REKLAMA

Pokemon GO, czyli gra o Nic

Przy dziesiątym przestałam klikać. Przy dwudzestym piątym zaczęłam wymyślać kolejne, ale nie ma co się wysilać - teksty, artykuły, posty i wpisy o Pokemon Go stały się absurdem samym w sobie. Jakby media odkryły krynicę klikalności. Tymczasem to dopiero początek i zwiastun nowego.

13.07.2016 07.32
Pokemon GO, czyli gra o Nic
REKLAMA
REKLAMA

Dobra, sama wczoraj wpadłam pod samochód, gdy kręciłam się po parkingu szukając Rattata, który mignął mi gdzieś i zniknął. Głupie, nie? Bo ten fenomen Pokemonów sam w sobie jest trochę głupi. 25-35 letni ludzie którzy pamiętają Pokemony z dzieciństwa zasuwają w tę i z powrotem wgapieni w smartfony, wykonując dziwne, nielogiczne ruchy, łapiąc wyimaginowane stworki w queście o dawno minione dzieciństwo.

Pokazałam Pokemon Go piętnastolatkowi. Fajnie, fajnie, no ale młody nie rozumie do końca, o co się rozchodzi. Widział kiedyś kreskówkę, ale to już nie to pokolenie. Że co? Żetony w chipsach? Ale ci starsi ludzie mieli bezsensowne rozrywki w dzieciństwie… A mi przypomniała się wycieczka do Wieliczki w podstawówce, gdy w jeziorku solnym pływały setki żetonów z Pokemonami i kumple z klasy desperacko zastanawiali się jak je wyciągnąć. Takie to były czasy. Dziś może byłoby to porównywalne z pływającymi w jeziorku ajfonami.

Tęsknimy więc za dzieciństwem dając się wciągnąć w głupią w zasadzie grę. Media podchwyciły temat, bo gracze klikną z ciekawości, niegracze klikną żeby pośmiać się z graczy którzy włażą pod auta, upadają, potykają się, włażą w dziwne miejsca, biegają po mieście jak szaleni jakby nagle dostali jakiegoś kopa do zdrowego trybu życia.

Media widzą, że dzieje się coś dużego, że oto powstało coś, co łączy wiele rzeczy, wciąga, angażuje, zaciera granicę wirtualnego i rzeczywistego świata, działa na emocje tak i prawdopodobnie zaczyna nową erę. Dużo pisało się o Augumented Reality już lata temu, temat jednak nigdy nie przyjął się na dobre, nigdy nie było powodu by korzystać z tego na co dzień.

Teraz jest. Głupie Pokemony mają już więcej aktywnych użytkowników niż Twitter.

Gra powstała na szkielecie Ingressa, gry w której dziesiątki tysięcy nerdów zmapowało niemal cały świat i przekazało bezcenne dane, które teraz stały się podstawą do stworzenia Pokemonów. Ingressiarze oddali swoje dane za darmo. No, nie za darmo, za wątpliwą przyjemność grania o Nic.

Teraz już nie tylko nerdzi grają o Nic. Teraz o Nic grają wszyscy. Nic to takie coś, co czuje się na przykład gdy dostanie się dużo lajków na Facebooku albo retweetów na Twitterze. To satysfakcja i zadowolenie z siebie podszyte nie do końca rozpoznanym wrażeniem, że oto właśnie zmarnowało się sporo czasu.

Tylko, że marnowanie czasu na Pokemony jest bardziej sensowne, bo przy okazji gracz złapie trochę świeżego powietrza, pochodzi po słońcu, zmęczy się. Rodzice akceptują, bo łażenie z nosem w telefonie jest lepsze niż siedzenie na kanapie z nosem w telefonie, dorośli nie potrafią powiedzieć sobie “nie”, bo to przecież POKEMONY NA ŻYWO. Tak zwany win-win-win.

To dopiero początek. Dzisiejsze problemy to jeszcze nic.

Czytałam ostatnio na Twitterze zwierzenia gościa, który mieszka w byłym kościele i który ma Gym’a w domu. Pod jego oknami zatrzymują się samochody i ludzie chcący potrenować swoje stworki. Zabawne, prawda?

Nie, to nie jest zabawne. To nieco straszne. Nie wiem jak jest w Polsce, ale w niektórych miejscach na świecie istnieje coś takiego jak, odrębne od prawa własności, prawa do zasobów znajdujących się w ziemi. Oznacza to, że gdy pod czyjąś posesją znajdzie się na przykład ropę, to prawa do niej i do wydobycia ma ktoś inny, a nie właściciel terenu.

Co z prawem własności w rozszerzonej rzeczywistości? Niantic niby bazuje swoje mapy na publicznych miejscach, ale robi błędy, jak ten z byłym kościołem, nie udostępnia też narzędzi “wypisania” punktu z map - można to zrobić tylko, gdy dane miejsce jest niebezpieczne. A przecież właściciel rzeczywistego miejsca może nie życzyć sobie, by stada graczy zaglądały mu w okna z telefonami skierowanymi w jego stronę.

Zresztą pewien posterunek policji który posłużył za punkt w grze już wydawał oświadczenia, by nie wchodzić do środka jeśli sprawa dotyczy gry. Idę o zakład, że o takich sytuacjach będziemy słyszeli coraz częściej - o blokowaniu wjazdu, uprzykrzaniu życia i tak dalej - bo jakaś firma wymyśliła sobie, by zrobić coś w rozszerzonej rzeczywistości w tym, a nie w innym miejscu.

Tak czy inaczej Pokemony przyszły tu by zostać i odmienić nieco sposób, w jaki technologie integrują się z rzeczywistością.

Może media nie do końca rozumieją jeszcze ten fenomen, może rozumieją i - co jest bardziej prawdopodobne - korzystają do wyciągania klików. Może Pokemony faktycznie pomagają ludziom wyjść z depresji, może jeszcze nie wiemy, co się stanie, gdy zrozumiemy, że gra toczy się o Nic.

REKLAMA

Zaczęło się coś nowego. Na dobre. To nie chwilowy fenomen, to zjawisko, które tak jak wiele zjawisk pochodzących z technologii nagle, niby nieznacznie, ale na stałe zmienia nas i to, co nas otacza.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA