REKLAMA

Lone Survivor – kiedy twórca chce za dużo i potyka się o pajęczynę własnych pomysłów - recenzja Spider's Web

Uwielbiam gry nietuzinkowe. Oryginalne i jedyne w swoim rodzaju. Zachwycałem się Papers, Please. Zakochałem się w Gone Home. Wzruszył mnie scenariusz To The Moon oraz zaciekawiła wizja sterowania borsuczą mamą w Shelter. Niestety, czasami twórca idzie w swojej oryginalności zbyt daleko. Kreator chce stać na piedestale odmienności i nowatorskości, lecz spada z hukiem na posadzkę, tracąc równowagę przez własną pajęczynę pomysłów. Właśnie to spotkało producenta Lone Survivor.

16.12.2013 15.10
Lone Survivor – kiedy twórca chce za dużo i potyka się o pajęczynę własnych pomysłów – recenzja Spider’s Web
REKLAMA

O tej grze słyszałem wiele dobrego. Czy to wersja na komputery osobiste, czy PS Vita, tytuł rekomendowało mi kilka osób o zacnych gustach.

REKLAMA

Naprawdę nie trzeba było mnie długo namawiać. Uwielbiam komputerowe horrory. Lone Survivor miał czerpać garściami z klasyków tego gatunku, oferując jednocześnie oryginalną, bardzo „pikselową” stronę wizualną. Całość została okraszona dwuwymiarowym środowiskiem oraz systemem zmuszającym gracza do walki o przetrwanie – jedzenie, picie, sen i zdrowie psychiczne – to wszystko miało być równie ważne, co posuwanie wątku fabularnego do przodu. Świetny koncept na zabawę, do której przystąpiłem z lekką niepewnością. Zupełnie nie wiedziałem, czego spodziewać się po tym tytule.

Muszę przyznać, że pierwsze chwile z Lone Survivor zapowiadały się nad wyraz obiecująco. Strona wizualna jest naprawdę unikatowa, natomiast patent na rozgrywkę – arcyciekawy.

Po serii scen, które początkowo nijak nie da się zrozumieć, prosty graficznie awatar gracza budzi się na łóżku, bez większego pojęcia, jaka jest nasza dokładna lokalizacja. Pewne jest tylko jedno – świat opanowała jakaś zaraza, natomiast większość ludzki zamieniła się w maszkary, które zdają się funkcjonować jedynie po to, aby pozbawiać życia ocalałych.

Już w kilka pierwszych minut z grą nie sposób nie zauważyć, na kim wzorował się Jasper Byrne, twórca tej produkcji. Na miejscu sztabu prawników Konami, na poważnie zacząłbym się zastanawiać nad wyciągnięciem pewnych konsekwencji. Ilość porównań i nawiązań do serii Silent Hill jest po prostu porażająca.

Ba, pal licho same nawiązania. Lone Survivor to poniekąd właśnie Ciche Wzgórze, rozpikselowane oraz przeniesione do dwuwymiarowego środowiska. Przeciwniczy gracza wyglądają na żywcem wyjętych z tej serii. Otoczenie momentami wygląda na skopiowane z tworu Japończyków. Nie zabrakło nawet przemieszczania się za pomocą luster, co dopiero mówić o omamach i dziwnych wizjach. Naprawdę, gdyby Silent Hill ukazał się kiedyś na Pegasusie/NES/SNES, wyglądałby właśnie jak Lone Survivior. To akurat duży komplement.

Niestety, im więcej czasu spędzałem z tą produkcją, tym łatwiej było mi ją rozbierać na poszczególne, niezbyt udane składowe.

Chociaż system przetrwania to faktycznie bardzo ważna strona rozgrywki, nie ma mowy o sprycie oraz inwencji gracza. Lone Survivor ma całkowicie linearny charakter, nie licząc zaledwie kilku zadań pobocznych. Żywność odnajdujemy przechodząc główny wątek fabularny, jedząc i pijąc w biegu wydarzeń.

Tak niezbędny dla awatara gracza sen to również jedynie skromny dodatek. Za pomocą wcześniej wspominanych luster błyskawicznie wracałem do sypialni, po czym znowu przenosiłem się w dalsze rejony mapy. Boli, ponieważ to już druga gra w przeciągu ostatniego czasu, która eksponowany wątek przetrwania traktuje po macoszemu. Na całe szczęście twórcy nie jest do końca obojętne, co i w jakim stanie wsadzamy do jamy ustanej bohaterowi, ale o tym za chwilę.

Zanim zacznę się znęcać nad fabułą, warto napisać kilka ciepłych zdań o stronie wizualnej tej produkcji. Na tym polu Lone Survivor naprawdę może oczarować.

Do grafiki nie łatwo jest się jednak od razu przyzwyczaić. Nawet grając wcześniej w inne produkcje typu „retro”, piksele naprawdę dają po oczach, szczególnie w dialogach. Dopiero po pewnym czasie przyzwyczaiłem się do tak olbrzymiego i rozlazłego tekstu, niesłusznie słysząc zza ramienia komentarze w stylu „jak ty możesz na to patrzeć”. Mogę, w dodatku z nieukrywaną przyjemnością.

W Lone Survivor ogromne, grubo ciosane piksele łączą się z niczego sobie efektami graficznymi. Tak oto światło latarki daje ciekawy efekt poświaty, linie światła płatają figle, natomiast od czasu do czasu twórca ucieka się do ciekawych sztuczek wizualnych, nadrabiających to, czego nie potrafią pokazać piksele. Tam, gdzie potrzebna jest mimika postaci, wchodzi muzyka. Tam, gdzie mamy się bać, wyskakują nie tylko maszkary, ale również sączy się czerń i ciemność.

Strona wizualna to niezaprzeczalny plus produkcji, o ile lubi się tego typu perełki. Gra wygląda bardzo dobrze zwłaszcza na ekranie PS Vita. Przy monitorach o niższych rozdzielczościach radzę jednak odsunąć się od komputera na bezpieczną odległość.

Niestety, tego samego nie da się powiedzieć o samej rozgrywce oraz fabule. O ile ta pierwsza nie jest zbyt rozbudowana, będąca mechanizmem napędowym scenariusza, ten rozczarowuje po całości.

To ogromny minus, ponieważ to właśnie fabuła miała być największą siłą psychologicznego horroru od niezależnego producenta. Przedstawiona historia niestety nie trzyma się kupy, natomiast wszystkie z czterech (pięciu?) zakończeń jedynie komplikują sytuację. Lone Survivor miał pozostawiać gracza z otwartą szczęką, niczym Spec Ops: The Line czy Silent Hill 2. Niestety, autor zbyt daleko zagalopował się przy mieszaniu w fabularnym kotle. Powstała mieszanina która nie tylko nie jest zjadliwa, ale odstrasza już samym zapachem.

Miało być ambitnie, groteskowo, wywrotowo, z pewnym przesłaniem oraz chwilą wzruszenia. Wyszło zupełnie na odwrót, natomiast nieliczne postaci niezależne wzbogacające scenariusz nie są w stanie uratować całości. Chwała jednak producentowi, że skupił się na analizie poczynań gracza, co przedkłada się na jedno z kilku zakończeń. Od konkretnych decyzji, przez ilość snu, a nawet rodzaj i jakość zjadanego pożywienia – wszystko to determinuje, co zobaczymy przed napisami końcowymi. Uwielbiam tego typu smaczki.

To jednak zbyt mało, kiedy trzeba nadmienić, że sama rozgrywka w Lone Survivor również nie zachwyca. Po pierwszym, bardzo pozytywnym wrażeniu, bardzo szybko dała mi się we znaki nuda. To niemałe osiągnięcie, ponieważ jestem naprawdę cierpliwym graczem, któremu nigdy nie były straszne ogromne bloki tekstu czy ślamazarne posuwanie się naprzód.

Lone Survivor ogranicza się do strzelania/chowania się przed przeciwnikami oraz używania odpowiednich przedmiotów w odpowiednich miejscach. Dochodzi do tego racjonowanie baterii w latarce i proszę, ot i cała gra. Twórca sztucznie wydłuża rozgrywkę, każąc wracać w jedno miejsce po kilka razy. Zagadki są banalne, natomiast same starcia – cóż, absolutnie bez emocji. Nieco lepiej gra się z założeniem pozostawiania w cieniu, lecz po pewnym czasie zacznie Wam ku temu brakować cierpliwości.

REKLAMA

Lone Survival miało być niezależną produkcją, która wgniatała w fotel opowiadaną opowieścią. Od samego początku bardzo silnie czuć, że twórca chce na siłę wyróżnić swoje dzieło z tłumu jemu podobnych, jednocześnie garściami kopiując od bardziej utalentowanych.

To nigdy nie jest dobry pomysł. Autor zagalopował się w aspekcie scenariusza, jednocześnie traktując po macoszemu inne składowe tej gry. Zakończenie pozostawia wiele do życzenia i jest bardzo rozczarowujące. Jeżeli szukacie czegoś oryginalnego, nietuzinkowego i ze scenariuszem, który pozostanie Wam w głowie na długo, są znacznie, znacznie lepsze produkcje. Polecam jedynie największym miłośnikom indyków oraz Cichego Wzgórza.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA