REKLAMA

Czara goryczy się przelała - Ubisoft zaczyna spadać ze szczytu. Jeżeli nie nauczy się tego co EA, to będzie bolało

Dwa lata temu nie było w branży gier bardziej znienawidzonego wydawcy ponad Electronic Arts. Firma zasłużyła sobie na niechęć graczy wieloma skandalicznymi decyzjami i prowadzoną polityką. Wzór i przeciwwagę dla Elektroników stanowił europejski Ubisoft. To niesamowite, że dzisiaj role się odwróciły i właśnie Francuzi odpowiedzialni za Assassin’s Creed muszą wyciągać lekcję od twórców FIFY oraz Dragon Age.

19.11.2014 14.35
Czara goryczy się przelała – Ubisoft zaczyna spadać ze szczytu. Jeżeli nie nauczy się tego co EA, to będzie bolało
REKLAMA
REKLAMA

Przenieśmy się kilka lat wstecz. Czasy, w których Steam wciąż nie miał realnej konkurencji to również czasy, w których rozpoczynały się wizerunkowe problemy EA. Nie chcąc dzielić się zyskami z Valve, firma postanowiła stworzyć własną internetową platformę cyfrowej dystrybucji. Oczywiście z EA Store eksperymentowano już od jakiegoś czasu, ale dopiero wycofanie swojej oferty ze Steam i powstanie obligatoryjnego, obowiązkowego i zespolonego z nowymi grami EA Origina przysporzyło wydawcy pierwszych zaciekłych wrogów.

origin logo

Później było już z górki. EA zniszczyło kultową markę, jaką było Medal of Honor. „Zabójca” Call of Duty okazał się być największym rozczarowaniem 2012 roku.

W międzyczasie Elektronicy zdążyli zamienić serię Dead Space ze świetnego horroru w co najwyżej dobrą grę akcji. Miarka przebrała się jednak, kiedy setki tysięcy graczy kupujących najnowsze SimCity nie mogły w nie zagrać. Problemem okazały się serwery niezdolne do „przetwarzania zbyt wielkiej liczby informacji w krótkich odstępach czasu”. Polska Komisja Wyborcza miała więc od kogo się uczyć. Amerykańska premiera, później europejska – za każdym razem serwery chorowały na ogromną czkawkę, ponieważ ktoś w EA podjął decyzję o uniemożliwieniu przedpremierowego pobrania plików na dysk twardy.

simcity 3

Nie to było jednak największym problemem. Do teraz czuję niesmak, przypominając sobie przedstawicielkę Maxis zarzekającą się jakoby najnowsze SimCity w trybie offline było niemożliwe do zrealizowania. Szefowa studia mówiła tak we wszystkich wywiadach i sprostowaniach, systematycznie niszcząc nadzieję na rozgrywkę dla osób niepodłączonych do sieci. Oczywiście EA broniło się w ten sposób przed drążącym platformę PC piractwem. Nie lubię jednak, kiedy kłamie się mi prosto w twarz. Zwłaszcza, że dzisiaj uruchomienie SimCity w trybie offline to żaden problem. Wystarczyła jedna, całkiem pokaźna aktualizacja gry.

No i oczywiście Battlefield 4 . Ileż nerwów zjedli, ileż szkliwa starli wszyscy miłośnicy sieciowych strzelanin, nim gra została doprowadzona do stanu „używalności”.

Dosyć napisać, że nawet dzisiaj Battlefield 4 nie jest pozbawione dużej ilości błędów. Prawie 13 miesięcy nie wystarczyło, aby odpowiednio zaszyć tego potwora Frankensteina. Sam stoję na stanowisku, że Battlefield 4 to naprawdę świetny, rewelacyjny tytuł. Zagrywam się zresztą w niego nawet dzisiaj. Tym bardziej boli mnie dziurawe sito beta-testów w EA. Na całe szczęście wydawca przyznał się do błędu oraz wskazał na powody takiego stanu rzeczy – pośpiech przed premierą konsol nowej generacji.

ea lol

Rok po roku, gra po grze, premiera po premierze Electronic Arts zaczęło tracić. Nie tyle worki z pieniędzmi, co pozycję w branży gier. Elektronicy pozostali silni jedynie w segmencie gier sportowych, ze swoją FIFĄ oraz NHL-em. Potężny wydawca stracił pozycję lidera sieciowych strzelanin, rozczarowując grą Medal of Honor i niedoróbkami czwartego Battlefielda. Obszar RPG został utracony za sprawą tworzonego w pośpiechu Dragon Age 2. Atak na fanów MMORPG wymusił zamianę The Old Republic w darmowy produkt z opcjonalnym abonamentem.

Nawet w obszarze gier akcji Electronic Arts zostało zepchnięte na margines. Pałeczkę lidera przejął właśnie Ubisoft, głównie za sprawą swojej najbardziej rozpoznawalnej serii – Assassin’s Creed.

Pośpiech, pycha, chęć błyskawicznego zarobku – to główne grzechy „starego EA”, które systematycznie, od 2011 roku traciło grunt pod nogami. Wydawca rozwścieczył nawet tak wiernych klientów jak miłośnicy The Sims, zabierając tym sadystom ich ulubione baseny. Miało się niemal wrażenie, że szefostwo w EA wzięło sobie za punkt honoru zostać najgorszą firmą wszech czasów. Co zresztą niejako się stało, za sprawą internetowego głosowania przeprowadzonego rok temu.

black flag recenzja

Tam, gdzie traciło Electronic Arts, zyskiwał głównie Ubisoft oraz Acitvision. Francuzi dosłownie rozkwitali. Otwierali kolejne studia, narzucali większe tempo produkcji i eksperymentowali z nowymi gatunkami. Twórcy Sama Fishera, Raymana i Altaira znaleźli się na samym szczycie niezobowiązujących produktów akcji, rokrocznie dostarczając masom świetnej, filmowej rozgrywki na poziomie. Ubisoft został liderem, patrząc niemal z góry na borykających się z wizerunkowymi problemami Elektroników. Po czym sami się w nich zamienili.

Większość czytelników Spider’s Web na pewno pamięta, jak odmienne były pierwsze pokazy Watch Dogs od ostatecznego kształtu tej produkcji.

Jasne, wszyscy ulepszają promocyjne grafiki oraz zwiastuny. Nikt jednak nie ośmielił się pójść tak daleko jak Ubisoft. Francuzi najpierw natrzęśli całym światem, pokazując iście rewolucyjny projekt, po czym wydali grę co najwyżej dobrą, która garściami czerpała z kodu Assassin’s Creed. Watch Dogs, pierwotnie tworzone jako kolejny Driver, tak wielce różnił się od tego co obiecali producenci, że na Ubisoft po raz pierwszy spadły potężne gromy. Mimo tego gra sprzedała się w rekordowych liczbach, niedoróbki zalewając gigantyczną akcją marketingową.

Assassin’s Creed: Unity, Assassin’s Creed: Rouge oraz Far Cry 4. Wszystkie gry wydane w kilkudniowych odstępach, w przeciągu jednego tylko listopada. Cóż za wspaniały jesienny kalendarz. Prawdziwa francuska ofensywa, o ile można tak to nazwać. Nic zatem dziwnego, że nawet jeżeli producenci Unity dla PC, XONE oraz PS4 chcieli przesunąć datę premiery, nie było to możliwe. Wydawca zapewne nie chciał słyszeć o żadnych obsuwach. No i mleko się rozlało. Assassin’s Creed: Unity przejdzie do historii branży gier. Nie jako dobra gra, którą ponad wszelkie wątpliwości jest, ale jako kompilacja niesamowitych błędów i niedoróbek.

Filmiki prezentujące błędy Assassin’s Creed: Unity na YouTube biją rekordy popularności. Gorsza od bugów wynikających z braku odpowiedniego doszlifowania jest jednak sama rozgrywka, spadająca poniżej 25 klatek na sekundę.

Na konsolach to niedopuszczalne. Właśnie po to kupuje się stacjonarne platformy do gry od Microsoftu, Nintendo i Sony, aby uniknąć problemów takich jak mała liczba klatek na sekundę czy brak odpowiednich sterowników. Wydanie tak ważnej gry, tak wielkiego IP, tak popularnej marki w tak skandalicznie niedopracowanej formie jest czymś, co należy piętnować i należy o tym pisać. Już kilkukrotnie spotkałem się z opiniami które można streścić w wypowiedzi „-po co narzekasz, skoro gra jest dobra?”.

Odpowiedź jest bardzo prosta – ponieważ takie zagrywki nie powinny być tolerowane w branży gier. Jestem jedną z tych jednostek, która stale nie zgadza się na bycie beta-testerem produktu podawanego nam na tacy jako finalny. Cieszę się, że Ubisoft na bieżąco łata swoją flagową produkcję, ale umówmy się – ta powinna jeszcze miesiąc albo dwa przeleżeć na dyskach producentów i doczekać się finalnych testów. Assassin’s Creed: Unity jest po prostu surowe. Błędy, klatkowanie, problemy z rozgrywką wieloosobową – tak się nie robi. Zwłaszcza będąc liderem w branży.

W tym miejscu warto napisać, co dzieje się z samym Electronic Arts. Znienawidzony gigant z powodzeniem reperuje swój wizerunek, zmieniając się niemal nie do poznania.

Co miesiąc dostajemy darmową grę na Origin. Elektronicy wystartowali ze świetną ofertą abonamentową EA Access dla wszystkich posiadaczy konsol Xbox One. Prace nad świetnie zapowiadającym się Dragon Age: Inkwizycja oraz nijakim Battlefield: Hardline zostały przedłużone przez wydawcę, aby gry stały się jeszcze lepsze. Patrząc na pierwsze oceny Inkwizycji była to doskonała decyzja. O ile Dragon Age 2 rozczarowywało, z kolei Dragon Age 3 miało być przystawką dla Wiedźmina, tak Inkwizycja broni się jako najlepszy tytuł cRPG tego roku!

REKLAMA

Równie ważne jest to, że w Electronic Arts w końcu nauczyli się przyznawać do błędów i przepraszać. Charakterystyczna dla wydawcy buta zaczyna gdzieś ulatywać, po serii porażek takich jak Dungeon Keeper, Medal of Honor, SimCity czy (częściowo) Battlefield 4. Sam przez wielu czytelników uznawany jestem za zbyt skrajnego krytyka EA. Mimo tego nawet taka konserwa jak ja możę dostrzec przemianę, która dzieje się na naszych oczach i która każdemu graczowi wyjdzie na dobre.

Niezależnie, czy EA zmienia się naprawdę, czy to tylko wizerunkowe mydlenie nam oczu – korzystamy na tym. Dostajemy świetne gry i ciekawe oferty. W międzyczasie przepełniony pychą Ubisoft faszeruje nas zafałszowanymi zwiastunami oraz produktami pełnymi błędów i niedociągnięć. O ile dawniej wyciągaliśmy rękę w stronę Francuzów i mówiliśmy w kierunku wydawcy EA „-tak się to robi!”, dzisiaj sytuacja uległa diametralnej zmianie. Ubisoft jest na samym szczycie i zaczyna spadać. Jeżeli w porę nie nauczy się tego co EA, upadek będzie naprawdę bolesny.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA