REKLAMA

Mobilny Internet przestaje być przyjemnością

Korzystam z Internetu mobilnego od czasów, gdy wap został zastąpiony przez wdzwaniany Internet na telefonach z pierwszymi kolorowymi wyświetlaczami. Pojęcie “smartfon” wtedy jeszcze nie istniało, moim marzeniem był drogi palmtop, który był zbyt drogi, a wizja przyszłości malowała się kolorowo. Pokochałam Internet w telefonach od początku, dlatego teraz czasem żal mi patrzeć, co robią twórcy stron.

26.08.2015 08.13
Mobilny Internet przestaje być przyjemnością
REKLAMA
REKLAMA

Jeszcze niedawno Internet mobilny był bajeczny. Smartfony dostały duże, wygodne do czytania i oglądania wideo ekrany, twórcy treści zaczęli masowo dostosowywać się do ekranów mobilnych a reklamy jeszcze nie nadążały za tym wszystkim.

Poruszanie się po Sieci było przyjemnością. Czytanie artykułów wygodniejsze niż na ekranie komputera - szpalta tekstu na stronie mobilnej jest zwykle przyjemniejsza niż na komputerze, jest też bardziej intymna. Wideo miało problemy, ale ratowano się uniwersalnym YouTube’em.

Ostatnie kilka miesięcy to jednak mordęga.

Marketerzy i agencje skapowały się w końcu, że skoro nawet połowa czytelników wchodzi z urządzeń mobilnych, to tam trzeba szukać zasięgu, kilków i kasy. Twórcy treści też to zrozumieli i zaczęli wciskać reklamy wszędzie gdzie się da. Dosłownie wszędzie. Nieważna postać, nieważne, że doświadczenie z używania urządzenia mobilnego jest całkiem inne niż te z komputera. Kopiujemy!

Problem ze smartfonem jest taki, że reklama na cały ekran zajmuje faktycznie CAŁY EKRAN. Nie jak na komputerze okienko przeglądarki, często otwarte obok czegoś innego, z widocznym paskiem adresu, paskiem systemowym, z poczuciem kontroli.

Gdy załaduje mi się strona na telefonie, zaczynam czytać artykuł i już nawet kawałek go przewijam i nagle na całym ekranie pojawia mi się wielka, kolorowa, migająca i zapraszająca do jakiejś głupiej gry reklama, która gdy dotknę jej w niewłaściwym miejscu otworzy mi nową stronę na cały ekran (i to często z jakimś popupem o wygranej iPhone’a czy nowego Galaxy S) trafia mnie szlag. To mój ekran, jest na nim tylko jedna rzecz - treść, którą chcę przeczytać - a ty nagle pojawia się wielki banner o produkcie, który mam w nosie!

Nie wspominam już o genialnym ładowaniu stron, które wygląda mniej więcej tak: otwierasz stronę, widzisz odnośnik do linka, który cię interesuje, dotykasz więc go. Milisekundę przed dotknięciem na stronie w miejscu w którym chciałeś kliknąć doładowuje się jakaś ciężka reklama i bam - zostajesz przekierowany na stronę BMW czy twarożku Białuch. Cwane, naprawdę cwane! Nie wiem, czy to planowane, ale w obu przypadkach do bani.

Nie tak dawno dostawcy treści wyczaili też, że lepiej opłaca się robić własne playery na stronach niż zostawiać zarobić YouTube’owi. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie kilka denerwujących rzeczy.

Własne playery serwisów cechują się kilkoma wyróżnikami, być może to jakieś wewnętrzne zasady:

  • player na mobile musi ładować się niemiłosiernie długo. Im dłużej, tym lepiej, będzie można pochwalić się tym, ile czytelnicy spędzają czasu na stronie;
  • player musi ładować reklamy osobno, a ładowanie to musi się zacinać nawet na najszybszym smartfonie i łączu oraz być przerywane czarnymi ekranami wyświetlanymi przez co najmniej 30 sekund;
  • długość reklam przed materiałem trwającym do minuty musi wynosić więcej, niż długość samego materiału;
  • podczas wyświetlania reklam należy schować wszystkie kontrolki, tak by widz, który nieopatrznie zmaksymalizował ekran na samym początku lub ogląda w pozycji horyzontalnej musiał kliknąć ekran i zostać przekierowany na stronę reklamodawcy;
  • sam materiał jest mało istotny, wskazane jest, by buforowal się z przerwami;

Do tego wszystkiego trzeba dodać uwielbienie zwłaszcza polskich mediów do reklam, które ważą czasem dwa albo i trzy razy więcej niż treści samej strony, to pętli przekierowań, do gustownego migania wszystkiego, co tylko może migać…

REKLAMA

Mam coraz mniejszą przyjemność z korzystania z Internetu mobilnego i przeglądania treści z Sieci na smartfonie. To problem, który trzeba będzie w końcu zaadresować - stan biznesu internetowych mediów dziś opiera się filarach, które tracą rację bytu. Być może będzie to kropla, która przeleje czarę goryczy i spopularyzuje płacenie za treści w Sieci.

Albo i nie, skoro nawet paywalle oznaczają pełnoekranowe reklamy u niektórych wydawców.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA