REKLAMA

Piotr Lipiński: THINK DIFFERENT, czyli obsługa komputera

Czy obsługa komputera jest czymś bardziej skomplikowanym, niż zaprogramowanie pralki automatycznej? Być może. Ale nie przekracza chyba umiejętności potrzebnych do jazdy samochodem. Chociaż wciąż spotykam ludzi, którzy siadając przed monitorem czują się jakby utknęli w fotelu pilota wahadłowca. I katapultują się najszybciej jak tylko mogą.

10.08.2013 19.25
Piotr Lipiński: THINK DIFFERENT, czyli obsługa komputera
REKLAMA
REKLAMA

Rozumiem - instalacja systemu może przekraczać możliwości przeciętnego użytkownika. Ale zapisanie pliku w Wordzie? Kto może tego nie umieć?

Cóż - cała masa ludzi. Co wynika z podstawowej kwestii - po co w ogóle zapisywać? Dlaczego trzeba klikać na początku „zapisz jako”? Przecież to nienaturalne. Jeśli notuję coś na kawałku papieru, to nie muszę mu nadawać specjalnej nazwy. Skupiam się na treści, a nie na obsłudze kartki. Tymczasem Microsoft Office wciąż wymaga zapamiętywania pliku.

Dlaczego sam tego nie zrobi? Przecież mu za to płacę.

W Wordzie ta czynność nie wiąże się ze szczególną pracochłonnością, przynajmniej dla kogoś, kto choć nie jest kotem, to potrafi znaleźć mysz. Ale tak jak w świecie biurowym standardem jest Microsoft Office, tak w świecie grafiki rządzi Adobe Photoshop. Ten również charakteryzuje się ową podłą cechą, że trzeba używać „zapisz”. Tu już problem jest znacznie większy. A jak duży przekona się każdy, kto sięgnie po inny program ze stajni Adobe, czyli po Lightrooma. „Bezzapisowa” praca w Lightromie z dziesiątkami zdjęć to w porównaniu z Photoshopem jak błyskawiczna podróż TGV zamiast wleczenia się Intercity.

klawisz zapisz

A jak zakończyć pracę z tym przeklętym komputerem? Generalnie w alternatywnym świecie, w którym nie dominuje Microsoft, do uciszania wszelkich elektronicznych urządzeń służy guzik on/off. Ale Microsoft przez wiele lat edukował nas, że używanie go do wyłączania spowoduje nieodwracalne straty, być może nawet III wojnę światową. Kiedy w którejś wersji Windowsów wreszcie guziki „power” odzyskały swoją naturalną funkcjonalność, spec od komputerów, któremu to pokazałem, nie mógł się nadziwić. Rozumiem więc ludzi, którzy uważali komputer za durne urządzenie, kiedy musieli w coś klikać, zamiast po prostu nacisnąć on/off i wrócić do analogowego świata.

Ewa kusiła Adama tylko jedną rzeczą - jabłkiem.

Co akurat nie oznacza, że proponowała mu jakiegoś Macbooka. Ale komputer wabi nadmiarem propozycji. Z reguły potrafi jedną czynność wykonać na tyle sposobów, że niektórzy nie są w stanie zapamiętać żadnego z nich.

Też im się nie dziwię. Ostatnio używane pliki Worda otwieram w najdłuższy z możliwych sposobów - szukając ich na dysku i klikając. A mógłbym przecież skorzystać z listy ostatnich plików w Wordzie albo w ogóle z systemowej listy plików ostatnio otwieranych. Tylko przeważnie o tym nie pamiętam i maniakalnie przedzieram się przez kolejne katalogi w poszukiwaniu właściwego tekstu. Użytkownik, który zaczyna swoją przygodę z komputerem, na ogół wysłuchuje opowieści o wszystkich możliwych metodach. A jak napisał kiedyś Leopold Tyrmand - nadmiar krawatów w sklepie powoduje ograniczenie wolności wyboru.

Kiedy już ktoś kupi program - na przykład antywirusa, bo przecież komputery najpierw zajmują się swoimi potrzebami, a dopiero później użytkownika - na początku instalacji musi przeczytać jakiś niezrozumiały i długi tekst licencji. Ale o co w ogóle chodzi? Ile osób jest w stanie zrozumieć ten prawniczy język? Zakładając, że w ogóle poświęci istotny fragment ze swojego życia, żeby zapoznawać się z czymś tak bezużytecznym.

Kiedy kupujemy suszarkę, rozpakowujemy pudełko i zajmujemy się naszymi włosami. Nikt na wierzchu nie kładzie obszernej książeczki z licencją, którą musimy podpisać, zanim włączymy urządzenie do prądu. Tymczasem komputery wymagają od nas - i tu już mówię z pełną powagą - prawnego zaakceptowania czegoś, czego nie rozumiemy. Wyrabiając tym samym przykry odruch, że prawo można lekceważyć. Gdyby w tych zapisach kryły się oświadczenia, że rezygnujemy z naszego majątku, pewnie mnóstwo z nas musiałoby się wyprowadzić do pustelni.

Tymczasem zaczynamy wędrować po tym całym Internecie i co chwilę zakładamy jakieś konta.

A to w banku, a to w sklepie, a to emaila. Wszędzie wymyślamy jakieś hasła. A przecież człowiekowi do szaleństwa wystarczy, że musi w realnym świecie pamiętać PIN-y do kart płatniczych. A tu mu na dokładkę mówią, że nie powinien kartek z hasłami przylepiać na monitorze. To co ma z nimi zrobić? Sięganie do szuflady jest przecież mniej wygodne.

Co tu dużo gadać - komputery, nawet te ze szklarni pana Gatesa, to jest jakieś think different. Z zemsty całkiem niedawno swój potraktowałem w tenże sam absurdalny sposób.

rejestracja online klawiatura

Co zrobić, żeby odzyskać ostatnio napisane akapity z Worda na zawieszonym komputerze? Drugi rok z rzędu miewam takie problemy, bo mój leciwy iMac, choć designed in California, to chyba źle znosi polskie upały. Kiedy ostatni raz zawisł podczas pisania niniejszego tekstu zastosowałem właśnie think different: smartfonem wykonałem zdjęcie zamrożonego ekranu. A następnie ową fotkę wydrukowałem. Pozostało przepisanie do „odwieszonego” komputera. Jak ktoś chce być jeszcze lepszy, niech sięgnie po OCR, poradzono mi na Twitterze.

Ponarzekawszy na pewne dziwactwa świata komputerów trzeba zauważyć, że dziś problemy z jego obsługą to mniej więcej coś takiego, jak brak prawa jazdy. Ciężko bez jednego i drugiego zarówno żyć, jak i pracować. Może pracodawcy powinni już przestać pytać: czy potrafi pan obsługiwać komputer? Bo to przecież oczywiste. Skoro młodzi ludzie spędzają przed nim nawet więcej czasu, niż przed telewizorem.

Niestety, taka myśl jest daleka od prawdy. O braku podstawowych umiejętności dowiemy się właśnie od nieszczęsnych pracodawców, którzy dramatycznie poszukują ludzi odróżniających doc-a od pdf-a.

Spora część nawet młodych ludzi potrafi znaleźć w sieci śmieszne obrazki oraz wyrazić oburzenie z każdego powodu, ale ma problemy ze sprawdzeniem godziny odjazdy pociągu. Nie mówiąc o wstawieniu przypisu w Wordzie.

Tymczasem coraz większym wyzwaniem we współczesnym świecie staje się nie tyle znalezienie informacji, co zweryfikowanie jej.

Internet zalewa nas nieprzebranym potokiem wiadomości na dowolny temat. Problem tylko w tym, że cała masa z nich to bezwartościowa cyfrowa makulatura. Jak wyłowić to, co istotne? Ważne? Prawdziwe?

Kiedyś spotkałem się z bodajże holenderskimi badaniami, według których ludzie poniżej czterdziestki łatwiej znajdowali informacje w sieci, a powyżej tego wieku lepiej selekcjonowali. Tymczasem niezbędne są obie umiejętności, aby z Internetu korzystać pełniej niż tylko dla rozrywki.

Przesiewanie informacji to coś więcej, niż umiejętność posługiwania się klawiaturą, myszką a nawet wysyłania maila z załącznikiem. Uczenie tego to zadanie przekraczające ramy lekcji z informatyki. Przez wieki nauka koncentrowała się przede wszystkim na zdobywaniu wiedzy. Dziś powinna wziąć pod uwagę umiejętność pozbywania się wiedzy. Właśnie tej absurdalnej, idiotycznej, której całe pokłady możemy znaleźć w Internecie. Dziś człowiek może w ciągu jednego dnia przyswoić sobie więcej bzdurnych teorii, niż kiedyś przez całe życie. A za rok będzie jeszcze gorzej.

REKLAMA

Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na www.piotrlipinski.pl. Żartuje ze świata na www.twitter.com/PiotrLipinski. Nowy ebook „Humer i inni” w księgarniach Virtualo – goo.gl/ZaNek Empik – goo.gl/UHC6q oraz Amazon - goo.gl/WdQUT oraz Apple iBooks – goo.gl/5lCGN

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA