REKLAMA

HTC One X czy Samsung Galaxy S III... Żaden! Wybiorę inny

14.05.2012 14.50
HTC One X czy Samsung Galaxy S III… Żaden! Wybiorę inny
REKLAMA
REKLAMA

Wybór smartfona dla siebie to dosyć ciężka decyzja, o ile nie jest się osobą zmieniającą telefon co 2-3 miesiące. Ostatnio stanęłam przed takim dylematem – co wybrać? W grę wchodzą tylko 3 telefony, i chociaż jednego z nich jeszcze nie ma w sprzedaży i nie podjęłam ostatecznie decyzji, to już wiem: mój kolejny smartfon nie będzie supermocnym i wypasionym czterordzeniowcem. I będzie działał pod kontrolą Androida.

Przez moje dłonie na krócej lub dłużej przewija się sporo telefonów, nie tylko tych do testów. Niestety od dłuższego czasu nie posiadałam własnego smartfona, który byłby niezależny od tej żonglerki. Samsung Galaxy S, ten pierwszy, już nie jest pierwszej młodości, i choć na Cyanogen Modzie 9 działa całkiem przyzwoicie, to demonem prędkości nazwać go nie można, a i uruchamianie nowszych i bardziej wymagających aplikacji na nim kuleje. Stanęłam więc przed dylematem – co wybrać? Co da sobie radę przez około półtora roku, bo wcześniej pewnie nie będę miała ani chęci, ani możliwości wymienić smartfona? Stanęło na trzech modelach: HTC One X, Samsungu Galaxy S III i… Samsungu Galaxy Nexusie.

One X i SGS III to topowe smartfony, czterordzeniowce, które mają ciągnąć sprzedaż pozostałych modeli. One X z Tegrą 3, SGS III z superszybkim Exynosem. Oba flagowe i mocno promowane. Galaxy Nexus to, według szybko rozwijającego się rynku smartfonów, nienajmłodszy już, dwurdzeniowy smartfon, który w Polsce nigdy nie trafił do operatorów i istnieje sobie gdzieś na boku głównego nurtu sprzętów.

Na Samsunga Galaxy S III czekałam napięciem. Poprzednim, SGS II, mimo że wciąż mocny i dopracowany, to odpadł ze względów estetycznych. W moim subiektywnym odczuciu Galaxy S II nie podoba mi się, bo przypomina tak zwaną “patelnię” i nie jest zgrabny. Dlatego tym bardziej cieszyłam się, że będę miała okazję być na premierze Galaxy S III i jako jedna z pierwszych osób “pomacać” go na żywo i stwierdzić, czy to będzie mój kolejny telefon. Niestety nie będzie.

Samsung Galaxy S III to telefon świetny i nie rozumiem do końca fali krytyki, która przewinęła się przez sieć po premierze. To prawda, że Samsung podsycał atmosferę i zapowiadał coś rewolucyjnego, a potem rozczarował świetnym, ale nie przełomowym smartfonem. Samsung skupił się na dodatkowych funkcjach zaimplementowanych w prawdopodobne najmnocjniejszym urządzeniu na rynku. Ogromny ekran, supermocne podzespoły i dziesiątki dodatkowych funkcji, dosyć rewolucyjnych jak na rynek masowy stawiają go kilka kroków przed konkurencją. Tylko, że S-Voice nie będzie działał w Polsce, tak jak usługi muzyczne. Czyli jak to zwykle bywa, jako Polacy dostaniemy trochę wybrakowany produkt. Wątpliwości budzi też bateria, która choć powiększona w stosunku do poprzednika, to nie wiadomo jak będzie spisywać się z całą masą dodatkowego oprogramowania z TouchWiza.

No właśnie – TouchWiz. Jako fascynat technologii i trochę geek pałam miłością do minimalizmu i spójności Holo w Androidzie 4.0. Choć nowy TouchWiz jest bardziej elegancki, to wciąż jest nakładką, która wyglądem przypomina zabawkowe interfejsy. Uważam TouchWiz za najlepszą dla konsumentów masowych nakładę, jednak i tak nie chcę jej – Holo ma w sobie magię, która przyciąga. Dopuszczałam możliwość przeniesienia się na TouchWiza, jeśli SGS III oferowałby coś szczególnego, niestety tak nie jest. Telefon w końcu ma zgrabniejszą bryłę (nie dajcie się zwieść zdjęciom, bo SGS III jest po prostu bardzo niefotogeniczny i na żywo wygląda kilkukrotnie lepiej), jest piekielnie szybki, ale jest jednocześnie ogromny (przekątna 4,8 cala to na moje dłonie trochę za dużo) i kontynuuje tradycję plastiku. Obudowa z przodu jest niemiłosiernie plastikowo-błyszcząca w białej wersji, a oprócz tego dostępna będzie wersja peble blue, nie będzie klasycznej czarnej. Galaxy S III to “kawał sprzętu”, jednak ja oczekuję wygody i komfortu używania, nawet kosztem ułamków sekundy dłuższego uruchamiania aplikacji.

 

HTC One X to obok niedostępnego jeszcze Galaxy S III najbardziej flagowy Android. Jego też biorę pod uwagę jako mój przyszły telefon, jednak HTC trzeba kochać. Trzeba lubić ten specyficzny, w szczegółach tylko zmieniany wygląd i nakładkę HTC Sense. Za One X przemawia kilka rzeczy: 32 GB wbudowanej pamięci, świetny, najlepszy chyba na rynku Androida aparat fotograficzny i dosyć dobre dopracowanie. Na minus? Wbudowana na stałe bateria, nierozszerzalna pamięć (niby 32 gigabajty to dużo, ale…) i przycisk blokowania o odblokowywania telefonu na górze urządzenia. To ostatnie zwłaszcza, niby taki mały szczegół, w codziennym użytkowaniu potrafi doprowadzić do białej gorączki. Nie wiem, czy HTC wychodzi z założenia, że użytkownicy smartfonów mają dłonie z gumy i lubią nienaturalnie wyginać palec wskazujący do góry, że wszyscy mają długaśne palce czy lubią gimnastykę? Już w mniejszych modelach umiejscowienie tego przycisku stanowiło dla mnie problem, bo odblokowywanie ekranu to jedna z tych czynności, którą wykonuje się nawet kilkadziesiąt razy dziennie. Szczegół przeradza się więc w mękę, nawet w małych modelach, jak ChaCha.

Nie jestem też fanką Sense UI. Nie mam pojęcia, po co mi trójwymiarowa animacja przewijania pulpitu i dlaczego miałabym wybrać specyficzny wygląd interfejsu HTC, który mimo, że wciąż unowocześniany, kojarzy mi się wciąż z przerostem formy nad treścią. Zwłaszcza od momentu wyjścia Androida 4.0, który wprowadza już domyślnie wiele funkcji, które wcześniej miało tylko Sense UI.

Dla wyjaśnienia: nie jestem zapalonym graczem smartfonowym. Smartfon służy mi przede wszystkim do komunikacji mailowej i przez Gtalka, Hangouty i Skype’a. Jedną z jego głównych funkcji ma być wygodna możliwość czytania dużych ilości tekstu, więc wysoka rozdzielczość jest wskazana. Ma robić przyzwoite zdjęcia, dawać błyskawiczny dostęp do najczęściej używanych funkcji i być terminalem do łączenia z chmurą i korzystania z kilku kluczowych aplikacji. Do tego ma był estetyczny i ładny, jako gadżet, na który patrzę i którego używam wiele razy dziennie. Ma odtwarzać muzykę i być jak najwygodniejszy, zarówno od strony sprzętowej, jak i oprogramowania.

I dlatego właśnie chyba decyduję się na Galaxy Nexusa. Nie dość, że to telefon prosto od Google’a, co oznacza czystego Androida 4.0, w którym wręcz się zakochałam, to jest najwygodniejszym smartfonem z dużym, ponad cztero i pół calowym ekranem, który miałam okazję “pomacać” (mam taką fanaberię – chcę smartfona z dużym ekranem, dlatego na przykład HTC One S odpada). Skoro to Galaxy Nexus to Samsung, to klawisz blokady ułożony jest na boku, tak by można było używać go kciukiem. Ma wysoką rozdzielczość i – ważne – wirtualne klawisze z Androida 4.0. Nie wiem, dlaczego SGS III i HTC One X wciąż wyposażane zostają w dotykowe klawisze fizyczne. Może by nie mieszać klientom w głowach. Jednak te wirtualne przyciski ekranowe sprawdzają się dobrze i zachowują bardzo fajnie (są na przykład wyłączane w grach tak, że przypadkowe przesunięcie palca bez oderwania go od ekranu nie skutkuje wykonaniem akcji – dopiero oderwanie i dotknięcie przycisku wywołuje funkcję).

Takich “smaczków” jest więcej. Galaxy Nexus ma tylko 2 rdzenie, ale Galaxy S I, którego wciąż używam, ma 1 rdzeń, jest już “smartfonowym emerytem”, a wciąż da się z niego w miarę wygodnie korzystać. Mam więc nadzieję, że Nexus posłuży mi właśnie przez około 1,5 roku. I to jego kupię…, chyba.

Chyba, że przekonacie mnie do czegoś innego.

P.S. wydanie około 2 tysięcy złotych na smartfona traktuję bardzo poważnie. Ma być to narzędzie do codziennej pracy, więc nie mogę pozwolić sobie na fanaberie i nieprzemyślane zakupy, których potem będę mocno żałować.

P.S. 2 powyższy tekst jest całkowicie subiektywny. Bardziej subiektywnie już się nie da, w końcu piszę o swoim własnym wyborze.

 

*grafika główna: Android Community

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA