REKLAMA

Nie pompujemy liczby fanów, w internetowym dialogu należy być autentycznym - Michał Kędzierski, Centrum Promocji Uniwersytetu Łódzkiego

19.07.2012 14.49
michal kedzierski
REKLAMA
REKLAMA

Zapytaliśmy Michała Kędzierskiego – człowieka, który żadnej pracy się nie boi – o szereg projektów, których się podejmuje, w tym unikalnych w Polsce działań promujących kulturę oraz ociekającą niegdyś blaskiem ulice Piotrkowską w Łodzi. Czy dzisiejszy świat może żyć bez mediów społecznościowych?

Czy jest w Polsce miejsce na kulturalnego Grupona? Jak sprawdzają się serwisy utworzone dla Łódzkiej uczelni oraz ulicy Piotrkowskiej? Czym się wyróżniają?

Pytanie jest o tyle kłopotliwe, że żaden z wymienionych serwisów nie ma charakteru „gruponowego“. Czyli właściwie idea jest nieco inna. A żeby nieco skomplikować sytuację, oba portale, czyli kultura.uni.lodz.pl i nasza.piotrkowska.pl mają różne cele i genezę. Choć oczywiście wiele je łączy. Np. oba są bezpłatne zarówno dla oferentów, jak i dla użytkowników. Oba działają na tym samym mechaniźmie. Natomiast kultura.uni.lodz.pl jest adresowana do społeczności Uniwersytetu Łódzkiego (co daje ponad 50 tys. osób). System rabatowy dla Piotrkowskiej oczywiście jest otwarty dla absolutnie każdego – właśnie pracujemy nad wersją anglojęzyczną.

Kultura.uni.lodz.pl sprawdza się jako narzędzie wewnętrznej promocji. Daje ludziom związanym z uczelnią możliwość uczestnictwa w spektaklach, koncertach, festiwalach na specjalnych warunkach, czasami w ogóle bezpłatnie. Działa znakomicie. Czasami oferta rozchodzi się w ciągu minut. Zainteresowanie jest znaczne, system wygodny dla nas i dla naszych partnerów z tzw. otoczenia.

Nasza.Piotrkowska.pl to wkład UŁ w promocję Łodzi. Wiele osób wróżyło temu projektowi klapę, bowiem – nie ma co oszukiwać – kilka podobnych akcji, których celem było ratowanie nieco podupadłej ulicy skończyło się niepowodzeniem. Paradoksalnie najtrudniej było przekonać przedsiębiorców z Pietryny, którzy po takich właśnie wpadkach nie bardzo mieli ochotę zaufać kolejnej „wizji”. Ale kiedy już się przekonali poszło znakomicie i idzie coraz lepiej. Damy temu projektowi czas, mamy pomysły na jego promocję i jestem pewny, że to się powiedzie.

I teraz odpowiadam na pytanie: tak, sądzę, że jest miejsce dla takich projektów. Uważam je zresztą za część odpowiedzialności publicznej uczelni wyższej. To zaznacza jej udział w kulturze, jej dystrybucji i promocji oraz wnosi coś pozytywnego do otoczenia. Przynosi korzyść lokalnej społeczności. My nie działamy w próżni. My jesteśmy „łódzcy“ nie tylko z nazwy. I oczywiście „universitas“ to wspólnota. A tę łączy także szeroko rozumiana kultura.

Co wyróżnia te strony? Na przykład, że nikt na nich nie zarabia. Chociaż to chyba dość powszechne, sądząc po tym, jak wielu autorów projektów internetowych ze zdziwieniem odkrywa problemy z monetyzacją… No ale my nie chcemy zarabiać, a oni chcą 😀

Trudno jest prowadzić dialog Uczelni Wyższej w serwisach społecznościowych?

Główna trudność polega na wewnętrznym ogarnięciu. Przy takich gabarytach mamy czasami problemy np. z obiegiem informacji. Ale sądzę, a mam pewne doświadczenie, ponieważ prowadzę różne strony i wcielenia różnych podmiotów w mediach społecznościowych, że raczej łatwiej niż trudniej.

Powiem teraz straszną herezję, ale traktujeme te kanały w naturalny sposób, jako narzędzia komunikacji. Nie pompujemy sztucznie liczby „fanów“, nie chcemy być „przefajni“ i uważamy, że tak jak w normalnym dialogu, tak jego internetowym wydaniu lepiej być naturalnym i autentycznym, niż napompowanym marketingiem niczym dmuchany zamek na plaży w Łebie.

Obecnie jednak nieco zmieniamy naszą strategię gdy idzie o sieć. Rozpoczynamy spore projekty, o których nie będą mówił, bo zdecydowanie lepiej opowiadać o czymś, co już się udało zrobić. Także wciąż staramy się poprawić, usprawnić – co jest naturalne. Nowy rok przyniesie na pewno sporo zmian. Natomiast paradygmatem pozostaje to, co napisałem wyżej: żadnych sztuczek, żadnego ekscytowania się ilością „lajków“. To bywa bardzo złudne.

Jesteś inicjatorem „Pociągu do Łodzi“, tworzycie świetne gadżety promujące miasto. Uważasz, że social media znacząco ułatwiły integrację, a przynajmniej komunikację różnych miejskich środowisk?

Social media w ogóle dały szansę na rozwinięcie skrzydeł tym wszystkim, którzy starają się robić coś w mieście poza strukturami władzy czy poza instytucjami! I to ma bardzo wiele wymiarów. Np. śledząc strumienie i widząc aktywności innych człowiek nabiera odwagi, by zabrać głos, samodzielnie coś zaproponować. Poza tym poznaje ludzi, których potem spotyka gdzieś w mieście przy okazji wydarzeń, imprez. Oczywiście poza towarzyskimi, bardzo ważne moim zdaniem, mamy także korzyści czysto komunikacyjne. Po prostu od razu wiadomo, co się dzieje: dobrego czy złego. O wielu akcjach, w których miałem okazję uczestniczyć media np. dowiadywały się z facebooka. Social media mają już wyraźny wpływ na rzeczywistość.

Z drugiej strony, dla Pociągu do Łodzi sam facebook jest jedynym kanałem reklamy czy informacji. I to działa! Ludzie piszą do nas, zamawiają rzeczy i to częściej, niż w sklepie internetowym. Sądzę, że w takiej inicjatywie – na poły społecznej – bardzo liczy się kontakt, którego tradycyjne formy sprzedaży nie zapewniają. Ludzie po prostu chcą z nami pogadać o Łodzi, może szukają kogoś, kto podziela ich pasje, zamiłowanie do tego dość trudnego miasta.. W tym wypadku zatem social media są fantastycznym wynalazkiem.

Chciałbyś, by Łódź była jeszcze bardziej zdigitalizowana? Jakie jeszcze rozwiązania warto by wprowadzić do miasta by można je było nazwać miastem przyszłości?

Nie zastanawiałem się nad tym, ponieważ do ogarnięcia w Łodzi jest ogromnie dużo spraw „analogowych“ i na nich bym się koncentrował. To one bezpośrednio przekładają się na jakość życia. Co nam po superaplikacji, kiedy wybijamy sobie zęby na popękanym chodniku…

Ale oczywiście uważam, że miejsca takie jak Książy Młyn powinny mieć dedykowane sobie informatory we wszelkich możliwych formach, strony internetowe z prawdziwego zdarzenia etc. Chciałbym, aby promocja miasta wykorzystywała odważniej nowoczesne i niesztampowe formy, po jakie sięgała np. Manufaktura. Znam ludzi, którzy potrafią wszystko – od mapowania obiektów zaczynając a na pisaniu aplikacji kończąc. Są do dyspozycji. Warto skorzystać z ich usług kosztem np. jakichś drogich i w większości nieefektywnych kampanii billboardowych.

Bez jakich elektronicznych gadżetów nie możesz się obyć?

No cóż, w moim odczuciu nie jestem jakimś strasznym gadżecieżem, ale kiedy zrobiłem rachunek sumienia, okazało się, że nie rozstaję się iPhonem i Nokią N9, iPadem, mam dwa laptopy oraz ipoda (którego używam tylko podczas jakichś sportowych aktywności). Książki czytam wymiennie na tablecie lub indle’u. Moja żona twierdzi, że kiedyś zrosnę się z tym wszystkim jako pierwszy na świecie człowiek podłączony bezpośrednio do internetu… Ona ma zawsze rację, ale może to nie będzie takie złe 😀

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA