REKLAMA

Satya Nadella ma swoją własną definicję mobilności

I jego postrzeganie cyfrowego świata ma być dalej odzwierciedlane przez Microsoftu. Zdaniem dyrektora generalnego tej firmy, owa mobilność nie ma nic wspólnego z definiowaniem rozmiaru urządzenia, z którego aktualnie korzystamy. Nadella rozumie to bardziej jako… „przenośność”.

22.10.2014 08.31
Satya Nadella ma swoją własną definicję mobilności
REKLAMA
REKLAMA

"To nie urządzenia są mobilne, to my tacy jesteśmy" – tak w dużym skrócie można opisać podejście Satyi Nadelli do dalszego rozwoju Microsoftu. Jako współtwórca i główny odpowiedzialny za najprawdopodobniej najbardziej dochodowy i przyszłościowy produkt w historii tej firmy (mowa tu, rzecz jasna, o Azure i produktach z nim związanych), dyrektor generalny Microsoftu uważa, że mobilność nie jest definiowana przez rozmiar i masę urządzenia a fakt, że naszą pracę możemy wykonywać w dowolnym miejscu i na dowolnym urządzeniu.

To subtelna, acz znacząca różnica w pojmowaniu rynku, produktów i usług cyfrowego świata. To też zręczna sztuczka na szybkie przełknięcie goryczy ciągłych porażek w walce z Androidem i iOS-em w świecie inteligentnych urządzeń przenośnych. Podczas wczorajszej konferencji Microsoftu Nadella ostatecznie dał do zrozumienia, że Windows przestał być dla jego firmy najważniejszym produktem. Co nie zmienia faktu, że nadal bardzo istotnym.

Kiedyś usługi skłaniały do kupowania Windows, teraz jest odwrotnie

Windows przez znaczną większość swojej historii nie był najlepszym systemem operacyjnym na rynku. Właściwie, to od względnie niedawna można go określać mianem „przyzwoity”, a konkretniej, od rozpoczęcia prac nad „Longhornem”. Ten system nigdy nie ujrzał światła dziennego i został zastąpiony przez zawierającego sporo błędów koncepcyjnych Windows Vista, ale dopiero wtedy zaczęto w należyty sposób dbać o bezpieczeństwo i stabilność „Okienek”.

Jednak Windows przez dekady był dominującą platformą na rynku. Dlaczego? Z uwagi na świetne usługi i aplikacje.

Windows98

Linux i Mac OS nie doczekały się tylu gier, co Windows. Profesjonalne aplikacje, na których polegały całe przedsiębiorstwa, powstawały przede wszystkim dla Okienek. Systemy Microsoftu były siermiężne, toporne a „Niebieski Ekran Śmierci” znany jest właściwie każdemu nieco starszemu użytkownikowi komputera. Microsoft jednak zadbał o to, byśmy i tak kupowali Windows. Bo tylko dla niego, z bardzo nielicznymi wyjątkami, dostępne było sensowne oprogramowanie.

Teraz, w nowym świecie, w którym istnieją mocni, równi i prężnie działający konkurenci, sytuacja wygląda zgoła inaczej. Windows przestał być celem, a stał się środkiem. Używając systemu operacyjnego Microsoftu z dużo większym prawdopodobieństwem skorzystamy z pakietu Office, komunikatora Skype, dysku OneDrive czy platformy Bing. To dlatego Microsoft kupił część Nokii, dlatego dalej będzie inwestował w Surface i dalej rozwijał samego Windows. Nie to już jest jednak kluczowe.

To czym właściwie jest ta mobilność według Microsoftu?

Windows ma być wszędzie, od drobnych urządzeń Internetu Rzeczy, przez smartfony, tablety, hybrydy aż po potężne maszyny robocze. Nie będzie już najprawdopodobniej nigdy sam na rynku, z czego Nadella doskonale zdaje sobie sprawę. Jak stwierdził podczas swojego przemówienia, w mobilności nie chodzi o samą specyfikę urządzenia, a o to, że korzystamy i korzystać będziemy z nich w bardzo dużej ilości.

To oznacza, że chcemy przenosić swoją pracę i zabawę na przeróżne urządzenia, bez uznawania innych niż konieczne kompromisów. To można osiągnąć tylko i wyłącznie dzięki chmurze. A Nadella, ojciec Azure i Microsoft Cloud OS, chce mieć najlepszą chmurę obliczeniową na świecie i oprogramowanie z nią związane.

window_azure_banner

OneNote, Office 365, Dynamics, Xbox Live… wszystkie te multiplatformowe usługi, zarówno na Windows jak i na alternatywnych systemach operacyjnych, polegają na chmurze Microsoftu. Zresztą nie tylko one: wiele innych firm korzysta właśnie z usługi chmurowej Microsoftu, od małych przedsiębiorstw aż po gigantyczne korporacje. Dla rozwiązań chmurowych jest bez znaczenia, czy aktualnie korzystasz ze smartfonu Lumia, czy też z potężnego Maka Pro. Różnice wyznaczają tylko aplikacje klienckie, dopasowane do specyfiki danego urządzenia.

REKLAMA

Na chwilę obecną wartość działu chmurowego w Microsofcie wyceniana jest na 4,5 miliarda dolarów. Dla porównania, zajmująca się od 15 lat chmurą firma Salesforce.com, odnotowała cztery miliardy dolarów przychodu. Gigant z Redmond ma już 19 centrów danych na całym świecie i właściwie tylko IBM, Amazon i Google są w stanie z nim rywalizować na tym rynku.

Co ciekawe, „nowy Microsoft” został wykreowany właśnie przez Google’a. To on, by móc walczyć z Microsoftem, doprowadził do tego, że system operacyjny jest „bez znaczenia”, a Android i Chrome OS to produkty mające na celu wyłącznie wypromowanie multiplatformowych usług chmurowych. Microsoft idzie tą samą drogą. Windows wciąż musi walczyć o bycie istotnym na rynku tabletów i smartfonów? Trudno, nie szkodzi. Bo to i tak tylko środki, a nie cele. A te są realizowane z coraz większą skutecznością.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA