REKLAMA

Nie wiesz co oznacza PEGI 18? Na Wyspach może to być początek twoich problemów

Choć prawo zakazuje sprzedaży gier tylko dla dorosłych osobom nieletnim, to w praktyce jest ono bardzo ułomne. Wystarczy bowiem poprosić mamusię lub tatusia o zakup gry i już można bezkarnie mordować wirtualne byty. Aż do dziś.

30.03.2015 16.22
Nie wiesz co oznacza PEGI 18? Na Wyspach może to być początek twoich problemów
REKLAMA
REKLAMA

W czasach młodości mojego pokolenia nie istniało coś takiego, jak ograniczenia wiekowe na gry. Prawdę powiedziawszy, to rynek był ten na tyle nieuregulowany, że można było kopiować gry od kolegów, sprzedawać im te kopie i nie było to łamanie prawa. Świadomość rodziców na temat gier również była znikoma, dla nich były to „głupie gry z ludkiem zbierającym monety”. Efekty, jak nietrudno się domyślić, były dość zabawne.

Pierwszą grą jaką zainstalowałem sobie na pierwszym swoim komputerze był Wolfenstein 3D. Jedną z kolejnych były Doom i Mortal Kombat. Miałem też wiele innych produkcji, o podobnym stopniu brutalności, dla których zarwałem wiele nocek (wspaniałe czasy wczesnej szkoły podstawowej). Większość moich rówieśników równie chętnie grała w tego typu gry. Żaden z nas nie miał przez to problemów emocjonalnych czy kłopotów z radzeniem sobie z agresją czy innymi emocjami.

doom

Czasy się jednak zmieniły: gry trafiły do mainstreamu a psychologowie nie mają wątpliwości, że ich brutalność wpływa negatywnie na umysł młodego człowieka. I choć cały czas gracze mojego pokolenia pukają się w czoło i pokazują siebie jako przykład tego, że gry są nieszkodliwe, tak ja, mimo podobnych doświadczeń, nie mam tyle odwagi, by kwestionować ich ekspertyzy.

Na szczęście, gry, tak jak filmy czy płyty muzyczne, są odpowiednio oznaczone, informując o ograniczeniach wiekowych i charakterze nieodpowiednich dla młodocianych treści. Możemy więc kupować pociechom przeróżne tytuły bez obaw, że nasze dziecko pozostawione z grą będzie „narażone”.

„Mamo, mamo, wszyscy moi koledzy grają w Koll of Djuty”

W Polsce nadal łatwo młodej osobie kupić grę od lat 18 w prawie że dowolnym sklepie. Wiem z doświadczenia, że za granicą nie jest to już takie proste. Mając lat 12 próbowałem kupić w Londynie grę od lat 15 i szybko zostałem pouczony, że ładne oczka mi nie pomogą. Niestety, nie miałem pod ręką żadnego rodzica. Dzieciaki tam mieszkające za to już jak najbardziej.

Starsi Czytelnicy Spider’s Web z pewnością się orientują jak uparte może być dziecko w proszeniu o jakiś prezent. Przecież Staś, Kasia i Krzysiek mają tę grę, przecież posprzątam pokój jak kupicie, albo nawet zarobię dobrą ocenę z kartkówki. Część rodziców pozostaje nieugiętych, ale większość mięknie. Efekty znamy wszyscy, za każdym razem klnąc pod nosem, jak na Xbox Live czy PSN jakiś 12-latek właśnie się z nas nabija serwując nam całkiem spektakularnego headshota w sieciowym GTA V.

pegi

Sprzedawcy nie mają jak tego kontrolować, nie mogą przecież wiedzieć dla kogo ową grę rodzic kupuje. Za to kto inny może pilnie obserwować dzieci. Co smutne, czasem nawet pilniej od rodziców. Chodzi o… nauczycieli.

Pożyteczne i straszne zarazem

Na Wyspach powstała pewna oddolna inicjatywa. Grupa dyrektorów szkół w tamtym rejonie postanowiła zawrzeć swego rodzaju porozumienie. Poinformowała rodziców swoich podopiecznych, że nie zawahają się donosić na nich odpowiednim organom urzędowym, jeżeli ci będę umożliwiali swoim pociechom dostęp do gier tylko dla dorosłych i innych cyfrowych treści o podobnym charakterze.

Jak sugerują, te „cyfrowe zagrożenia” nie tylko wpływają negatywnie na radzenie sobie z agresją, ale również powodują przedwczesną inicjację seksualną i zwiększają podatność na molestowanie (niestety, nie dokopaliśmy się w materiale źródłowym do argumentacji). Dodają też, że to tak naprawdę pomoc dla rodziców, którzy „docenią jasne wytyczenie zasad”. Dodajmy, że kary za zaniedbania w opiece dziecka są w Wielkiej Brytanii surowo karane.

Z ekspertami dyskutować nie będziemy, ale zachowajmy też zdrowy rozsądek

Nie zamierzamy się na Spider’s Web bawić w domorosłych psychologów i na bazie własnych doświadczeń kwestionować ekspertyzy uczonych. Pomysł dyrektorów szkół jest jednak bardzo niebezpieczny, choć teoretycznie powinien on przynieść głównie korzyści.

Groźba ze strony dyrekcji może otworzyć oczy niektórym rodzicom i pomóc im zrozumieć, że Xbox Live czy PlayStation Network i gry dla dorosłych to kiepskie niańki, gdy ci są zajęci pracą i obowiązkami domowymi. Problem w tym, że dzieci bywają przewrotne.

dziecko-zabawa-bron-pistolet

Słyszeliśmy już wiele historii na temat młodocianych, którzy zmyślali zarzuty wobec swoich rodziców i donosili na nich z czystej złośliwości. Zwłaszcza z krajów szczególnie przewrażliwionych na „niewłaściwą opiekę nad nieletnim”. Dziecko nieraz bywa zbyt mało dojrzałe by rozumieć konsekwencje zemsty na wapniakach, a sądy są w tych przypadkach bezlitosne i często decydują się w takich przypadkach na błyskawiczne odebranie dziecka rodzicom, często też kary bywają bardziej dotkliwe.

Tu prowokowana jest dokładnie ta sama sytuacja. Bachor dostał szlaban? Zaraz wywoła awanturę w szkole i nakłamie, że całą noc grał w brutalne gry i ot, afera gotowa. Mimo iż rodzice w życiu młodemu nie kupili żadnego Call of Duty czy tam innego GTA.

REKLAMA

Problem, nawet jeśli faktycznie istnieje, nie powinien być rozwiązywany w ten sposób. Na szczęście, w Polsce nas to nie czeka w przewidywalnej przyszłości: choć raz nasze skostniałe prawo działa na naszą korzyść.

*Część grafik pochodzi z Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA