REKLAMA

Terapia lękowa dla startupów i blogerów

Dlaczego tysiące pomysłów na przydatne produkty, usługi, szkolenia, portale, blogi, kurzy się w szufladach? Bo ich twórców paraliżuje strach. To samo dławiące uczucie znają też niedoszli autorzy szkoleń i blogów. Skąd pochodzi i jak je zwalczyć?

07.09.2013 18.20
startupy sieć mentorów pfr
REKLAMA
REKLAMA

Największe ryzyko startupów

Prezentacja „Startup Metrics, a love story”, przygotowana na potrzeby warsztatu iCatapult Workshop (12 sierpnia 2013), zaczyna się slajdem o tytule „Największe ryzyko startupów” (oryg. The Biggest Risk of a Startup?). Zdaniem autora, Andreasa Klingera, ryzyko nie dotyczy straconego czasu ani zmarnowanych pieniędzy, ale nietrafionego produktu. Twórcy boją się, że po 2-3 miesiącach obecności na rynku ich rozwiązania, pojawi się konkurent, który zmiecie ich ze świadomości klientów i mediów. Różnica między ich rozwiązaniem a rozwiązaniem konkurencji będzie niewielka: jeden drobny szczegół, na który oni nie zwrócili uwagi (lub go przeoczyli), a klienci uznali go za cechę flagową.

startup sukces

Jeśli pamiętasz mój wpis o przełomowych technologiach i opisane tam przejścia między krzywymi technologii, strach ten wyda ci się znajomy. To nic innego jak obawa, że w krótkim okresie po premierze własnego rozwiązania, na rynku pojawi się konkurent, który przedstawi rozwiązanie otwierające nową krzywą innowacji. Będzie ono znacząco lepsze, więc od tego momentu na nim skupi się uwaga klientów i mediów. Nie jest to zatem strach przed porażką. To strach, że sukces skończy się zbyt szybko, że twórcy się nim nie nacieszą, że nie wpadną na kolejny pomysł, dzięki któremu przedłużą swój pobyt na szczycie. Wrócą potem do swoich środowisk z podkulonym ogonem i przez długi czas będą wyłapywać złośliwe przytyki od osób, które uważają się za guru przedsiębiorczości, a nie założyły nawet najmniejszego bloga.

Niezbyt smaczne lekarstwo

Rozwiązanie jest proste: mieć w zanadrzu kilka innych projektów, które trafią na linię produkcyjną gdy tylko na pierwsze rozwiązanie zaczną spływać zamówienia. To jednak oznacza, że startupowiec/bloger nie może traktować swojego pomysłu jak ukochanego dziecka. Musi być gotowy na kolejne projekty, musi odsunąć na bok Swój Wielki Pomysł na Milion i Wygodne Życie i zająć się innymi pomysłami. Wielkie pieniądze w długim okresie nie biorą się z pojedynczego (chyba że masz przepis na nową Coca-Colę). Musi być również gotowy na to, że inni ludzie zaczną dłubać w jego pomyśle. Czasem będzie to po drodze z wcześniejszymi planami, ale rozwój rozwiązania pójdzie raczej w zupełnie innym kierunku.

Nie bez przyczyny w branży startupowej coraz głośniej mówi się o praktykach szczupłego zarządzania (lean management) czy elastycznego rozwoju (agile development). Obie te formuły stawiają na uzyskanie pierwszych efektów niewielkim kosztem (czyli autor nie ma czasu ślęczeć godzinami nad szczegółami), tak aby szybko nastąpiła pierwsza ocena sensowności pomysłu. Jeśli produkt się przyjmie, przeznaczamy na niego dalsze zasoby i pracujemy nad nim dalej. Jeśli nie, archiwizujemy ten plik na dysku i otwieramy nowy. A ty, szanowny startupowcu, masz coś nowego czym możemy się teraz zająć?

startup

Czy to tylko moja fantazja, czy rzeczywiście autorzy nieudanych pomysłów – nie, napiszę zgodnie z prawdą: autorzy szybko zamkniętych pomysłów – dostają drugą szansę? Każdy rozsądny inwestor lub właściciel firmy wie, że od pomysłów cenniejsi są ludzie, którzy je realizują. Pomysłów są tysiące, miliony nawet, ale osób z umiejętnością ich realizacji jest znacznie mniej.

Dokładnie tak samo jest w branży szkoleniowej i filmowej. Ostatnio zebrałem swoje pomysły na szkolenia i warsztaty: pomysłów zrealizowanych – sześć, pomysłów niezrealizowanych – trzynaście. Niedługo przedstawię parę nowych pewnej firmie szkoleniowej, na pewno zapytają mnie o doświadczenie. Pokażę wtedy listę, bez najmniejszego śladu wstydu. Lista pokazuje bowiem, że coś robię, że buduję doświadczenie, że nie poddaję się przeciwnościom. Czy moje propozycje zostaną przyjęte, to zupełnie inna sprawa. Ale na pewno dostanę okazję, by je przedstawić – a to równa się okazji do osiągnięcia sukcesu.

REKLAMA

W branży filmowej – to samo. Co roku powstają setki filmów, które nie pojawiają się w kinach w szerokiej dystrybucji albo wręcz od razu trafiają na DVD. Wśród filmów kinowych większa część kończy swoją karierę pod kreską. Przychody z biletów i płyt nie pokrywają kosztów. Mimo to reżyserzy, producenci, scenarzyści, aktorzy, otrzymują kolejne propozycje. Hollywood nauczyło się, że każdy film zakończony na minusie to w istocie inwestycja w przyszłe sukcesy. Zawsze liczy się następny projekt – chyba że ktoś ma reputację na poziomie M. Night Shyamalana, który na swoim ostatnim filmie nie został wymieniony na plakacie reklamowym (After Earth, z dwoma pokoleniami Smithów na ekranie).

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA