REKLAMA

Polska B kontra Pokemony

To jest model biznesowy! Na cholerę w Pokemon Go reklamy przyciągające niewielki odsetek ludzi do produktów i miejsc, skoro można ich do nich ściągnąć bezpośrednio? Pokemon Go pojawia się oficjalnie w Japonii, a miejscami do trenowania stworków - gymami - zostaną McDonaldsy. Tymczasem szaleństwo na te mutantki pokazało mi, że świat dzieli się faktycznie na Świat A i Świat B, może i nawet jeszcze Świat C.

20.07.2016 12.30
pokemony
REKLAMA
REKLAMA

W Stanach gymy znajdują się na terenie 462 sklepów GameStopu. Podobno od premiery gry sprzedaż w tych placówkach skoczyła o 100%, wzrosła też cena akcji korporacji. Gracze trenujący swoje stworki przychodzą do sklepów, by pograć i przy okazji coś kupują.

Nic dziwnego, że Niantic postanowił wykorzystać potencjał połączenia świata wirtualnego i realnego, aplikacji i tego co dookoła, do zarabiania. Nie wiadomo jak długo utrzyma się popularność hitowej na razie gry, jednak już widać, że twórcy mają plany wykorzystania jej i obejścia modelu zarabiania na reklamach.

Dzięki Pokemon Go reklamy stają się skuteczne tak, jak tylko mogą - przyciągają ludzi do sklepów czy restauracji. To marzenie każdej firmy z fizycznymi placówkami.

Tymczasem sama próbowałam pograć w Pokemon Go. Okazuje się jednak, że to gra miejska, gra przeznaczona dla tak zwanej Polski - tudzież Świata - A, dla ludzi mieszkających w dużych skupiskach. To tam znajdują się pokestopy i gymy, to tam łapie się Pokemony. Dla mnie, osoby z Polski/Świata B nie została nawet przyjemność łapania pokemonów, bo tych poza skupiskami ludzkimi nie ma. Po prostu nie ma.

Nawet pokestopy i gymy w pobliskich miasteczkach są puste. Błędne koło się zamyka - nie ma graczy którzy chcą grać, więc nie ma wirtualnej infrastruktury, nie ma wystarczającej infrastruktury, więc nie ma graczy a ci, którzy chcieliby grać, i tak nie mają po co i jak.

Ta głupia, niesamowicie, zatrważająco wręcz popularna gra bardzo mocno przypomniała mi o tym, czego doświadczam od dawna - o rozwarstwieniu nie tyle technologicznym per se, co rozwarstwieniu dotyczącym możliwości jakie dają smartfony.

Żyjąc na co dzień w Świecie B nie mam praktycznie żadnej możliwości użycia smartfona do ulepszenia codzienności czy dostania jakiegoś bonusa, oprócz oczywistych map i tak dalej. Dopiero gdy wyjeżdżam do Świata A smartfon ożywa i staje się centrum wszystkiego. Nagle mogę kupić bilety na pociągi - w Świecie B lokalne linie autobusowe nie słyszały nawet o czymś takim jak bilet na smartfonie, komunikację miejską, nagle mogę sprawdzać rozkłady jazdy i trasy, korzystać z przeróżnych okazji i zniżek (czasem nawet przypadkiem) z pomocą telefonu, sprawdzić wydarzenia kulturalne i koncerty czy nawet pograć w te cholerne Pokemony. Nawet karty Google Now ożywają dopiero po przybyciu do Świata A.

Ludzie w Świecie A i w Świecie B mają niemal takie same urządzenia, te same smartfony, zwykle od operatora w tanich ofertach.

Mają w kieszeniach takie same urządzenia z takim samym potencjałem, jednak nikt nie pamięta o Świecie B. Jest bardziej skomplikowany i sfragmentowany, trudno się w niego lokalnie wgryźć, zarobić pewnie też się nie zarobi tak łatwo.

Tymczasem to Świat B, odcięty od Świata A niewidzialnymi barierami geograficznymi czy socjoekonomicznymi, tak naprawdę bardziej potrzebuje innowacji technologicznych. Fajnie, że BlaBlaCar oferuje wspólne przejazdy z miast do miast. Szkoda, że użytkownicy nie korzystają z niego przy lokalnych, krótszych podróżach, szkoda że serwis nie zachęca do dzielenia się przejazdami z małych do trochę większych miasteczek. Szkoda, że Świat B przez lata był tak zapomniany, że nawet jeśli istnieje taka możliwość, to ludzie ze Świata B o niej nie wiedzą, bo nigdy nie widzieli wielkiej reklamy na stacji metra w Warszawie.

Istnieje jeszcze Świat C.

To ten świat, w którym ludzi nie stać na smartfony czy internet, to świat, w którym ludzie z wielu powodów nie mają kompetencji cyfrowych, który ciężko nam sobie wyobrazić. Różnica pomiędzy Światem A i B jest widoczna, różnica pomiędzy światem A i C jest kolosalna i przerażająca. Człowiek ze Świata C w Świecie A czuje się jak w obcym kraju, z obcym alfabetem, którego nie zna.

Czasem śmiejecie się z przedstawicieli Świata B i C - na przykład, gdy widzicie kogoś kto nie potrafi poradzić sobie z automatem biletowym, automatyczną baterią łazienkową czy zalogowaniem do WiFi.

Tymczasem to ludzie ze Świata A jak owieczki pójdą do Maca czy Empiku, żeby potrenować Pokemony na ekranie smartfona.

REKLAMA

Wszystko to kwestia perspektywy, prawda?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA