REKLAMA

Kogo obchodzi jeszcze prywatność?

Aaaaaaaa. Twitter chce śledzić jakie użytkownik ma zainstalowane aplikacje na smartfonie, by zaoferować reklamodawcom bardziej precyzyjne targetowanie reklam o bezpośrednich ofert. Tragedia. Naruszenie prywatności. Oburzenie!

01.12.2014 10.54
Kogo obchodzi jeszcze prywatność?
REKLAMA
REKLAMA

No dobra, nie oburzenie. Ignorancja. Kogo obchodzi jeszcze prywatność? Przez dekadę dostawcy usług, sprzętów i sieci reklamowych przesuwali granicę - od cookies po dzisiejsze śledzenie każdego ruchu każdego internauty wszędzie gdzie przebywa. Ruch Twittera, który użyje dosyć powszechnej praktyki zbierania danych o tym, jakich aplikacji używa użytkownik, wcale już nie dziwi. Twitter musi zarabiać, chce robić to na reklamach. Twitterowicze nie są odbiorcami, tylko produktem, który sprzedaje się reklamodawcom.

Tymczasem Uber po wielu kontrowersjach zaczyna mieć kłopoty z prywatnością właśnie - śledził dziennikarzy, miał i pewnie wciąż ma dostęp nieograniczony dostęp do tras przejazdów użytkowników, a w sieci zaczynają pojawiać się informacje o tym, że aplikacja Ubera może mieć dostęp do zbyt wielu informacji i nawet wysyłać je na serwery Ubera. Czy to prawda jeszcze nie wiadomo, ale znając życie za miesiąc nikt nie będzie pamiętał o tych problemach, zwłaszcza że dotyczą mocno "komputerowych" rzeczy, których wielu ludzi nie zrozumie.

Facebook zmienił po raz tysięczny ustawienia prywatności. By były prostsze i bardziej przejrzyste, oczywiście. Poinformował o tym w niesamowicie długim poście z linkami do odpowiednich regulaminów i miejsc.

Internet, smartfony i usługi stały się tak rozbudowane i ważne dla miliardów osób, że prywatność pojmowana jako nieudzielanie zgody na zbieranie wrażliwych danych stała się niemal nieistotna.

Gmail nie zanotował wielkich odpływów użytkowników po kampaniach uświadamiających jak targetowane są reklamy w usłudze. Facebook zaliczał kryzys dotyczący prywatności raz na miesiąc przez kilka lat. Teraz niemal nikt nie rozumie, na czym polegają mechanizmy reklamowe fejsa, wszyscy wiedzą, że wie o nas wszystko, a mimo to i tak na nim siedzimy.

collusion

Przeciętna aplikacja instalowana na smartfonie prosi o pozwolenie na dostęp do kolejnych funkcji, aparatu, wiadomości czy kontaktów. Nie wzbudza już to specjalnego oburzenia - byle czytnik newsów wykorzystuje funkcje społecznościowe, które wymagają tych uprawnień. Przyzwyczailiśmy się.

Codziennie wystawieni jesteśmy na setki skryptów śledzących nasze ruchy w sieci. Analizują, zbierają dane, przetwarzają je i serwują reklamy.

Wiele z tych usług i narzędzi pozwala na zablokowanie zbierania i przetwarzania prywatnych danych w celach reklamowych, jednak z każdej usługi trzeba wypisać się osobno. Do Not Track nie wypalił. Nie jest uniwersalny, a firmy robią wszystko co mogą, by skomplikować ten proces. W końcu zarabiają na danych. Inne nie oferują takich możliwości, bo po co dawać wybór i trzymać darmozjadów?

Twórcy systemów mobilnych zaczęli informować o tym, jakich uprawnień chce aplikacja lub nawet urządzenie, jednak nikt nie wpadł jeszcze na to, by dać władzę użytkownikom, tak by zdecydowali, które uprawnienia chcą przyznać, a na które się nie zgadzają i zapłacą za to okrojoną funkcjonalnością. Nie ma wyboru - albo się zgadzamy, albo nie używamy.

Ten dylemat powoduje, że nie obchodzi nas prywatność. Nawet jeśli czasem w głowie zawita nam myśl, że może to za dużo, może korporacje wiedzą rzeczy, o których nie powinny wiedzieć, może udostępniają je tajemniczym agencjom, może ktoś ogląda nasze zdjęcia czy czyta wiadomości, tak jak pracownicy Ubera bez wstydu oglądali sobie przejazdy konkretnych osób. Jednak szybko spychamy ją w podświadomość, bo oznaczałaby, że musimy całkowicie zmienić swoje nawyki. Spędzić czas na grzebaniu w ukrytych ustawieniach, odzwyczaić się od kolejnych usług i wygód, przestać kontaktować się z częścią znajomych i stać się dziwnymi paranoikami.

Bo przecież osoba, która dba o prywatność przesadza. Kojarzy się z postaciami z komedii, które nosiły na głowie folię, by nikt nie grzebał im w głowie.

Okazjonalne afery, takie jak Heartbleed czy ta Apple'a, to anomalie. Sami jesteśmy sobie winni.

REKLAMA

Chciałabym znać odpowiedź na pytanie jak sprawić, żeby zaczęły obchodzić nas tematy prywatności. Przecież sprawa dotyczy nie tylko reklam, ale powolnego przesuwania granic i dobrowolnego oddawania coraz większych części życia, które w każdym momencie mogą zostać wykorzystane przeciwko nam. Być może nawet do kontroli i opresji. Jednak takiej nie ma, bo chyba nie istnieje.

 * Grafika pochodzi z serwisu Shutterstock.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA