REKLAMA

Napęd optyczny w komputerze niczym gramofon: istotny już tylko dla koneserów

18.09.2012 07.02
Przyszłość napędów DVD w komputerach
REKLAMA
REKLAMA

W weekend przez przypadek odkryłem, że mój napęd optyczny nie działa. Wygląda na to, że ducha wyzionął już długi czas temu. Gdyby to był inny podzespół, miałbym zmartwienie. Tu jednak wzruszyłem ramionami. Wiecie, co zrobię z uszkodzonym BD-ROM? Absolutnie nic.

Mój laptop sypie mi się niemiłosiernie. To moja wina, bo źle o niego dbałem przez te lata. Dopiero musiało ich kilka upłynąć, bym zrozumiał, co z laptopem robić wolno, a czego nie. Mój „Pawulon”, czyli HP Pavilion dv7, wiernie i dzielnie mi służy mimo mojej niesforności. Klawiatura się sypie, osłona matrycy porysowana, a chłodzenie było już dwukrotnie regenerowane po prawie połowie dekady. Mimo to, pracować i bawić się na nim wciąż da, i narzekać nie mam prawa. Podzespoły działają bez zarzutu, wydajność wciąż powyżej wymagań (a po wymianie jednego z dysków na udostępnionego mi przez Intela SSD to już w ogóle bajka).

W weekend odkryłem kolejną awarię. Co ciekawe, po krótkiej analizie okazało się, że obecna była już od kilku miesięcy. Padł wbudowany w komputer napęd Blu-ray. Próbowaliśmy z moją jakże przepiękną uruchomić zarchiwizowane na płycie DVD jej stareńkie VHS-y. Ona chciała nieco powspominać, ja chciałem nieco jej podokuczać. Z imprezy nici. To pierwszy raz, kiedy odczułem brak napędu optycznego od… no właśnie, tu muszę się długo zastanowić. I właśnie straciłem na to kwadrans mojego życia, bo nie potrafię sobie tego przypomnieć.

Ostatnie dwie generacje systemów operacyjnych instalowałem z klucza USB. Tyczy się to zarówno Windows 7, jak i Windows 8. Resztę sprawdzałem w wirtualnej maszynie. Oprogramowanie dodatkowe? Z tych „poważnych”, korzystam wyłącznie z Microsoft Office i zestawu aplikacji Adobe. Wszystkie instalowane z plików pobranych z Internetu ze stron producenta. Reszta używanych przeze mnie aplikacji nie ma nawet edycji pudełkowej, wszystko darmowe, z Internetu.

Gry? Kilka lat temu zdecydowałem, że mam dość użerania się z komputerem i przesiadłem się na Xboxa. Ostatnio jednak wróciłem nieco do grania na PC. Wszystko, co instaluję, pochodzi ze sklepu Steam. Tam najtaniej. I tam pobieram bezpośrednio grę, nie potrzebuję płyty. Te wkładam tylko do konsoli do gier.

Muzyka? Filmy? Niestety, nie stać mnie na nie w formie pudełkowej. A właściwie, czy na pewno niestety? Mój laptop, kabel HDMI podłączony do telewizora, Internet i Xbox zapewniają mi możliwość pobierania i odtwarzania wszystkich moich ulubionych filmów. Wychodzi dużo taniej. Muzyka? Last.fm, Xbox Muzyka czy Nokia Muzyka czynią płytki CD zbędnymi. Co więcej, muzykę mogę słuchać jako abonent większości usług również offline. Filmów, niestety, nie (chyba że pobiorę pirata), ale nie mam w zwyczaju ich oglądania gdzie indziej, niż na porządnym telewizorze z nagłośnieniem innym, niż głośniczki laptopa. Kolejny problem odpada.

Zajrzałem więc na porównywarki cenowe. Nowy napęd do mojego komputera (Optiarc BD-ROM BC-5500S) nie schodzi poniżej 280 złotych. Zaglądam do portfela. Patrzę raz jeszcze na cenę. Zamykam porównywarkę cenową. Nie będzie mi smutno, że napęd nie działa. Jest zbędny. Jego czas się skończył. Pozostaje mi tylko zarchiwizować wszystkie płyty, jakie mam, skoro już wiem, że się do nich nie dobiorę. Na zewnętrznym dysku za 280 złotych zmieszczą się wszystkie, będę mógł je zanieść ze sobą gdzie tylko chcę. W jednym malutkim opakowaniu. Albo wydam wszystko na używki. W obu przypadkach odczuję realną korzyść. W przeciwieństwie do reanimacji napędu.

Ilustracja otwierająca to dzieło grafika RandomRun

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA