REKLAMA

Intel mówi płytom głównym "papa". To zwieńczenie pewnej epoki

Czy to koniec ery komputerów stacjonarnych, jakie znaliśmy do tej pory? Na to wygląda. Prawie dwie dekady temu firma Intel zaczęła produkować procesory Pentium i płyty główne, teraz zamknęła dział odpowiedzialny za tę działalność. Co prawda płyty do procesorów Intel Haswell pojawią się na rynku, ale za kilka lat jednostki CPU będzie można zainstalować tylko na modelach produkowanych przez zewnętrzne firmy, takie jak Asus, ASRock, MSI czy Gigabyte. Chyba, że będą na stałe przylutowane do płyt głównych.

23.01.2013 16.25
Intel kończy epokę komputerów stacjonarnych
REKLAMA

Oznacza to tylko jedno: rynek komputerów stacjonarnych bardzo szybko zanika i już niebawem znalezienie skrzynki stojącej pod biurkiem być może będzie równie prawdopodobne, jak spotkanie Dinozaura podczas spaceru po lesie Kabackim (co oczywiście jest możliwe, w weekendowe noce można spotkać tam nastoletnie stwory chodzące na czterech łapach i wydające dźwięki podobne do ryku tak lubianego przez wszystkich triceratopsa). W każdym razie, z rynku komputerów stacjonarnych ucieka każdy, kto tylko może. Z kolei jeśli ktoś nie może całkowicie się z niego wycofać, możliwie minimalizuje swój udział w nim.

REKLAMA

Do firm stosujących się do drugiej z wymienionych strategii należy Intel, który ze względu na swój monopol na rynku procesorów nie może całkowicie porzucić komputerów stacjonarnych. Robi to jednak na rynku płyt głównych, gdyż i tak mało kto kupował jej konstrukcje. Większość użytkowników decydowała się na modele stworzone przez inne, specjalizujące się w tym firmy. Domeną tych korporacji jeszcze przez długi czas zostaną płyty główne, karty graficzne i inne podzespoły. Jednak także one w coraz większym stopniu będą przenosić się na rynek laptopów, smartfonów i tabletów. Idealnym tego przykładem jest Asus, producent płyt głównych, kart graficznych i dźwiękowych. Firma ta, póki co, jest niszowym producentem urządzeń mobilnych, ale wprowadza na rynek jedne z najbardziej innowacyjnych produktów, dzięki czemu będzie zdobywać coraz większą rzeszę klientów. Na pewno przyczyni się do tego współpraca z Google'em nad świetnym, hitowym tabletem Nexus 7, którego jedynym godnym konkurentem jest iPad Mini.

Intel DX79SI

Ruch Intela ma też działanie psychologiczne. Jak wiadomo, od premiery przyszłorocznych procesorów Broadwell Intel będzie równolegle sprzedawał konstrukcje z podstawką LGA i BGA. Pierwsza umożliwia wymianę procesora na płycie głównej, druga już nie. Podejrzewam, że Intel chce pokazać innym producentom, że rynek wymienialnych podzespołów jest mało perspektywiczny i trzeba zacząć myśleć o zunifikowanych, niewymienialnych komputerach. Prawdopodobnie nie uda mu się to, gdyż firmy te rezygnując z wymienialnych podzespołów straciłyby najbardziej wymagających klientów, czyli entuzjastów.  Nie bez znaczenia jest też fakt, że konkurent Intela, AMD nie zamierza produkować stacjonarnych układów bez możliwości wymiany, więc producenci i tak nie mogliby się całkowicie przenieść na produkcję zintegrowanych ze sobą podzespołów bazowych.

REKLAMA

Zresztą rezygnacja z podstawek mogłaby pozbawić producentów dużej części dochodów. Jest tak, gdyż pracownicy działu Desktop Board mają zostać w firmie i pracować na konstrukcjami składającymi się z płyty głównej i wbudowanego procesora ze zintegrowanym układem graficznym. Przykładem takiego modelu jest miniaturowy NUC (Next Unit of Computing), który swoją premierę miał około dwa miesiące temu. Przedstawiciel Intela stwierdził jednak, że nic nie stoi na przeszkodzie, by pracownicy Ci tworzyli też urządzenia większe i wydajniejsze, takie jak laptopy, komputery All-in-One, czy właśnie duże pudła – maszyny stacjonarne. Producenci zatem mają się czego bać. Oczywiste chyba jest, że Intel będzie wolał sprzedawać swoje procesory ze swoimi płytami głównymi, a z innymi producentami będzie mógł powalczyć między innymi ceną, która dla wielu użytkowników jest najważniejszym aspektem podczas kupowania komputera.

Intel jednak nie zamyka tego działu w ciągu jednego dnia. Cały proces dopiero się zaczął i przenoszenie pracowników do bardziej perspektywicznych działów ma trwać łącznie 3 lata. Oznacza to, że komputery stacjonarne jeszcze nie odeszły i widzą tlące się światełko w tunelu. Szkoda tylko, że jest to najprawdopodobniej lampa nadjeżdżającego pociągu.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA