REKLAMA

Bo gdy nie ma internetu...

22.05.2012 10.08
Bo gdy nie ma internetu…
REKLAMA
REKLAMA

Najgorszy horror blogera? Brak dostępu do sieci. Właśnie to przydarzyło mi się dzisiaj, a właściwie wciąż trwa. Obudziłam się rano i internet nie działał. Tak po prostu. Pomyślałam, że może w nocy na chwilę wyłączono prąd i że w związku z tym router postanowił zapomnieć ustawienia (uroki mojego routera). Zrestartowałam, wklepałam ustawienia, niby wszystko w porządku… Internetu nie ma. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że mam przekichane. Brak internetu równy jest braku możliwości wykonywania pracy, dostępu do wielu plików, no tragedia i wiem, że nie tylko moja.

Jakby ironicznie, wczoraj na Google+ wplątałam się w dyskusję o tym, co się dzieje, gdy zostanie wyłączony prąd, nawet zapowiedzianie. Bartosz miał taki problem – co z tego, że miał naładowaną baterię w komputerze, skoro router bez prądu nie będzie chciał połączyć z internetem, a nagle jeszcze okazało się, że domowy serwer plików bez prądu też odmawia współpracy. Nagle wszystko to, z czego korzystamy na co dzień staje się niedostępne, a my zdajemy sobie sprawę, jak mocno jesteśmy uzależnieni od energii, internetu i jak bardzo potrzebujemy tego do pracy i rozrywki.

U mnie jest trochę inaczej. Mam prąd, ale coś jest nie tak po stronie dostawcy internetu (Netia). Stacjonarna linia telefoniczna też leży. W sumie nie byłaby to wielka tragedia – mam smartfona, mam internet mobilny na kilku kartach SIM, więc może połączę się z siecią w ten sposób? Żeby to było takie proste…

Otóż istnieją jeszcze miejsca, w których mobilny internet to egzotyka. Mam przyjemność mieszkać w takim miejscu. W domu nie mam prawie żadnego zasięgu – ten złapię w określonych miejscach (koło okna ipt.), ale i zasięgu internetu nie ma co marzyć. Wszyscy operatorzy dają tu, mówiąc potocznie, ciała. Od lat skazana jestem na to, by moje główne numery działały na Plusie, bo chociaż jakością nie grzeszy, to i tak ma najlepszy zasięg. Orange, T-Mobile, Play, nawet Plus – wszystko jest prawie nieużywalne. Playa próbowałam, bo w końcu krzysta też z roamingu Plusa i Orange, ale z Playem są wiecznie kłopoty. Na przykład zamiast logować do Plusa czy Orange (bo swoich nadajników tu nie posiada), to woli logować do czeskich sieci. Tak, czeskie sieci mają u mnie lepszy zasięg, niż polskie. Koniec świata.

Dziś pracuję tak!

Z internetem mobilnym też więc jest tragicznie. Na szczęście operatorzy rozwijają insfrastrukturę, jednak na moim podwórku lub na balkonach i tak nie mam co marzyć o nawet stabilnym, niezanikającym EDGE. Za to – niespodzianka! – na plaży, a zwłaszcza na jeziorze, złapię HSPDA, które śmiga pięknie. To logiczne, w końcu po co komu HSDPA w miejscowości, w której mieszkają ludzie, bardziej przyda się pokrycie zasięgiem tafli wody.

Te narzekania nie zmieniają jednak mojej sytuacji. Nie mam internetu, nie wiem dlaczego, a pewnie zanim dostawca rozwiąże problem to ja zirytuję się jakieś tysiąc razy i pomyślę nieraz, że am gdzieś chmurę i wszystko, co z nią związane. Chmury są fajne, jak się ma dostęp do internetu 24 godziny na dobę. Przestają być właśnie w takich kryzysowych momentach. Jak mam prowadzić Spider’s Web? Jak mam puszczać teksty, żebyście Wy, czytelnicy, mieli co czytać? Jak mam pisać teksty bez dostępu do informacji na bieżąco? Jak w ogóle mam porozumiewać się ze światem, ze współpracownikami, skoro to GTalk stanowi główny kanał komunikacyjny? Dno.

Wkładam więc kartę SIM do modemu w komputerze i idę szukać zasięgu. Trzymajcie kciuki. I zastanówcie się czasem, czy za bardzo nie opieramy się na internecie i nie traktujemy zdobyczy technologii jako codzienności. Bo przychodzi moment, gdy ta technologia zawodzi i nie można na to nic poradzić.

 

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA