Sprawdź, co by było, gdybyś próbował pobrać Windows 10 i nową Fifę przez… modem

Lokowanie produktu

Co można dziś pobrać z Internetu w 12 minut? Do głowy przychodzi nam cała masa propozycji – pełnometrażowy film w wysokiej rozdzielczości albo np. obraz komputerowego systemu operacyjnego. Kiedy jednak sieć dopiero raczkowała w Polsce, odpowiedź była dużo mniej imponująca. Dokładnie tyle czasu zajmowało bowiem… pobranie jednej, niewielkiej empetrójki.

15.11.2015 18.12
światłowód

A i nawet te, wydające się teraz nieskończonością 12 minut, nie do końca jest prawdą. Deklarowana maksymalna przepustowość modemu to jedno, a możliwości techniczne sieci i cała reszta dodatkowych warunków to zupełnie inna sprawa. W rezultacie plik mający zaledwie 5 MB często pobierało się dużo, dużo dłużej, o ile w ogóle udało się to zrobić za pierwszym razem.

Teraz uzyskując taki wynik z pewnością zadzwonilibyśmy do naszego dostawcy i reklamowali jakość połączenia, uznając, że internet po prostu nie działa. Wtedy jednak kto tylko mógł, cieszył się z takich wyników. Trudno uwierzyć? Cofnijmy się więc w czasie i prześledźmy, jak rosła nie tylko prędkość łącza, ale i rozmiar plików, które pobieraliśmy z Sieci.

Halo, halo, Internecie. Chciałbym pobrać plik

Jak daleko trzeba się cofnąć? Wcale nie tak daleko, jak mogłoby się wydawać. Wprawdzie Telekomunikacja Polska (dziś Orange) udostępniła swoim klientom możliwość podłączenia się do Internetu już w 1996 roku, ale jeszcze 5 lat musieliśmy czekać, zanim do polskich domów trafił internet szerokopasmowy, który faktycznie podniósł komfort „sieciowego życia”. Do tego trzeba pamiętać, że nie wszyscy od razu rzucili się na nowy, stosunkowo kosztowny wynalazek – nawet jeszcze w 2003 roku mówiło się o „skazanych na modem”.

Co takie skazanie oznaczało? Właśnie wspomniane wcześniej co najmniej 12 minut oczekiwania na pobranie jednego pliku o objętości 5 MB. Zapisanie na dysku całego albumu (w postaci plików MP3) znalezionego w Sieci wiązało się natomiast z oczekiwaniem równym mniej więcej 3 godzinom i 15 minutom. Gdybyśmy natomiast chcieli pobrać całość w bezstratnym formacie, zajęłoby nam to ponad dobę, czyli 26 godzin, 24 minuty i 45 sekund.

Teraz wyobraźmy sobie, że przygotowujemy muzykę na imprezę i jedna płyta to zdecydowanie za mało. Musielibyśmy z długim wyprzedzeniem zaplanować co i… kiedy pobierzemy, żeby nie rozczarować gości.

Trzeba przy tym pamiętać, że poruszaliśmy się wtedy w zupełnie innej rzeczywistości. Zaczynając od tego, że Internet przez długi czas był raczej ciekawostką, a nie standardem, a kończąc na tym, jak pojemne były w tamtych czasach najpopularniejsze nośniki oraz jaki rozmiar miały tak naprawdę niezbędne pliki. Wystarczy przypomnieć sobie, że (przynajmniej na początku omawianego okresu) jednym z najtańszych i wciąż popularnych nośników danych była klasyczne dyskietka o pojemności około 1,44 MB. Pobranie całej jej zawartości z Internetu zajmowało przy łączu modemowym „zaledwie” 3:30 min. To już nie brzmi tak źle i wtedy musiało wystarczyć.

Kto natomiast uważa poczciwe dyskietki za zły punkt odniesienia, niech pamięta, że Windows 95 dostępny był także w wersji instalowanej właśnie z tego nośnika! 13 takich dyskietek (o pojemności 1680 KB zamiast 1440 KB) i na naszym komputerze pojawiał się system operacyjny. Czas pobierania? 53:38 min. Nieźle.

Dla porównania, 64-bitowy obraz najnowszego wydania Windowsa zajmuje 3,8 GB. Z pomocą modemu pobieralibyśmy go przez… 154 godziny, 24 minuty i 45 sekund, a i tak pewnie gdzieś po drodze przerwałoby połączenie, nie mówiąc już o tym, ile taka sesja by nas kosztowała.

A co z grami? Tutaj było już trochę ciężej. FIFA 98 zajmowała już około 126 MB, co oznaczało, że pobranie jej pochłonęłoby 5 godzin, 7 minut i 12 sekund. To jednak nic w porównaniu do tegorocznej FIFY 16, która zajmuje… 22 GB! Pobieranie przez modem? Proszę bardzo – jedyne 893 godzin 58 minut i 5 sekund. Ktoś, komu by się to udało, powinien dostać medal za cierpliwość .

Przyspieszamy!

Od 2001 roku była już jednak dostępna (pilotażowo, ale jednak) dużo lepsza opcja – szerokopasmowa Neostrada, której najtańsza wersja była już kilkukrotnie szybsza od powolnych modemów, i o której można powiedzieć bez wahania, że zrewolucjonizowała sposób, w jaki łączymy się z Siecią.

Rok później zadebiutowała Neostrada Plus, dostępna powszechnie, wyceniona „po ludzku” i oferująca całkiem konkretną przepustowość „w dół” – całe 512 kb/s za mniej niż 200 zł miesięcznie. Co dawało to użytkownikom?

O pobieranie zawartości dyskietek nikt nie musiał się już wtedy raczej specjalnie martwić – zajmowało to bowiem około 23 sekund, czyli można było uznać, że działo się niemal natychmiastowo. 5-megabajtowa empetrójka? Też żaden problem – mieliśmy ją w 1:20 min, natomiast cały album pobierałby się w 21:20 min. Na tę samą płytę w wersji bezstratnej czekalibyśmy wprawdzie 2:53:20h, ale to i tak lepiej, niż oczekiwanie przez całą dobę.

Gdybyśmy natomiast chcieli pobrać Windows 95, przed nami byłoby tylko 5:52 min wyczekiwania. Z Windowsem 10 (oczywiście wtedy niedostępnym), byłoby gorzej – 16 godzin 53 minuty i 20 sekund raczej nie zachęciłoby do pobierania.

FIFA 98 znalazłaby się natomiast na naszym dysku na czas nawet wtedy, kiedy znajomi uprzedziliby nas przed swoimi odwiedzinami dość późno. Cały proces zająłby bowiem jedynie 33:36 min. O tegorocznym wydaniu moglibyśmy oczywiście pomarzyć, chyba że umawiamy się z przyjaciółmi z ogromnym wyprzedzeniem (97 godzin 46 minut i 40 sekund).

Więcej, więcej, więcej!

W 2002 roku w zasięgu sporej części osób był więc dostęp do Internetu o prędkości niemal dziesięciokrotnie wyższej, niż jeszcze kilka lat wcześniej. Wystarczy jednak spojrzeć na to, jak gwałtownie rosły rozmiary pobieranych przez użytkowników plików, a także jak dużo treści zaczynaliśmy po prostu chcieć pobierać z globalnej Sieci.

Wydany w 2001 roku Windows XP zajmował już 600 MB – niemal 30 razy tyle, co Windows 95. Debiutujący 6 lat później Vista to już ponad 3 GB. 5 razy tyle co XP i mniej więcej 170 razy więcej niż 95. Wspomniana wcześniej FIFA urosła natomiast od wydania 98 do obecnego prawie 180 razy! Kto pamięta jeszcze czasy, kiedy pobieranie filmy z Internetu oznaczało ściąganie kopii w tragicznie słabym formacie RMVB, gdzie ledwo dało się rozróżnić bohaterów nagrania? Dziś bez problemu pobieramy zakupione w iTunes czy innych źródłach filmy w wysokiej rozdzielczości. A przed nami jeszcze 4K.

Nie wspominając nawet o tym, że nikt już nie chciał czekać nawet kilkunastu sekund na pobranie pojedynczego utworu.

Kolejne bariery pękały więc regularnie, ale najbardziej znaczący przełom obserwowaliśmy dopiero w okolicach 2009 roku, kiedy w ofercie Neostrady w październiku pojawiły się dwie nowe opcje – 10 Mb/s i 20 Mb/s. Opcje, które dziś jeszcze nie w każdym domu są standardem. Ci, którzy jednak w ciągu ostatnich kilku lat wybrali właśnie takie przepustowości, z całą pewnością zaczynają powoli odczuwać, że może być lepiej, może być szybciej i pod żadnym pozorem nie można twierdzić, że dotarliśmy do granic naszych potrzeb.

Nie, granic naszych potrzeb jeszcze po prostu nie znamy. Nie znają ich też operatorzy ani twórcy treści, które za pośrednictwem Sieci konsumujemy. Nie widzimy też jeszcze barier stawianych przez technologię – cały czas pędzimy przed siebie i cały czas coś jest jeszcze przed nami. Wszelkie  nowości w kwestii szybkości dostępu do Internetu akceptujemy  szybciej niż cokolwiek innego, oswajamy się z nimi i błyskawicznie uznajemy za standard.

Trudno nawet dokładnie spamiętać, kiedy pokonano granicę 40 Mb/s, a kiedy np. 80 Mb/s czy 100 Mb/s, albo nawet więcej. Za jakiś czas każdy, kto będzie chciał korzystać z tego, co oferuje nam Internet, będzie posiadał właśnie takie łącze, nawet jeśli dziś uznaje je za szaleństwo. A co dalej? Dalej jest chociażby to, co nie tak dawno temu zaprezentowało Orange – Supernova i niewyobrażalne dziś dla niektórych 600 Mb/s. Po co? Dla kogo?

Zbierzmy więc wszystkie przykładowe pozycje z wcześniejszych akapitów i sprawdźmy, jak wielka przepaść dzieli to, co oferowano nam niecałe 20 lat temu, a z czym mamy do czynienia dziś (nie wspominając o tym, że „dziś” jest również nieporównywalnie tańsze!).

Plików czy ich zbiorów o rozmiarze mniejszym niż 100 MB nie ma tu nawet po co analizować. Już przy łączu 80 Mb/s ich pobieranie zajmuje mniej niż 10 sekund, więc przy łączu 7,5 razy szybszym, to, co pobieraliśmy w 1996 (i jeszcze kilka lat później) ponad 5 godzin, teraz pobierzemy w nieco ponad sekundę! Różnica w prędkości? Prawie 11 000 tysięcy razy. Tak, tysięcy.

Pobranie Windowsa XP? 8 sekund. Płyta z muzyką w bezstratnym formacie? 8,7 sekundy. Windows 10? 50,6 sekundy. Mniej niż minuta! Gigantyczna FIFA 16, która – przypomnijmy – przez modem pobierałaby się przez około 900 godzin? 4 minuty i 53 sekundy. Przed grą nie zdążymy sobie nawet zrobić i wypić herbaty.

Można oczywiście twierdzić, że 600 Mb/s to nadal dużo, że nigdy nikt nie będzie potrzebował w warunkach domowych takiej przepustowości. Weźmy jednak pod uwagę, że żadne z treści, z których dziś korzystamy, nie będą zmniejszać swojej objętości. Będą jedynie rosnąć, i to rosnąć jak na drożdżach. Nawet zwykłe zdjęcie z telefonu potrafi dziś zajmować kilka megabajtów. Nagrywany telefonem film 4K to już tych megabajtów setki, a aktualizacja naszego smartfona to często okolice gigabajta. Nie wspominając o aplikacjach, których instalujemy dziesiątki, a które też swoje „ważą”.

W przypadku urządzeń mobilnych sporym ograniczeniem jest jednak ich wewnętrzna pamięć. W przypadku komputerów, a więc sprzętów, które najczęściej będziemy podłączać pod usługi takie jak Supernova, takie ograniczenia praktycznie nie istnieją. Filmy 4K mają zajmować po około 100 GB, może nawet 200 GB. Gry już teraz zajmują ich dziesiątki, a co stoi na przeszkodzie, żeby zaczęły zajmować setki.

I chyba nie chcemy ich pobierać przez tydzień, wracając tym samym do wyników z okolic 2000 roku.

Lokowanie produktu
Najnowsze