REKLAMA

CD Projekt zwątpił w intelekt gracza

20.07.2012 10.31
wiedzmin2
REKLAMA
REKLAMA

Choć CD Projekt to prywatna firma, wielu graczy, także ja, obok Fryderyka Chopina czy Stadionu Narodowego, rozpatruje tę firmę w charakterze dobra narodowego. Sprzyjamy jej mniej więcej tak samo jak sprzyjaliśmy Adamowi Małyszowi co jest zupełnie nie-polskie, ale przy tym piękne. Martwi mnie jednak, że „Redsi” już się troszkę amerykanizują. 

W ciekawym wywiadzie udzielonym serwisowi Gamasutra, CD Projekt jak zawsze chwali się i snuje plany. Nie brakuje też licznych podsumowań i refleksji na temat gry Wiedźmin 2. Szczególnie mocno zwróciła moją uwagę opinia twórców na temat alternatywnych ścieżek rozwoju fabuły.

Otóż, jak się okazuje ponad połowa graczy nawet nie wiedziała, że jeden z aktów może wyglądać zupełnie inaczej, nie mieli też pojęcia w jaki sposób takie okoliczności uaktywnić. CD Projekt uważa, że był to strategiczny błąd firmy i w swoich kolejnych produkcjach, Cyberpunk i Wiedźmin 3 (jak się domyślamy) będzie tego typu elementy akcentować wyraźniej. Nie wiem w czyim kierunku jest to ukłon, obawiam się jednak, że zyskają na tym głównie najmniej rozgarnięci gracze.

Choć Wiedźmin 2 był dla mnie RPG-ową frajdą największą od czasów Fallout: New Vegas, a wcześniej pewnie Baldura, a o samej grze przed zagraniem przeczytałem chyba wszystkie możliwe recenzje i materiały prasowe, do samego ukończenia zabawy nie miałem pojęcia „w którym dokładnie momencie gra mogła się zmienić” (miałem podejrzenia, potem okazało się, że słuszne). Czy to był błąd twórców gry, jak twierdzą oni sami? Jako weteran obu Dragon Age’ów i dwóch Mass Effectów powiem wprost: nic bardziej mylnego!

Jednym z największych atutów Wiedźmina była jego dojrzałość, wybory fabularne i ich liczne konsekwencje. Rzecz, którą twórcy chwalili się po cichu i od czasu do czasu, choć pod tym względem Wiedźmin nie tyle deklasował, co masakrował wręcz Mass Effecta z jego „daleko idącymi”, a po ME3 budzącymi głównie politowanie „skutkami pewnych decyzji”. W Wiedźminie często decyzje te były stosunkowo niewielkie, niewinne, a wywierały poważne skutki. Ich osadzenie i głębokie ukrycie dodawało im dodatkowego smaczku. W końcu rozchodzi się w tym wszystkim o efekt motyla, który CD Projekt zrealizował perfekcyjnie i z klasą, a nie wielkie szyldy z napisem „jeśli naciśniesz ten przycisk, to w kolejnym DLC Normandia będzie pomalowana na zielono”.

Troszkę sobie szydzę, żartuję i jak zawsze celowo przesadzam, ale mniej więcej w takim kierunku – złym kierunku – wedle treści wywiadu chciałby podążyć polski producent. Odpowiada to niestety tendencji popularnej nie tylko grom, ale i wszelkim innym rodzajom mediów. Niegdyś telewidz musiał się albo dostosować do ramówki, albo sięgał po inny rodzaj rozrywki. Dziś to ramówka równa do telewidza, co najgorsze równa do widza najliczniejszego, często prymitywnego. Podobne zjawisko cechuje niestety gry komputerowe, które coraz częściej zdają się być adresowane najpierw dla – wybaczcie – idiotów, którzy na pewno poradzą sobie z określonymi zagadnieniami, a dopiero potem dobudowuje się wokół tego smaczki dla bardziej rozgarniętych graczy.

CD Projekt pozuje na najbardziej „ziomalskiego” twórcę gier komputerowych, w czym – moim zdaniem – niezupełnie jest szczery. Najważniejsze jednak, że gracze na całym świecie to kupują, opowiadają kolegom, a z marketingowego punktu widzenia taka postawa to prawdziwa gratka. Klasyczny win-win.

Ziomalskość nie jest jednak jedynym powodem popularności firmy. Gracze po latach docenili, że w dobie powszechnego prowadzenia ich za rękę, upraszczania mechanizmów i pisania podpowiedzi wielkim drukiem, ktoś zaserwował im historię na swoich warunkach, ale za to niezwykle preferencyjnych. Grę, o której wiadomo, że po ukończeniu kryje jeszcze jakieś niespodzianki, że na pewno nie udało się jej skończyć w całości i że na pewno do niej powrócimy.

W kolejnym Wiedźminie być może się to zmieni, ponieważ te 50% graczy, które prawdopodobnie ma na co dzień problemy z zawiązaniem sznurowadła, musi być prowadzone za rękę. Nie chodzi o to, że są idiotami, bo nie znaleźli alternatywnych ścieżek w Wiedźminie (ja też nie znalazłem). Są idiotami, jeśli tak dobrze (a i tu nie przesadzajmy) ukryte drugie dno mogłoby im przeszkadzać.

Jedyne co mi pozostaje to nadzieja. Wierzę w Warszawiaków. Są na tyle nieźli, by kłaniając się rynkowym regułom mimo wszystko raz jeszcze stworzyć grę „nie tylko dla idiotów”.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA