu rozmawiał z kilkoma firmami pożyczkowymi, które oczywiście zapewniły go, że informacje na nasz temat są bezpieczne, a pożyczki lub kredytu praktycznie nie da się wziąć bez kilkukrotnego potwierdzenia naszej tożsamości. Krótko mówiąc, ogólnie nie ma się czym martwić.

Niestety, prawda wygląda nieco inaczej.

Tekst opublikowany na NaTemat powstał w związku z rzekomym wyciekiem danych milionów obywateli z bazy PESEL, na istnienie którego nie ma jakichkolwiek dowodów. Nie ukrywam, mój artykuł będzie pośrednio żerował na tym temacie, ale przede wszystkim będzie miał za zadanie pokazać, jak wygląda cały proceder brania chwilówki na cudze dane. Skąd to wiem? Bo spotkało to mojego przyjaciela.

Cały proces najprawdopodobniej rozpoczął się w jednej z kwater nad Morzem Bałtyckim, gdzie konieczne było pozostawienie dokumentu w celu wynajęcia pokoju. Tam dowód zapewne został skserowany i dane z niego zostały przekazane przestępcy. Ten postanowił założyć na uzyskane dane konto w jednym z banków działających w Polsce. Przestępca nie miał jednak pełnych danych i podał nieprawdziwe nazwisko matki oraz adres, na który miał przyjść kurier z umową bankową. Ten ostatni okazał się restauracją, w której serwowane są dania kuchni bliskowschodniej.

Tak, umowę o założenie konta w banku podpisano w kebabie.

Niezgodność danych, brak prawdziwej kopii dowodu i miejsce podpisania dowodu wyraźnie sugerują, że w proceder ten zamieszany był też kurier. Mimo tych rażących nieprawidłowości konto bankowe udało się otworzyć. Następnie, podając podstawowe dane z dowodu osobistego i kilka zmyślonych pozycji oszust otwierał konta w kolejnych internetowych parabankach oferujących chwilówki. Tożsamość pożyczkobiorcy była potwierdzona na podstawie groszowego przelewu z konta bankowego. Tego samego, które założono na mieszankę fałszywych i pobranych z fałszywego dokumentu danych. Kilka minut później na to samo konto trafiały pożyczone pieniądze.

Gdy wzięto kredyty ze wszystkich możliwych parabanków, konto zostało porzucane, a kilka miesięcy później komornik zajmował konto. O dziwo nie to fałszywe, ale prawdziwe, założone przez kolegę kilka lat wcześniej. Czy u komornika dało się coś załatwić? Absolutnie nie. Przyjaciel nie mógł mieć pensji wpłacanej na konto, więc musiał otrzymywać pieniądze od pracodawcy do ręki. Inaczej by zwyczajnie nie przeżył. Cała sprawa ciągnęła się grubo ponad rok. W tym czasie mój kolega udowadniał, że to nie on wziął te pożyczki, mimo że dowody jasno to wskazywały.

Ostatecznie śledztwo umorzono, ponieważ nie znaleziono sprawcy.

REKLAMA

Ta historia ciągnie się dalej, bo zajęte kwoty należy odzyskać od komornika i firmy windykacyjnej. Czy to się uda? Nie wiadomo. Sam jestem dobrej myśli i mam na to nadzieję, jednak dotychczasowe doświadczenia pokazują, że nie jest to wcale oczywiste. Teoria przedstawiona przez dziennikarza NaTemat jest piękna. Praktyka jednak pokazuje, że jeżeli ktoś ukradnie wasze dane, to wy będziecie na straconej pozycji.

Będziecie musieli udowodnić, że nie jesteście przestępcami. Prawdopodobnie nikt wam nie uwierzy, nawet jeżeli wszystkie dowody będą dobitnie o tym świadczyć. Ostatecznie albo nigdy nie odzyskacie swoich pieniędzy, albo zrobicie to dopiero po naprawdę długiej, ciągnącej się miesiącami lub latami, walce o każdy skradziony od was grosz.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA