REKLAMA

Problem nagości powraca - nie ma przyzwolenia na erotyczne zdjęcia w urządzeniach Apple

Twórców serwisu ze zdjęciami 500px, a także milion jego mobilnych użytkowników, spotkała kilka dni temu niemiła niespodzianka: obie aplikacje na iOS pochodzące od ekipy 500px zniknęły z AppStore. Powód? Możliwość potencjalnego dostępu do erotycznych zdjęć. Skłoniło mnie to do refleksji na temat kontroli sklepów z aplikacjami przez twórców platform mobilnych.

25.01.2013 10.42
Cenzura Apple
REKLAMA

Dostępne dziś systemy mobilne prezentują skrajnie różne podejście w kwestii dystrybucji oprogramowania. Apple wraz ze swoim iOS lansuje model polegający na ścisłej kontroli tego, co pojawia się na ich urządzeniach. Jedyną możliwością umieszczenia aplikacji na iPhonie lub iPadzie, to instalacja z jedynego, słusznego AppStore. Niestety może być to źródłem pewnych niedogodności dla użytkowników.

REKLAMA

Podobną politykę do Apple stosuje Microsoft w swoim systemie Windows Phone, w planach ma to także RIM w dziesiątej wersji swojego systemu BlackBerry OS, za to skrajnie odmienne podejście prezentuje Google. Na Androidzie można bez potrzeby łamania zabezpieczeń instalować aplikacje spoza oficjalnego sklepu. Nawet zasady przyjęć programów do oficjalnego repozytorium są tu dużo bardziej liberalne. Nie sposób zaprzeczyć, że stanowi to pole do nadużyć i jest także furtką dla piractwa, ale przykład Apple i 500px pokazuje, że ścisła kontrola i automatyczne usuwanie aplikacji łamiących regulamin jest po prostu szkodliwe dla użytkowników.

Aplikacja 500px wylatuje z hukiem z AppStore

O co w ogóle się rozchodzi? O usunięcie z AppStore aplikacji serwisu 500px. Jest on jednym z tych modnych i popularnych serwisów, które służą umieszczaniu swoich zdjęć w sieci i dzieleniu się nimi z całym internetem. Korzystać z niego mogą wszyscy, jest też częstym wyborem profesjonalnych fotografów i wszelakich innych artystów, którzy umieszczają w nim swoje zdjęcia i prace i nie dziwne, że jej użytkownicy chcą wersji mobilnej.

Twórcy posiadaczom smartfonów i tabletów wyszli już dawno naprzeciw, a aplikacja do obsługi tego serwisu na platformie iOS nie jest nowością. Dostępna była w kocu od roku, a od tego czasu ściągnęło ją (wraz z ISO500, czyli drugim należącym do ekipy 500px programem), ponad milion osób. Mimo to, oficjalna aplikacja nagle z hukiem wyleciała z AppStore. Oficjalny powód usunięcia aplikacji nie pozostawia wątpliwości: pozwalała na dostęp do materiałów o charakterze  erotycznym, w tym potencjalnie dziecięcej pornografii.

Nie jest tajemnicą, że firma Apple jest bardzo restrykcyjna jeśli chodzi o kwestie nagości. Reguła ta powstała za panowania Steve'a Jobsa, który nie raz dał do zrozumienia, że nie ma co liczyć na zmianę polityki firmy w tej kwestii. Aplikacje nie mają prawa pozwalać na przeglądania materiałów erotyczne i pornograficznych, kropka. Z jednej strony to rozumiem - do tabletów i smartfonów mają dostęp nieletni, którzy z takimi treściami nie powinni mieć styczności. Z drugiej... te same dzieci mogą oglądać najróżniejszego rodzaju przemoc telewizji, a nawet sporo dostępnych w AppStore gier opiera się na strzelaniu do innych ludzi i prezentuje krwawe sceny. I to jest ok, a kawałek, za przeproszeniem, sutka, jest już nieodpowiedni na tyle, że dla świętego spokoju zabrania się także dostępu do niego wszystkim dorosłym.

W przypadku 500px doszedł wątek rzekomych materiałów, które mogą zawierać dziecięcą pornografię. Ale przecież pod to samo obostrzenie łapie się każda aplikacja, w której treść generują użytkownicy! Kuriozalne jest to tym bardziej, że oglądanie erotycznych materiałów nie jest główną funkcją 500px. Aby to umożliwić, trzeba wyraźnie zaznaczyć w opcjach profilu na stronie internetowej serwisu, że użytkownik zgadza się na takie treści. To dużo więcej zachodu, niźli wpisanie adresu witryny pornograficznej systemowej w przeglądarce internetowej Safari, która jest preinstalowana w systemie. Ba, można śledzić profile publikujące pornograficzne zdjęcia na Twitterze, który jest integralną częścią iOS.

Dostosuj się, lub giń

Mimo to, rozumiem podejście Apple: dostosuj się, lub giń. Wypuszczając aplikację na iOS należy się liczyć z regulaminem, a twórcy nie mają wyboru a od Apple zależy, co mogą i czego nie mogą aplikacje systemowe. Martwi mnie tylko, że gdzieś w walce o dobro użytkownika, ten szary użytkownik nagle przestał się liczyć. Bo skoro aplikacja dostępna była przez rok, i dopiero ostatnia aktualizacja była sprzeczna z regulaminem, czemu po prostu nie przywrócić po prostu jej wersji sprzed aktualizacji?

Teraz aplikacja wylatuje z AppStore, tak po prostu z dnia na dzień. Nie da się jej zainstalować, a użytkownicy nie mają możliwości pobrania z innego źródła nawet jej poprzedniej, zgodnej z regulaminem Apple wersji. Twórcy 500px muszą przygotować kolejną aktualizację, która na urządzeniach Apple odetnie dostęp do tej niechcianej części bazy. Proces ten może potrwać kilka dni, a nawet tygodni, przez które użytkownicy dostępu do programu nie mają. Moim zdaniem logicznym posunięciem byłoby wycofanie felernej aktualizacji, a nie aplikacji do czasu, aż programiści zdecydują się na poprawki. Ciężko się w takiej sytuacji dziwić, że pracownicy Apple sprawdzający aplikacje przesłane do sklepu często nazywani, nie bez powodu, cenzorami posiadającymi władzę absolutną.

Jak pewnie wiecie, prywatnie nie jestem posiadaczem sprzętu z logo Apple i teoretycznie mnie problem nie dotyczy.  Jednak Apple wyznacza trendy, i nie chciałbym, aby reszta twórców oprogramowania i sprzętu kroczyła taką samą ścieżką. Jedną z głównych przyczyn, dla których wybieram Androida, jest właśnie kwestia dowolności w instalacji oprogramowania. Liczy się dla mnie świadomość, że mój telefon mogę wyposażyć w takie aplikacje, jakie sam uznam, za stosowne.

Muszę się jednak przyznać, że tak naprawdę z możliwości instalowania aplikacji spoza Google Play na moim smartfonie nawet nie muszę korzystać. Setka aplikacji, jakiej używam, jest dostępna w oficjalnym sklepie i nie znalazłem żadnej, którą bym miał potrzebę instalować osobno. Wolę jednak mieć spokojną głowę, że gdy jedna z moich ulubionych aplikacji zniknie ze sklepu, albo nawet jej twórcy wprowadzą poprawkę, która mi się nie spodoba, bez problemu sam zainstaluję sobie pasującą mi wersję z pliku .apk. Apple najpierw strzela, później zadaje pytania, nie pozostawiając użytkownikom żadnej furtki.

Swoją drogą, Samsung prezentuje zgoła odmienne podejście do nagości na komórkach niż Apple, co sugerował zresztą w swojej reklamie:

REKLAMA

Konkludując, nie da się stwierdzić, które podejście jest poprawne: blokowanie instalacji aplikacji spoza oficjalnego repozytorium bez łamania zabezpieczeń urządzenia (iOS, Windows Phone, niedługo BlackBerry 10), bądź przyzwolenie na to (Android, wcześniej Symbian i starsze Windows Mobile i BB OS). Oba podejścia mają zalety i wady - zarówno dla użytkowników, jak i twórców aplikacji. Łatwy dostęp do erotyki nie jest tutaj jedynym aspektem - można rozważać to jeszcze w perspektywie bezpieczeństwa danych użytkownika, czy też jakości programów w ofercie sklepu. Problem jest złożony, ale przypadek 500px pokazuje, że coś z obecnym modelem jest nie tak.

Ja rozumiem, że dostęp do smartfonów i tabletów mają dzieci, ale nie można popadać w paranoję. Czekam, aż Apple usunie z iOS 7 aplikację Safari - wiadomo, potencjalny dostęp do witryn pornograficznych - czy chociażby Twittera, gdzie też można znaleźć mnóstwo profili serwujących erotyczne zdjęcia.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA