REKLAMA

Nauki papieża Franciszka kontra polska myśl naukowa

Papież Franciszek powiedział ostatnio, że każdy kraj powinien być laicki, bo gdy zamyka się przed zdrową koncepcją polityki, staje się więźniem, zakładnikiem ideologicznych kolonizacji, a ideologie są jadem polityki. Piękne to słowa człowieka, który stoi na czele małego wyznaniowego państewka. Jednak lepiej byłoby, gdybyśmy słuchali Franciszka, bo oprócz tego, że nasz kraj jest mocno katolicki, to zaczynają docierać do niego groźne religijne mody zachodu. To nigdy nie jest dobre.

08.03.2016 21.01
kreacjonizm
REKLAMA
REKLAMA

Apologeci to ludzie, którzy sprawili, że teologia w Polsce - dyscyplina zajmująca się tłumaczeniem świata w relacji do boga - jest tak samo naukowa, jak choćby matematyka. Tytuł naukowy teologa jest uznawany tak samo, jak inne tytuły naukowe, mimo że teologia ma nienaukowe podstawy i wychodzi z niemożliwego do zweryfikowania założenia. Ba, Państwowa Akademia Nauk ma Komitet Nauk Teologicznych złożony niemal z samych osób duchownych, a na ośmiu państwowych uczelniach znajdują się wydziały teologiczne.

Wiem, nie wydaje się to takim wielkim problemem, prawda? Są chętni na te kierunki, więc państwowe uczelnie je zapewniają. Popyt i podaż. Jednak zastanówmy się nad tym głębiej - czy uznawanie za naukę dziedziny, która z góry zakłada niekompatybilną z metodą naukową i niefalsyfikowalną prawdę i prowadzenie jej na uczelniach publicznych nie wyrządza szkody nam, obywatelom?

Papież Franciszek mówi o laickości, bo tylko laickość daje narzędzia do współżycia i równego traktowania różnych ideologii, religii i wyznań. A nauka w laickim państwie powinna być wolna od apologetów i wyznań religijnych - nauka sama w sobie nie ma żadnej ideologii, nie niesie prawd objawionych, nie zakłada z góry wyższości jednych przekonań nad drugimi. Nauka skupia się na faktach, a każda teoria naukowa wystawiona jest na oddziaływanie metody naukowej. Tylko w ten sposób możemy dokonywać naukowych postępów. Tylko tak możemy tworzyć obiektywne i szeroko akceptowane podstawy do dalszego rozwoju.

Uznawanie teologii przez państwo jest niebezpieczne, bo tworzy precedens otwierający naukowe drzwi dla osób stawiających religię ponad nauką i obiektywnymi faktami.

Myślicie, że taki wysoki status nie ma nic wspólnego z tym, że dziś polityczne dyskusje coraz częściej oparte są o katolickie dogmaty, że ignoruje się fakty na rzecz swoich prywatnych, niepodpartych niczym konkretnym przekonań?

Weźmy na przykład dyskusje nad szczepionkami przeciw niektórym typom wirusa brodawczaka ludzkiego, HPV. HPV przyczynia się do raka szyjki macicy i innych typów raka, a skuteczność szczepień (zależna od typu szczepionki) jest potwierdzona. To po prostu działa. Kobiety chorują na raka rzadziej. Jednak w Polsce, w debacie o tym, czy refundować szczepionki HPV, osoby na wysokich stanowiskach wysuwały argumenty o tym, że szczepionki przeciw HPV są niekatolickie, bo prowadzą do większej rozwiązłości seksualnej, a seks powinien odbywać się tylko w celach prokreacyjnych i to w związkach małżeńskich.

Takie argumenty nie mają żadnych naukowych, obiektywnych podstaw, nie są podparte żadnymi danymi i wynikają jedynie z prywatnych przekonań dyskutantów. Dla osoby racjonalnej, używającej nauki do decydowania o zdrowiu, życiu i wolności innych ludzi nie ma możliwości dyskutowania z ideologią. Żadne dane, żadne badania nie trafiają do dyskutantów, którzy kierują się emocjami. Co gorsza, przez sankcjonowanie prywatnych przekonań i wierzeń, te bezpodstawne argumenty zaczynają być traktowane na równi z naukowymi, tak jakby miały taką samą wagę i wartość.

Dlaczego jednak się temu dziwić, jeśli na publicznych uniwersytetach na wydziałach teologicznych, na których większość kadry to księża, prowadzone są także nauki o rodzinie, na których naucza się poradnictwa i wychowania do życia w rodzinie, kuratorów sądowych ds. rodziny, socjoterapii i psychoprofilaktyki społecznej czy coachingu (wtf?) odpowiedzialnego rodzicielstwa i duchowości rodzinnej i nadaje się tytuł doktora nauk o rodzinie?

Przypomnę - to wydziały teologiczne publicznych uczelni, a teologia to (za Wikipedią):

Wychodząc z założenia, że bóg istnieje, Biblia niesie ze sobą wzorzec uniwersalnych dla wszystkich wartości i moralności. Buduje się na tym kolejne gałęzie pseudonauki i takich absolwentów wysyła w świat z tytułami naukowymi. Nie mam pojęcia, jak ma się to do słów papieża Franciszka o laickości krajów i braku ideologii kolonizacji. Pewnie nijak. Kraje to organizmy żywe - ideologie rozprzestrzeniają się od dołu i od góry, koniec końców wkradając się do polityki i alienując tych o odmiennej ideologii i tych, którzy nie kierują się żadną mocną ideologią.

Furtka pseudonauk została już otwarta.

Weźmy chociaż kreacjonizm, czyli przekonanie, że świat i ludzie zostali w jakiś sposób stworzeni przez boga lub bóstwa w obecnej formie. Istnieją różne odłamy kreacjonizmu. W jednych wierzy się, że Ziemia ma 6 tysięcy lat, a dinozaury żyły obok ludzi do potopu i Arki Noego. W innych, bardziej wysublimowanych, zakłada się, że jakaś siła wyższa zaplanowała sobie wszystko i ewolucja jest tylko wynikiem tego planu, inteligentnego projektu. To mentalna gimnastyka, która próbuje połączyć naukę z wiarą, ale wciąż tylko gimnastyka bez żadnego oparcia o wiedzę i fakty, i wyciągająca zbyt daleko idące wnioski.

Jednak kreacjonizm, tak popularny w Stanach Zjednoczonych (w niektórych stanach nauczany obok teorii ewolucji, mający w szkołach np. w Teksasie niemal taką samą wagę) dotarł też do Polski. Maciej Giertych, profesor dendrologii, jest jednym z najgłośniejszych przykładów fundamentalnych kreacjonistów. Jako poseł Parlamentu Europejskiego próbował przekonać innych posłów, że nie powinno się nauczać w szkołach o ewolucji. Jako wykładowca genetyki populacyjnej przez 17 lat do 1993 roku na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Toruniu miał okazję przyczynić się do wykształcenia kawałka nowego pokolenia pracowników i naukowców.

Nic dziwnego więc, że w 2016 roku na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, dosyć renomowanej przecież szkole, istnieje i działa Studenckie Koło Naukowe “Genesis”. Dziś w jego opisie nie ma nic zastanawiającego, ale jeszcze kilka dni temu jak byk widniał tam piękny podpunkt:

Strona koła stała się całkiem popularnym tematem żartów z przyszłych biologów, więc nawiązanie do kreacjonizmu szybko usunięto - jakby twórcy i członkowie wstydzili się swoich pseudonaukowych poglądów - ale pozostała strona na Facebooku. Widać po niej, że SKN “Genesis” (nazwą nawiązujące do biblijnej Księgi Rodzaju, podstaw naukowych dla kreacjonizmu, w których Jahwe tworzy Niebo, Ziemię, zwierzęta oraz Adama i Ewę) to nic innego, jak kółko kreacjonistów dyskutujących o tym, czy dinozaury żyły obok człowieka, i dlaczego naukowcy określający wiek Ziemi na podstawie dowodów i metody naukowej nie mają racji.

Rośnie nam wspaniałe pokolenie przyszłych nauczycieli przyrody.

REKLAMA

To wszystko jest ze sobą niestety powiązane, a franciszkowa laickość kraju staje się coraz bardziej odległą wizją. Wizją, w której lekarze stosują się do prawa, a nie do sumienia opartego na wierze w rzeczy nienaukowe, wizją, w której fakty i obiektywizm mają miejsce w dyskursie publicznym, a własne przekonania i wierzenia w prywatnym zaciszu domowym i w świątyni.

Wizją, która zostaje przyćmiona przez kropidło i koloratkę obecne na niemal każdej uroczystości państwowej.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA