REKLAMA

Cyfrowa rewolucja ma szanse wrócić na Xboxa One

Jak zaproponować coś naprawdę fajnego i sprzedać to tak, by ludzie uznali to za największe zło? Takie rzeczy potrafi niewiele firm. Microsoft do nich należy. Na szczęście, umie się uczyć na własnych błędach, co jeszcze nie tak dawno temu nie było takie oczywiste.

27.03.2014 07.57
Cyfrowa rewolucja ma szanse wrócić na Xboxa One
REKLAMA

Pierwsza prezentacja konsoli Xbox One została spartolona tak bardzo, jak tylko jest to możliwe i gdyby nie zręczne gaszenie pożarów w późniejszym terminie, ów One mógł stać się jedną z największych klap w historii Microsoftu. Na jego własne życzenie. Czemu?

REKLAMA

Jedną z mocnych stron Xboxa One jest jego integracja z telewizją i multimediami. Co więc zrobił Microsoft? Zaprezentował ową integrację, prawie całkowicie zapominając, że pokazując konsolę do gier przydałoby się też pokazać nieco… gier. Tymczasem po prezentacji większość widzów zapamiętała, że One to taki duży, sterowany głosowo dekoder do kablówki, na którym być może, przy okazji, pogramy w Call of Duty. I właściwie to tyle.

Takich rzeczy było więcej, a jedna z nich wymusiła na Microsofcie całkowitą zmianę modelu biznesowego konsoli w zasadzie tuż przed jej premierą.

„Nie będziesz mógł wypożyczać gier ani ich sprzedawać”

To kolejny komunikat, jaki Microsoft wyeksponował podczas pierwszej prezentacji One’a i który wbił się na długo w pamięć graczy. O co chodzi i skąd takie przedziwne restrykcje? Powyższy śródtytuł nie jest do końca prawdziwy, ale o tym za chwilę. Najpierw wytłumaczmy cały mechanizm.

Otóż Microsoft wymyślił sobie, że Xbox One, jako konsola polegająca na chmurze, również i gry oferowałaby z chmury. Oznaczałoby to, że tak jak można by było nadal kupować pudełka z grami, tak przede wszystkim liczyłaby się dystrybucja cyfrowa. Innymi słowy: Microsoft chciał stworzyć własnego Steama.

Gry kupowane przez posiadaczy One’a byłyby przypisane do jego konta. To oznacza, że po zalogowaniu się na dowolnej konsoli, własnej czy cudzej, mielibyśmy prawie natychmiastowy dostęp do całej naszej biblioteki gier. Same gry zapewne byłyby tańsze, a kopie cyfrowe można było współdzielić z innymi graczami. W jaki sposób?

Według pierwotnego planu, mogliśmy dodać kilka osób do grupy „rodzinnej”. Te osoby mogły bez ponoszenia żadnych dodatkowych opłat korzystać z naszej biblioteki gier. Innymi słowy, jeżeli ja i mój dobry przyjaciel mamy Xboxa One, i on chciałby pograć sobie w grę, którą kupiłem ja, miał mieć możliwość to zrobić. On i cztery inne osoby dodane do „magicznego kręgu”.

xbox one mistake

Gry zapewne byłyby tańsze, pożyczanie ich między grupą bliskich znajomych łatwe i wygodne. Gdzie jest haczyk? No niestety, był. Sztywne przypisanie gier do kont oznaczało ograniczania w ich późniejszej odsprzedaży czy wypożyczaniu obcym osobom. Koniec kupowania „używek” na eBay’u. Gry można było pożyczać i odsprzedawać, ale tylko poprzez sieci handlowe, które mają podpisaną umowę partnerską z Microsoftem.

To zabiło cały ten pomysł, mimo iż Steam, mając jeszcze większe restrykcje (a raczej mając je wtedy, gdy był prezentowany One) jest przez graczy uwielbiany. W Sieci wybuchła tak intensywna burza a Microsoft dostał po głowie na tyle mocno, że postanowił całkowicie się wycofać ze swojego planu i wprowadzić dokładnie taki sam model, jaki obowiązuje na Xboksie 360 czy PlayStation 3.

A może jednak?

One jest już grubo ponad kwartał na rynku, emocje już dawno opadły a gracze skupiają się na tym, na czym powinni byli się skupiać od samego początku: na grach i funkcjach multimedialnych. I wyrabiają sobie opinie o konsoli przede wszystkim na ich podstawie. Microsoft zaczyna więc powracać myślami do swojej pierwotnej wizji.

Potwierdza to na łamach Gamespotu Phil Spencer, szef działu Xbox. Jego zdaniem, cyfrowa dystrybucja to przyszłość. I tak jak nie wrócą limity jeżeli chodzi o wypożyczanie i odsprzedaż gier pudełkowych, tak za jakiś czas, być może, wróci pierwotny model dystrybucji jeżeli chodzi o gry kupione przez Sieć.

xbox one live

Oznacza to powrót pomysłu na udostępnianie gier najbliższym znajomym lub przekazywanie im na nie licencji (pierwotnie, można było całkowicie przepisać daną grę na inne konto, ale można było to zrobić jednokrotnie w przypadku każdej gry). Gry sprzedawane cyfrowo najprawdopodobniej miałyby też obniżone ceny.

REKLAMA

Nie rozumiałem buntu dotyczącego tego pomysłu i podchodziłem do niego z entuzjazmem. Dlatego też również i tu widzę same korzyści. Możliwość pożyczenia koledze gry bez wychodzenia z domu? Promocje chociaż połowicznie równie atrakcyjne co na Steamie? No dlaczego tu się nie cieszyć?

Niestety, ewentualne zmiany tutaj omawiane nadejdą nieprędko. Nie wiem jak wy, ale ja trzymam kciuki.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA