REKLAMA

Google chce, by Chromecast stał się takim samym standardem, jak DLNA czy Miracast

Chromecast to świeże podejście do komunikacji pomiędzy urządzeniami. To prosty, jeżeli nie prymitywny standard. Ale skuteczny i wygodny. A Google znalazł pierwszego z partnerów, którzy pomogą mu go upowszechnić.

25.02.2016 15.48
Chromecast trafia do pierwszych telewizorów
REKLAMA
REKLAMA

Chromecast pozwala na podłączenie w sposób bezprzewodowy do telewizora (lub innego wyświetlacza ze złączem HDMI) dowolnego urządzenia, na którym da się zainstalować przeglądarkę Chrome. Potrzebujemy tylko małego, niedrogiego „dongla”, który podłączamy pod wyżej wspomniane HDMI. Ów dongiel wygląda jak pendrive, którego wpinamy do wejścia HDMI telewizora. Reszta dokonuje się „automagicznie” – wszystkie urządzenia podłączone do naszej lokalnej sieci WiFi spełniające wymogi Chromecast będą wiedziały, że mogą rzucać obraz wideo na telewizor.

Co można streamować? Wszystko z YouTube’a, Netflixa, Google Play wideo, wielu innych aplikacji webowych a także dowolną treść wideo z poziomu karty przeglądarki Chrome. Gdy dana aplikacja rozpozna, że jest w zasięgu Chromecasta, to pokaże odpowiedni przycisk w panelu nawigacyjnym, którym przerzucimy obraz na duży ekran telewizora. Nic więcej nie trzeba instalować, czy aktywować. Możemy rozpocząć oglądanie odcinka ulubionego serialu na iPhonie rzucając obraz na telefon, a następnie kontynuować z poziomu nawigacji tabletu z Androidem, czy komputera PC z przeglądarką Chrome w miejscu, w którym zakończyliśmy oglądanie na urządzeniu Apple’a.

Chromecast jest prosty, to jego wada i zaleta

Urządzenie jest proste w obsłudze, tanie i praktycznie bezproblemowe. Nie jest jednak jedyne czy pierwsze na rynku. Niespecjalnie jest też innowacyjne. Na rynku od dawna dostępne są przeróżne metody na „przenoszenie” multimediów z urządzeń elektronicznych na telewizory i inne wyświetlacze. Szczególnie warte wspomnienia są leciwy już DLNA czy aktualnie wykorzystywany Miracast. Czym różnią się od Chromecasta?

Dwiema kwestiami i trzecią malutką. Ta ostatnia tyczy się rzekomej trudniejszej obsługi i tej opinii nie podzielam: parowanie urządzeń po Miracast z mojego doświadczenia niczym się nie różni pod względem trudności dla użytkownika od parowania urządzeń Bluetooth. Skarży się na to jednak wiele osób, w tym niektórzy autorzy Spider’s Web, więc wypada mi o tym wspomnieć. Pozostałe dwie to możliwości (Miracast może strumieniować dowolne treści, nawet pulpit twojego Androida czy Windowsa) oraz fakt, że każdy nowoczesny telewizor z ostatnich lat obsłuży DLNA czy Miracast. Bo są uznane za standardy.

Tego nie można powiedzieć o Chromecast

Dlatego też by korzystać z pomysłu Google’a, musimy kupić dodatkowy (fakt, niedrogi) sprzęt i zająć jedno ze złącz HDMI w telewizorze. No chyba, że kupimy telewizor firmy Vizio, z którą Google podpisał umowę partnerską. W tych telewizorach obsługa techniki Chromecast będzie wbudowana fabrycznie, tak jak już uznanych do tej pory standardów.

REKLAMA

Redakcja serwisu Variety twierdzi, że Vizio nie jest wyjątkowy w tym kontekście, a co najwyżej pierwszy z wielu. Według informacji zdobytych przez redakcję, Google rozmawia z wieloma innymi producentami w dokładnie tej samej sprawie. Może się okazać, że wkrótce telewizory dostępne w sprzedaży na polskim rynku (Vizio nie jest obecny w naszym kraju, przynajmniej nie w oficjalnej dystrybucji) również będą obsługiwały ten, ekhem, standard.

To bardzo mądry i sprytny ruch. Dotychczasowe próby podboju salonowej rozrywki przez Google’a nie odniosły spodziewanych rezultatów, system operacyjny Android TV należy do rynkowej niszy. Z Chromecastem jest jednak inaczej: ten ma już miliony użytkowników i jest idealnym kandydatem do bycia fundamentem ekspansji Google’a do kolejnej części naszego życia. Zwłaszcza, że jeden z głównych rywali Google’a, a więc firma Apple, zaczyna traktować swoje Apple TV coraz bardziej poważnie. Chromecast w (prawie) każdym telewizorze byłby idealną odpowiedzią i punktem wyjścia do dalszych działań.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA