REKLAMA

Jeździliśmy Volvo V60 - jako jedni z pierwszych na świecie!

09.05.2012 12.29
Jeździliśmy Volvo V60 – jako jedni z pierwszych na świecie!
REKLAMA
REKLAMA

Zacznijmy od tego, że się pochwalimy. Miło nam niezwykle, że jako jedyny serwis blogowy na świecie mieliśmy już okazje jeździć pierwszą na świecie hybrydą z silnikiem diesla, której baterie można ładować chociażby przy użyciu tradycyjnego gniazdka elektrycznego. Tylko kilka redakcji przede wszystkim magazynów motoryzacyjnych z całego świata dostało taką okazje. Czas jednak podzielić się z wami pierwszymi wrażeniami odnośnie tego wciąż prototypowego modelu.

Mowa o Volvo V60 plug-in, który jest pierwszą hybrydą w ofercie tego producenta o szwedzkich korzeniach. W tym roku do sprzedaży wejdzie jedynie 1000 sztuk i żadna z nich raczej nie trafi do naszego kraju, jednak już na początku przyszłego roku firma planuje uruchomić stałą produkcje tych maszyn. Volvo liczy, że w następnym roku sprzedaż tego modelu będzie oscylowała miedzy 4, a 6 tysiącami sztuk. Całkiem sporo jak na samochód, który ma kosztować ok. 60 tysięcy euro. To sporo z ważywszy, że podstawowy model V60 kosztuje 116 tysięcy złotych.

Jednak V60 w wersji hybrydowej to przede wszystkim wysokoprężny silnik o pojemności 2.4 i mocy 215 koni mechanicznych połączony z drugim silnikiem elektrycznym o mocy 70 KM. W dodatku w samochodzie odnajdziemy zaawansowany komputer pokładowy, system odtwarzania multimediów i wiele mechanizmów odpowiadających za bezpieczeństwo na drodze.

Dwa silniki sprawiają, że to całkiem spore auto można nazwać trzema samochodami w jednym. Wszak do wyboru mamy 3 tryby jazdy: Pure, Hybrid oraz Power. W przypadku opcji Pure uzyskujemy samochód w pełni elektryczny. W tym trybie przejdziemy nawet 50 kilometrów ma jednym ładowaniu. Jest to więc ciekawa opcja w miastach gdzie do centrum wpuszczane są tylko ekologiczne pojazdy. Tryb Hybrydowy pozwala natomiast na osiągnięcie świetnych wyników spalania – 1,9 litra oleju napędowego na 100 kilometrów. Natomiast w trybie Power samochód wykorzystuje całą moc obu silników. Podczas testów na autostradzie ten tryb sprawdzał się znakomicie, szkoda jedynie że lokalne przepisy drogowe są tak rygorystyczne i o jeździe powyżej 120 kilometrów można zapomnieć.

Co można powiedzieć o tym samochodzie po przejechaniu kilkuset kilometrów? Przede wszystkim w trybie elektrycznym jest niesamowicie cicho. Samochód wydaje się sunąć po drodzę zamiast nią jechać – efekt niesamowity. 50 kilometrów to stosunkowo niewielka odległość i to trochę boli. W trybie hybrydowym nie jest znacznie głośniej. Siedząc za kierownicą odczuwamy na kierownicy i pedale gazu zmiany silników z elektrycznego na diesla i na odwrót. Siedząc na tylnych fotelach usłyszymy te zmiany. Jednak bardzo miło jedzie się samochodem, który przez dłuższy odcinek drogi wskazuje zerowe zużycie paliwa. Choć zdarzają się takie momenty, gdzie auto pali nawet i 20 litrówn oleju napędowego. Warto pamiętać, że wciąż jest to prototyp. Dopiero za kilka miesięcy auto wejdzie do sprzedaży.

Ciekawostką jest fakt, że skoro konwencjonalny silnik napędza przednią oś, a elektryczny tylną to połączenie tych dwóch jednostek pozwala osiągnąć napęd na cztery koła. W samochodzie dostępny jest odpowiedni tryb AWD dzięki któremu z łatwością pojedziemy pod górę. Spider’s Web sprawdził, rzeczywiście tak jest.

Wkrótce podzielimy się dłuższymi i bardziej szczegółowymi spostrzeżeniami na temat tego unikalnego pojazdu. Szkoda, że w Polsce takie samochody nie są w żaden sposób promowane przez państwo. W innych krajach posiadacz takiego samochodu otrzymuje wiele przywilejów z dopłatami na czele.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA